Warcraft: Początek swoją premierę w Stanach Zjednoczonych miał dwa tygodnie wcześniej niż w Polsce i zebrał tam wyjątkowo słabe opinie. Trailer, który wielokrotnie widziałam wcześniej w kinie też nie był zachwycający. Spodziewałam się więc kolejnej słabej próby przeniesienia gry na ekran, która wpadnie po prostu do głębokiego worka z innymi crapami. Już po kilku minutach od rozpoczęcia seansu wiedziałam, że bardzo, bardzo się pomyliłam.
Zacząć trzeba od tego, że nigdy nie grałam ani w Warcrafta, ani w późniejsze WoW, jestem za to wielką fanką fantastyki – głównie w literaturze, ale to tylko dlatego, że ekranizacje powieści fantasy wypadają zwykle równie słabo jak gier. W postaci Warcraft: Początek otrzymaliśmy najlepszy, najbardziej efektowny film fantasy od 2003 roku kiedy na ekrany trafił Powrót Króla. Orki z Draenor zjadają całą trylogię Hobbita na śniadanie.
Najbardziej bałam się, że film będzie śmierdział tanim CGI – zwiastun naprawdę nie wyglądał przekonująco. A CGI był tu bardzo drogi i bardzo dobry, nic nie wyglądało jak zrobione na Atari, w ogóle nie wyglądało jak zrobione komputerowo. Orki, ogromne wilki, gryfy, demony – naprawdę robiły wrażenie autentycznych. Krajobrazy wyglądały jak sfilmowane w naturze, a nie na green screenie. Ogromne brawo dla osób odpowiedzialnych za efekty.
Jak wspominałam na początku nigdy nie grałam w Warcrafta, ale wiem jak ta gra wygląda – i wygląda dokładnie tak. Klimat, przynajmniej ten wizualny, został oddany perfekcyjnie, a z opinii znajomych fanów gry, wiem że twórcy nie zaliczyli też żadnej większej wpadki jeśli chodzi o realia uniwersum.
Jeśli chodzi o samą fabułę, która pewnie dla osób zaznajomionych z pierwszymi odsłonami gry nie jest żadną niespodzianką, to wypada ona naprawdę nieźle. Nie nudziłam się na seansie ani przez kilka minut, zwroty akcji nie należą do gatunku tych, które średnio błyskotliwy widz odgadnie kilka minut przed ich wyjawieniem przez scenarzystów. Akcja jest szybka, ciekawa, kiedy trzeba jest poważna, a kiedy robi się zbyt ciężko – tonowana odpowiednią dawką poczucia humoru (i nie jest ono żenujące).
Tym co zasługuje na największą pochwałę jest kreacja bohaterów – widzimy na ekranie żywe postacie, ze swoimi emocjami, rozterkami i decyzjami, często trudnymi, jakie muszą podjąć. Nie ma tu postaci jednoznacznie dobrych lub złych (oprócz Gul’dana, który pomimo tego że jest głównym czarnym charakterem nie jest ani trochę przekonujący i jego jedyną rolą jest wypełnienie konkretnego miejsca w rozwoju fabuły).
W obsadzie brak gwiazd wielkiego formatu, właściwie jedyną rozpoznawalną twarzą jest Travis Fimmel, znany bardziej jako Ragnar Lothbrok z serialu Wikingowie. I to właśnie on chyba najbardziej zawiódł mnie aktorsko. Nie żeby jego rola zagrana była źle, Lothar wypadał bardzo dobrze, jednak był dokładnie identyczny jak Ragnar. Nigdy nie przemawiało do mnie jeśli aktor gra wszystkie role jednakowo, ponieważ lubię myśleć o postaciach fikcyjnych jako o autonomicznych bytach – jeśli Anduin Lothar nie tylko wygląda, ale też zachowuje się tak samo jak Ragnar Lothbrok, to zaliczam to aktorowi na duży minus. Nie wiem, czy dostał polecenie od reżysera, żeby tak kreować postać, czy to jego własna inicjatywa, czy brak umiejętności zagrania inaczej.
Spośród reszty obsady szczerze mówiąc nikt się nie wyróżnia, ani na plus, ani na minus – wszyscy trzymają w miarę równy poziom. Brak tu oscarowych ról, ale nie ma też rażących niedociągnięć. Chyba byłoby bardzo ciężko zepsuć aktorom tak dobrze rozpisane postacie.
Zupełnie nie rozumiem fali krytyki, która spadła na ten film po amerykańskiej premierze i odnoszę wrażenie, że najwięcej w tym temacie mieli do powiedzenia ci, którzy filmu po prostu nie widzieli i wydali opinię na podstawie zwiastuna. Przemawia za tym chociażby fakt, że jednym z zarzutów stawianych filmowi było to, że orki płci męskiej wyglądają jak ogromne bestie, a orki-kobiety tak samo jak kobiety ludzkie tylko z zieloną skórą. Przed obejrzeniem filmu, ten zarzut mógł wydawać mi się sensowny, jednak już pierwsze kilka scen całkowicie go obala. Orczyce wyglądają jak orczyce, jak ludzkie kobiety (tylko zielone) wygląda jedynie Garona. Pewnie dlatego, że jest prawie ludzką kobietą. Tylko zieloną. 😉
Dochodzimy w końcu do ostatniej kwestii – kończąca film scena batalistyczna. Jedna z lepszych scen bitewnych w filmach fantasy, jakie w ogóle powstały. Na pierwszym miejscu oczywiście od lat bitwa o Gondor, potem przysłowiowe długo, długo nic, dalej jednak spokojnie można postawić bitwę o Azeroth.
Mam nadzieję, że Początek nie będzie jednoczesnym końcem filmowej serii Warcraft, byłoby naprawdę szkoda zmarnować tak ogromny potencjał. Żyjemy w czasach mody na coroczne części kolejnych trylogii filmowych, mam więc nadzieję że w 2017 możemy spodziewać się Warcraft: Środek, a w 2018 Warcraft: Zakończenie. Na razie zapowiedzi brak, ale liczmy na to, że Box Office będzie się zgadzał.