Sprawa kontrowersji skrzynek z losowym łupem nie jest wcale świeża. Wcześniej w tym roku, za przetrzepanie skóry rzekomym sponsorom tej odmiany hazardu, wzięła się Belgijska Komisja ds. Gier. Dziś cień stosów cyfrowych skrzynek padł na Holendrów, jednak nie jest on aż tak intensywny jak w przypadku Belgów.
Zaogniona sprawa zbiera kolejne żniwo w postaci zaufania graczy, bo tym razem restrykcji udaje się uniknąć w iście zawodowy sposób. Przed zakupem pożądanej paczuszki, każdy obywatel kraju ma możliwość zajrzenia do jej środka, więc teoretycznie wie, na co decyduje się przeznaczyć pieniądze. Jest oczywiście wspomniany haczyk, ale śmiało można stwierdzić, że to raczej hak.
Otóż pomimo możliwości poznania zawartości skrzynki przed jej zakupem, nie jest możliwe zamiana jej na inną, przykładowo bardziej wartościową. Oznacza to, że składowe paczki są z góry narzucone (wygenerowane losowo) i nie możemy ich pominąć i przejść do zakupu kolejnej skrzynki, bez uprzedniego zakupienia tej z kiepskim lootem. Oczywiście nie jest powiedziane, że kolejny box będzie miał większą wartość – ponownie bowiem jego zawartość wybierze za nas komputer. Wyłączone zostało również kupowanie skrzyń hurtem.
W skrócie – udało się ominąć przepis zabraniający sprzedaży pudełek o nieznanej zawartości z różnymi wartościami prawdopodobieństwa otwarcia przedmiotu o danej rzadkości, ale zrobiono to w taki sposób, że gracze nadal zmuszeni są do zakupu większej ilości cyfrowych dóbr do momentu natrafienia na pożądany przedmiot. Quo vadis, twórcy loot boksów?
Skrzynki z losowym łupem to jedna z wielu plag nawiedzających dzisiejszą branżę, której, jak widać, będzie się zdecydowanie trudniej, pozbyć niż mogłoby się wydawać.