Pierwsza część Fable okazała się być sukcesem nie tylko sprzedażowym, ale i wizerunkowym, kiedy to w 2004 roku wydano grę na pierwszego Xboxa. Jej ulepszona wersja, Fable: Zapomniane Opowieści, tylko poszerzyła grono fanów. Gracze pokochali bajkowy świat Albionu i jego prostą wizję dobra i zła, gdzie to nasz protagonista zmieniał się wraz z podjętymi decyzjami. Po paru latach gra doczekała się sequela, tym samym tworząc nową serię, o której dziś już się trochę zapomniało. Co poszło nie tak? Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Studiując zapomnianą opowieść
Fable to seria RPG, która nie należy do najsilniejszych w growej branży. Wydano zaledwie trzy główne tytuły: Fable, Fable II oraz Fable III, oprócz tego kilka pobocznych, pomniejszych produkcji. Wydarzenia rozgrywają się w fantastycznym świecie Albion, a ten, w przeciwieństwie do wielu innych, naprawdę ewoluuje. W „jedynce” mamy do czynienia z typowym klonem średniowiecza, sequel dzieje się pięć wieków później i wygląda jak okres oświecenia, trzecia część zaś przedstawia nam już okres epoki rozwoju przemysłu i industrializacji.
Początkowo gra pojawiła się wyłącznie na pierwszym Xboxie. Rok po wydaniu pierwszej części opublikowano jej ulepszoną wersję, Fable: Zapomniane Opowieści, która poprawiła część błędów, dodała nową zawartość, zmieniła fabułę oraz nieco odświeżyła grafikę. Co ważniejsze, tym razem gra trafiła nie tylko na konsolę Microsoftu (w tym wypadku już nowszy Xbox 360), ale także na PC. W 2008 wydano sequel, niestety, decyzją Microsoftu pozostał on wyłącznie jako exclusive na X360. Na szczęście (dla pecetowców), dwa lata później „trójka” wyszła zarówno na Iksa, jak i komputery osobiste. Wszystkie główne oraz większość pobocznych tytułów została stworzona przez nieistniejące już studio Lionhead, a nad całym projektem pieczę trzymał złotousty Peter Molyneux.
Idąc ku chwale
Jak w wielu grach, w Fable istnieje standardowy rozwój protagonisty – model od zera do bohatera. W pierwszej części poznajemy naszego bohatera jako dziecko. Już przy początkowej cutscenie gra rzuca nam w twarz informację mówiącą o tym, że świat nie jest niemą, stałą skałą. Świat reaguje zarówno na nasze dobre, jak i złe uczynki. Cóż… W zasadzie nie zostaliśmy okłamani, ale wrócimy do tego później. No więc gramy, wykonujemy swoje pierwsze misje i dostajemy scenę wprost z dramatu: oto miasteczko, w którym mieszka nasz protagonista, zostaje zaatakowane przez krwiożerczych bandytów. Ojciec młodzieńca ginie podczas ataku, a on sam zostaje uratowany przez członka Gildii Bohaterów, który zabiera go na trening i nowe życie. Życie z celem pomszczenia śmierci ojca i odnalezienia rodziny.
Druga część przenosi nas 500 lat po wydarzeniach z „jedynki”. Ponownie zaczynamy jako dziecko, lecz zamiast beztroskiej sielanki, ukazuje się nam smutna dola biedoty. Młody protagonista wraz z siostrą przemierza ulice wielkiego miasta, gdy ich oczom objawia się handlarz artefaktami chcący sprzedać im rzekomo magiczną pozytywkę, która ma spełnić jedno życzenie właściciela. Po uzbieraniu pieniędzy kupujemy przedmiot, a siostra głównego bohatera (lub bohaterki) wypowiada życzenie. Marzenie spełnia się tej samej nocy, gdyż dzieci zostają zaproszone do zamku. Lecz tak szybko, jak szczęście się pojawiło, równie szybko dobiegło końca: dziewczynka zostaje zamordowana, a nasz protagonista / nasza protagonistka ledwie przeżył(-a) to spotkanie. Ponownie to zemsta jest spiritus movens. W „trójce” mamy przełom, gdyż nie tylko nie zaczynamy jako dziecko, ale także nasz(-a) bohater(-ka) potrafi mówić. W kwestii motywacji nic się nie zmienia – protagonista chce zemsty na swoim bracie, który jako władca Albionu jest despotą i wyrządził krzywdę naszej postaci.
Magią i mieczem (albo pistoletem)
Nieodłącznym elementem serii jest walka. Dzieli się ona na trzy rodzaje: walkę w zwarciu, walkę na dystans oraz Wolę (odpowiednik magii w tym uniwersum). Z zabitych wrogów wypadają kule doświadczenia, za pomocą którego możemy rozwijać naszego bohatera. Oprócz kul ogólnych, zbieramy expa odpowiadającego broni, jaką zabiliśmy oponenta. Przykładowo, jeśli zabijemy bandytę za pomocą łuku, oprócz doświadczenia ogólnego (możemy je wydać na dowolną z dziedzin), wypadną także kule zręczności itp. Jak to w RPG-ach bywa, mamy szeroki wachlarz umiejętności magicznych oraz wybór broni. Aby uchronić się przed obrażeniami, musimy blokować uderzenia lub ich unikać. I choć z daleka może to wyglądać jak mechanika Dark Souls, tak na podobnym turlaniu się podobieństwa te się kończą.
Serii, poza kilkoma wyjątkami, brak porządnych bossów z prawdziwego zdarzenia. Bossów, którzy są wyzwaniem, za którymi stoją sekrety i własne historie, niektóre mroczne i przerażające, inne smutne i pełne wzruszenia. Niestety, ale w całym cyklu brakuje nie tylko emocjonujących starć z bossami, ale i ekscytujących starć w ogóle. Pod tym względem część pierwsza jest tutaj najlepsza. Wola jest ograniczona i żeby ją uzupełnić, trzeba pić mikstury. Ponadto, nasz heros może zginąć, o ile nie kupimy eliksiru zmartwychwstania, dzięki któremu podniesie się on nawet po ranach śmiertelnych. O śmierć można było się zahaczyć, gdyż niektórzy wrogowie byli wymagający, szczególnie przy pierwszym podejściu. Od drugiej części twórcy poszli jednak w zupełnie innym kierunku: Wola jest ograniczona wyłącznie czasowo, przy odpowiedniej grze da się po prostu spamować czarami, a główny bohater nigdy nie ginie, jedynie pada na ziemię, by wstać po kilku sekundach. Zamiast śmierci, ogłuszony bohater otrzymuje blizny, które wpływają na jego ocenę. Nawet element kary szybko odchodzi w niebyt, gdyż zdobyte blizny da się zaleczyć. Grając, musiałem sam sobie utrudniać i używać różnych kombinacji broni. W praktyce najlepsza i najszybsza jest Wola – wystarczy mushować przycisk B, a gra sama się przejdzie.
Dom wykupić, kurczaka kopnąć, syna wychować
Poza siekaniem cebulki tuzinów wrogów, istnieje szereg różnych innych aktywności. Jeśli czujemy, że potrzeba nam siana, szukamy skarbów lub… idziemy do wybranego zakładu pracy (od drugiej części) gdzie rąbiemy drewno, wykuwamy ekwipunek lub podajemy piwa. Gdy już zbierzemy odpowiedni kapitał i poczujemy chęć posiadania własnego stoiska z paróweczkami, idziemy kupić, a następnie wynajmować dom, oczywiście, najpierw mając swój własny! Jeśli stwierdzimy, że nasz heros jest jakiś taki samotny i towarzystwo psa mu nie wystarczy (od drugiej części mamy przy sobie czworonożnego kumpla, który wynajduje nam znajdźki i pomaga w walce), możemy pokusić się o jakiś romans, w skutek czego znajdziemy swoją drugą połówkę. Fanów date simów i skomplikowanych romansideł muszę rozczarować, ponieważ zdobywanie względów naszej damy polega głównie na pokazywaniu klaty, rzucaniu zalotnego „Hej” i dawaniu prezentów. A jeżeli naszą wolą było spłodzenie potomka… cóż, i taka możliwość się pojawiła. Całość okraszono charakterystyczną stylistyką i humorem.
Z czasem możemy znudzić się wyglądem naszego bohatera. Ten w pewien sposób zmienia sama gra, gdyż protagonista starzeje się. Lecz jeśli samo siwienie nam nie wystarcza, można pokombinować z fryzurami i tatuażami. Wystarczy, że kupimy wzór, pójdziemy do fryzjera i voilà – całkiem nowy-stary bohater. Jeżeli i to nie jest wystarczające, pozostaje jeszcze dobór ubioru protagonisty, zwłaszcza w drugiej części, gdzie rola pancerza została zredukowana.
Tell me lies, tell me sweet little lies
Choć moja zabawa w całej serii była przednia, tak po iluś godzinach grania zaczynałem czuć… pewne rozczarowanie? Wyobraźcie sobie, że idziecie na kiermasz, gdzie znany i lubiany, choć nie najlepszy, cukiernik wystawia swoje ciasta, obiecując, iż będą się one wręcz rozpływać w ustach. Przyjmujesz zaproszenie, ruszasz na event i degustujesz ciasta. Jedząc, wyczuwasz całkiem niezłą kombinację smaków. „Gordon Ramsey to to nie jest, ale i tak dobre” – myślisz. Zadowolony ze smaku tego, co zjadłeś, idziesz do kasy, chcąc kupić więcej ciasta, po czym odkrywasz, że to… koniec. Wypieki się skończyły, a część z tych obiecanych w ogóle się nie pojawiła. Co prawda, Molyneux piekarzem nie jest, lecz jako główny producent trochę zawiódł, głównie w kontekście niespełnionych obietnic. Choć wspomniany wyżej osobiście przeprosił, myślę, że diabeł tkwi w innym szczególe. Wspomniałem wcześniej o systemie moralności. Dobre uczynki zmieniają nas w pozytywną istotę, z aureolą na głowie i światłem wokół, a złe uczynki przywołują do nas muchy, na głowie zaś wyrastają nam rogi. I… w zasadzie to tyle.
