Po prawie 8 latach Cyberpunk 2077 w końcu zagościł na naszych dyskach. Była to premiera… na pewno kontrowersyjna, jednak nie o samym Cyberpunku będziemy tu mówić, tylko o jego twórcach, czyli studiu CD Projekt RED. Dokąd to wszystko prowadzi?
W jaką stronę zmierza CDPR? W chwili obecnej lotem pikującym w dół. Serio, nie wiem, czy mogło być gorzej. Co prawda chwalą się 13 milionami sprzedanych kopii CP77, ale jednocześnie czytamy, że już dwie amerykańskie kancelarie składają pozwy w imieniu inwestorów, że współzałożyciel spółki sprzedał swoje akcje za grube miliony na dwa dni przed zdjęciem embargo na recenzje, że nastroje wewnątrz firmy są coraz gorsze i prawdopodobnie większość pracowników czeka tylko na wypłatę premii i wypada stamtąd, a teraz nawet w święta grinchują. To spektakularna porażka marketingowa i PR-owa. I w tym zamieszaniu najmniej ważne jest to, że co kilka dni wypuszczają nowe hotfixy, dzięki którym dziś CP77 to już pewnie dużo lepsza gra niż w dniu premiery. Naprawdę serdecznie szkoda mi devów w CDPR, którzy muszą ponosić smutne konsekwencje nieudolnego zarządu. Mnóstwo naprawdę ciężkiej pracy, którą włożyli w grę, zostało podeptane przez ambicje decydentów i już nic tego nie naprawi. Mleko się rozlało i rządzący w CDPR dostali bolesną nauczkę na przyszłość. O ile będzie dla nich jakaś przyszłość, bo zaufanie nie tylko graczy, ale przede wszystkim inwestorów będzie im bardzo trudno odzyskać.
– Ewa Chyła
Fakt, przyszłość warszawskiego studia nie pisze się aktualnie w ciepłych barwach. Popełniono wiele błędów, których żniwo zbierają teraz wszyscy. Rozliczanie kto i dlaczego zawalił zostawię mądrzejszym od siebie, bo mi jest po prostu studia żal. Patrząc na tempo wspomnianych hotfixów, wydaje się, że zabrakło im zaledwie miesiąca, że wypuścić tego Mesjasza wśród gier, na którego czekali fani. Z tym że obecny stan produktu to też pośrednio efekt presji z ich strony. Zrozumiałym jest, że wściekali się na kolejne opóźnienia premiery, ale pogróżki wysyłane do pracowników studia też mogły zaważyć o tym, w którą stronę przechyliła się waga „jakość kontra czas”. Nie zmienia to faktu, iż studio wciąż pracuje nad tym, aby doprowadzić grę do właściwego stanu. Ba, posypali głowy popiołem, nawet jeśli czysto PR-owo, to jednak to zrobili, w przeciwieństwo na przykład do Todda Howarda, który długo utrzymywał, że Fallout 76 był rewelacyjny od pierwszego dnia. Obserwujemy teraz w internecie falę hejtu na studio, w którym setki pracowników naprawdę starało się „dowieźć” produkt. Nie udało się, ale czy to znaczy, że to koniec? Nie sądzę, a przynajmniej mam nadzieję, że nie. Jest to ogromny blamaż, lecz Redzi pokazali, że naprawdę potrafią robić gry i słuchać graczy. Mało który deweloper zdecydowałby się na tak ogromny proces refundacji, choć i tu pojawili się geniusze, którzy oczekiwali, że dostaną z powrotem pieniądze, ale gra zostanie u nich. W całej tej sytuacji widać tak naprawdę, że z wiekiem nasza branża zapomniała o jednej ważnej rzeczy. O cierpliwości, zarówno ze strony deweloperów czy raczej wydawnictw liczących pieniądze, jak i graczy, którzy wciąż potrzebują nowych rzeczy. Kiedyś mieliśmy może kilka dużych premier rocznie, a wszystkie w ogóle zamykały się pewnie w jednej, może dwóch setkach. Więc jeśli mamy szukać gdzieś winy, to wińmy branżę, którą stworzyli twórcy do spółki z graczami. Lub uważniej przyglądajmy się scenie indie, gdzie tworzą ludzie, którzy tak jak kiedyś robią to z pasji, a nie wyłącznie dla pieniędzy.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński
Śledząc historię studia od początku, czyli od zespołu powołanego do stworzenia pierwszego Wiedźmina, można zaobserwować jedną rzecz. Zarząd za każdym razem podnosi bardzo wysoko poprzeczkę. Przy pierwszej części były problemy z systematycznością w młodym i uczącym się pracy w gamedevie studiu, co pokazano tym bardziej poprzez wydanie „Enhanced Edition” naprawiającej podstawowe problemy oryginału. Przy drugiej części to samo, chaos był tak duży, że kilka miesięcy przed premierą zmieniono model twarzy Geralta! I tak samo, potrzebna była duża liczba patchy oraz wydana dopiero rok później Enhanced Edition z premierą na Xboxie 360. W 2015 roku, przy okazji premiery Wiedźmina 3, sprawa była ponownie dosyć poważna, jakość wydania premierowego była mocno dyskusyjna, jednakże wtedy wybaczono problemy, naprawiono grę, wydano dwa świetne dodatki, zebrano setki nagród i tak dalej. Ile razy mogło się to udać? No właśnie. Jednakże, cytując klasyka, „gracze są, ku*wa, najgorsi”. Naprawdę, niedojrzałość, nienawiść, toczenie piany przez graczy jest najgorsze i prostu okropne. Nie zdziwię się, jak zespół odpowiedzialny za Cyberpunka odejdzie jak najszybciej po tym, co musieli przeżyć w tym czasie (opierając się na informacjach, jakie wszyscy otrzymali). I co dalej? Obstawiam, że po wydaniu dodatków zarząd w końcu pójdzie po rozum do głowy i oprze następną produkcję na znanym gruncie, sprawdzonych rozwiązaniach i po prostu wyda „to samo, ale lepiej”. Rozwój jest świetny, ale tutaj potrzeba stabilizacji. I mam nadzieję, że taka nastanie po kuble zimnej głowy, jaką była premiera Cyberpunka, zwłaszcza na starych konsolach.
– Piotr Przybyła
Samuraj ma do spalenia miasto, gracze w większości palą serwery swoją wściekłością, a jak wy oceniacie obecną sytuację i co sądzicie o przyszłości Redów? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach!