Znacie to uczucie, kiedy czekacie na jakiś tytuł jak na szpilkach, trzęsącymi rękami uruchamiacie grę po raz pierwszy, a potem nagle uchodzi z was całe powietrze, bo nie tego się spodziewaliście? Albo kiedy cały świat pieje z zachwytu, tytuły zyskują miano kultowych, a wy za nic w świecie nie rozumiecie ich fenomenu? Cóż, my też je znamy, dlatego postanowiliśmy podzielić się z wami tytułami, które rozczarowały nas najbardziej.
Minecraft
Zacznę z naprawdę grubej rury, w zasadzie najgrubszej możliwej. Mówimy bowiem o najlepiej sprzedającej się grze wszech czasów, którą, według danych z 18 maja 2020 roku, zakupiono w ponad 200 milionach egzemplarzy! I choć jestem w stanie zrozumieć, że są ludzie, którzy naprawdę mogą wciągnąć się w tę produkcję na godziny/dni/tygodnie/lata, to tak ogromny sukces jest dla mnie zaskakujący. Statystycznie oznacza to, że 1 na każde 35 osób na świecie kupiła Minecrafta, a jeśli to do was nie przemawia, to wyobraźcie sobie, że każdy Polak ma grę… w pięciu egzemplarzach.
Do Minecrafta próbowali zachęcić mnie znajomi, którzy dzień w dzień spotykali się wspólnie na serwerze, aby budować i rozwijać swoją bazę. Wydawać by się mogło, że powinienem bawić się rewelacyjne, ponieważ uwielbiam grać ze swoimi przyjaciółmi, nie ma znaczenia, czy kooperacyjnie, czy kompetytywnie, a jednak nie zaiskrzyło między mną a grą. I to mimo wielokrotnych podejść. Czemu? Bo nie miałem celu. Tak, generalnie nie przepadam za grami, które opierają się jedynie na przetrwaniu, jednak nawet wśród nich znajdują się wyjątki, na przykład bardzo przyjemne Factorio. Niestety, hit Markusa Perssona nie miał tego czegoś. W grach szukam przede wszystkim wciągającej fabuły, interesujących mechanik i/lub pamiętnej grafiki. Minecraft nie dał mi żadnej z tych rzeczy.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński
No Man’s Sky
Powyższy trailer przekonał mnie (i prawdopodobnie ogromną liczbę ludzi), że Hello Games przygotowuje rewolucyjną grę. Różnorodne zwierzęta, które reaguje na siebie nawzajem. Ogromne dinozauropodobne stworzenia większe od drzew. Statki przelatujące tuż nad ziemią. Rzeki płynące przez ląd. Wszystko wyglądało przepięknie. Niestety, No Man’s Sky, kiedy zostało już opublikowane, nie posiadało żadnego z wymienionych powyżej elementów.
Ważne jest, żeby wspomnieć, że No Man’s Sky nie było okropną grą. Było całkiem przyjemnym średniakiem. Jednak bardzo szybko zrażało do siebie, bo gra mocno różniła się od obietnic, jakie dawała. Mówiła o sobie jak o rewolucyjnym tytule AAA, który zmieni podejście do gier o tematyce sci-fi, a była jedynie produkcją o średnim budżecie, która zawierała parę interesujących rozwiązań, jednak ogólnie nie miała dość treści, by utrzymać przy sobie graczy na dłuższą chwilę.
Ta historia ma jednak też happy-end. Hello Games nie zraziło się ogromną krytyką gry i przez kilka lat dodawało treść do No Man’s Sky. Czy dzisiaj gra wygląda tak, jak na zwiastunie z E3? Nie i nie jest nawet szczególnie blisko. Dodane zostało jednak dużo nowej treści (jak na przykład budowanie baz), które sprawiają, że ta kosmiczna przygoda ma już czym zainteresować i utrzymać przy sobie graczy.
– Michał Kaźmirczak
Wasteland 2
Na początku był chaos, a z niego wyłoniła się… gra Wasteland. Wstyd się przyznać, ale mimo wielkiej miłości do serii Fallout chwilę zajęło, zanim o niej usłyszałem. Wasteland wyszło w 1988 roku, na długo zanim w Polsce był powszechnie dostępny internet. Dodatkowo, kiedy ukazał się Fallout, nikt o niej nie wspominał. I tak kolejno pojawiały się gry z tej drugiej serii. Trwało to aż do momentu, gdy w 2012 roku gruchnęła informacja, że Brian Fargo zbiera ekipę i zamierza tworzyć sequel protoplasty serii Fallout. „Ale jak to?”, pomyślałem. Na szczęście, wtedy mogłem już wszystko sprawdzić, jak należy. Będąc zmęczonym kolejnymi częściami stworzonymi w pełnym 3D, stęskniony za starym, dobrym rzutem izometrycznym, czekałem jak głupi.
A potem przyszła premiera w 2016 roku. Zestaw Strażnika wyglądał jak wydania gier ze schyłku lat ’90. Nostalgii nie było końca. Jeszcze pierwsze Wasteland było dołączone do zestawu, żeby zobaczyć, jak wyglądało blisko 30 lat wcześniej. Co mogło się nie udać? Otóż to po prostu nie było to. To nie był mój Fallout w nowych szatach. To nie był izometryczny postapokaliptyczny RPG, na jaki czekałem. Zagrałem i odbiłem się po paru godzinach. Nudziło mnie to, wszystko wydawało się brzydkie i niedorobione. Może zatem zbyt gloryfikuję tamte gry? Dla testu odpaliłem Fallout 1…
…i przeszedłem na jednym wdechu. Zaraz po nim Fallout 2 i to samo. Brzydkie? Bynajmniej. Nudne? Ależ skąd. Choć znałem te historie, bo kończyłem oba tytuły wielokrotnie, chłonąłem każdy element tego szarego świata bez odrobiny radości. Zrobiłem sobie dłuższą przerwę i wróciłem do Wasteland 2. Znów pograłem parę godzin, doszedłem do pierwszego poważnego wyboru. Na wszelki wypadek wybrałem ten drugi i znów się odbiłem. Dalej przyszła wersja Director’s Cut, którą otrzymałem za darmo za samo posiadanie gry. Znów zasiadłem pełen nadziei, że o to gra, która przywróci mi nadzieję, że staroszkolne RPG nie umarły. Niestety, wyłączyłem jeszcze szybciej. Co planuję teraz? Właśnie kupiłem Wasteland 3 i spodziewajcie się recenzji w najbliższych tygodniach. Liczę, że ona ma to coś czego szukam.
– Tomasz „Arrow” Wasiewicz
Seria Assassin’s Creed
No dobrze, nie cała. Całkiem niezłe jest Origins, uwielbiam Odyssey i czekam niecierpliwie na Valhallę, ale to przecież zupełnie inne gry niż wszystkie poprzednie odsłony serii. Dla mnie wszystko sprzed Origins jest po prostu niegrywalne. I zdaję sobie sprawę z tego, że jest to opinia dokładnie odwrotna niż większości fandomu.
Próbowałam grać chyba w każdą część i żadnej nie dałam rady ukończyć, mimo że w teorii gry te mają wszystko, co powinno mnie zachwycić. Fabuła osadzona w realiach historycznych, dopracowane postacie, elementy sci-fi – brzmi jak gra idealna. A żadną siłą nie mogę się do niej zmusić. I nie chodzi też o mechanikę, skradanie się mi nie przeszkadza, a rozgrywka jest przecież typowo przygodowa. Co najmniej kilka wątków z serii AC dotyczy wydarzeń i postaci, których historią interesowałam się od dawna i zupełnie poza światem gry, clue stanowi tu część Black Flag, w którą grałam wyłącznie po to, aby „spotkać” osobistości takie osoby, jak Charles Vane czy Jack Rackham. Ale nawet to nie przekonało mnie do ukończenia gry. Assassin’s Creed to moja kupka wstydu. Dopiero kiedy rozgrywka zmieniła się całkowicie w typowego RPG-a, moje serce zabiło dla tej serii mocniej i z chęcią wsiądę na drakkary, palić dziewice i gwałcić wioski.
– Ewa Chyła
Przyznajcie się, której gry nie cierpicie, mimo uwielbienia reszty świata? Albo która rozczarowała was jak skarpetki zamiast roweru pod choinką?