Opowiem wam o pewnym procesie. Spokojnie, nie bójcie się, opiszę to bezspoilerowo. Otóż jest sobie postać AXY. Postać AXY narobiła wiele złego, odpowiada za śmierć wielu ludzi, w zasadzie moglibyśmy nazwać ją złą aż do momentu sądu, kiedy to tłum ludzi staje przed nami z AXY i żąda sprawiedliwości. Wtedy też AXY wyjawia, że zrobił to dla dobra ogółu, gdyż wiedział o nadchodzącym wrogu i wszystko, co czynił, było dla wyższego celu. Po wysłuchaniu oskarżonego mamy dwie opcje: dobrą, w której oszczędzamy go, lub złą, w której skazujemy go na śmierć. Żadna z tych opcji, poza drobnymi zmianami w dialogach i cutscenach, nie wpłynie znacząco na grę. W innych tego typu decyzjach mamy wybór między rozwiązaniem dobrym i złym, z czego najczęściej to drugie jest opłacalne… w złocie. Tak, zazwyczaj wybory ograniczają się do poświęcenia kogoś dla pieniędzy lub innych dóbr, nieraz zupełnie niepotrzebnych. Mogę powiedzieć, że cały system moralności oparty jest nie na dualizmie dobry–zły, a cnotliwy paladyn–chciwy kutafon. Dziś mogę też stwierdzić, że gdyby polepszyli ten aspekt, to przypominałby on moralność w Mass Effect, gdzie możemy być wybawcą-idealistą, miłym dla wszystkich komandorem Shepardem, albo wybawcą-renegatem, człowiekiem bez skrupułów. Oprócz systemu moralności, doświadczyłem paru innych rozczarowań, np. ograniczonej możliwości kreacji postaci (przy czym nie mam na myśli wyglądu, a choćby formowanie jej charakteru).
Innym, ważnym problemem jest znalezienie docelowej grupy odbiorców, dla których przeznaczona jest gra. Może lubiący walkę hardzi gracze? Błąd! Zgodnie z tym, co mówiłem o walce, nie jest to na pewno typ lubiący soulslike – Fable są w większości proste. Może są to dzieci? Błąd! W grze pełno jest rubasznego humoru o seksie i genitaliach, a żarty te nijak nie pasują do młodszego odbiorcy (nie mówiąc już o klasyfikacji PEGI). Może ludzie kochający bogate opowieści, świetne scenariusze fantasy? Też błąd. Choć historie bohaterów nie są najgorsze, a lore, choć nie obszerne, jest przyzwoite, to, niestety, całość nie powala na łopatki. Przypomina mi to grę Alpha Protocool, produkcję bardzo dobrą, lecz w pewnym sensie nijaką: ani to dobra strzelanka, ani świetny RPG, ani nawet udana skradanka. Myślę, że podobny problem ma seria Fable. Do tego dochodzi brak rozwoju ulepszeń. Trochę szkoda.
A co z pozostałymi obozami grami?
Oprócz trzech głównych części, wydano jeszcze kilka gier z tego uniwersum. W 2008 roku wypuszczono Fable II: Pub Games, zbiór trzech gier arcade’owych niewyróżniających się niczym szczególnym. Dalej mamy Fable Coin Golf z 2011 roku, prostą grę w golfa na urządzenia mobilne z systemem Windows, z możliwością przesyłania złota z gry mobilnej do naszego zapisu w Fable III. Rok później wydano Fable Heroes i Fable: The Journey. Ta pierwsza to luźny hack’n’slash z elementami RPG stawiający wyłącznie na gameplay, podczas gdy The Journey to produkcja uproszczona na potrzeby Kinecta; obie gry ukazały się tylko na Xbox 360. W 2014 roku pojawił się remaster Fable: Lost Chapters (który z kolei był remasterem oryginalnego Fable) – Fable Anniversary (spokojnie, tu już kończą się komplikacje). Ostatnią grą jest karcianka online na PC i Xbox One, Fable Fortune, z 2017 roku (early access; pełna wersja gry rok później). Jej żywot trwał trzy lata, w marcu tego roku serwery zostały wyłączone i nie można już w nią zagrać. W planach było także Fable Legends, ale prace anulowano. Wszystkie gry, oprócz Fable Fortune, zostały stworzone przez Lionhead, a za Fortune odpowiadało Flaming Fowl Studios. Jak na razie to wszystkie gry z tego uniwersum, lecz… kto wie?
Mimo iż seria ma swoje za uszami i mogłaby wiele rzeczy zrobić lepiej, tak muszę przyznać, że pisząc o niej, czułem pozytywne ciepełko w sercu. Jeśli (jakimś cudem) zaciekawiłem was tym cyklem, to mam dobrą wiadomość, czytelnicy, gdyż krążą plotki, jakoby Fable 4 był właśnie w produkcji. Pozostaje trzymać kciuki i mieć nadzieję, że to prawda.