ZALETY
- Namiastka zabawy w poszukiwanie skarbów
- Żywa i kolorowa grafika
- Przyjemna ścieżka dźwiękowa
- Duże mapy
- Spora różnorodność przedmiotów do znalezienia
- Możliwość poznania ciekawostek historycznych
- Bardzo duży potencjał na serię do pogaduszek dla streamerów
WADY
- Doprowadzający do szału odgłos wykrywacza
- Brak minimapy
- Mało intuicyjne w obsłudze HUD-y
- Wykrywacz "tonący" w teksturach
- Zbyt mała szansa na znalezienie rzeczy o wyższej wartości
- Zbyt wysokie ceny sprzętu w stosunku do zarobków w grze
- Błędy w tłumaczeniu na język polski
⁹Prawdopodobnie każdy z nas choć raz pomyślał, że kupienie wykrywacza „skarbów” to świetna inwestycja, która na pewno pozwoli się wzbogacić. Mimo pewnych przeciwności prawnych, detektorystów nie brakuje, a ich znaleziska nie raz zapierają dech w piersiach. Producenci ze studia Drago postanowili przybliżyć ten świat normalnym ludziom i zobrazować jak wygląda praca z wykrywaczem metali. Czy im się udało? O tym będzie w tej recenzji.
Najlepiej recenzję będzie zacząć od stwierdzenia, że gra jest na silniku Unreal. Ma on swoje ograniczenia i swoje mankamenty. Grafika, pomijając naturalne ograniczenia, jest bardzo dobra, nie powalająca (wciąż lepsza niż w F76) ale w połączeniu z dobrą oprawą muzyczną pozwala się zrelaksować i nawet dosyć wczuć w poszukiwania. Problem pojawia się wtedy, gdy nasz bohater postanawia się zamienić się w nośnika Obcego i powstaje nam taki obrazek:
Wybaczcie, ale ja przez skojarzenia z Chestbursterem zacząłem aż popiskiwać ze śmiechu i już nie w głowie było mi szukanie legendarnego skarbu.
Często się też zdarza, że nasz wykrywacz „topi się” w kamieniach. Nawet nie chcę myśleć, ile siły trzeba, żeby taki excalibur ze skały wyciągnąć…
Śmieszki na bok, czas na konkrety.
Celem gry jest, a jakżeby inaczej, eksploracja różnych lokacji i poszukiwanie w nich skarbów. Jednak taki opis to zdecydowane spłycenie. W trybie fabularnych dostajemy zarys historii naszego bohatera, który może odziedziczyć po zmarłym członku rodziny majątek, jednak aby to się stało musi być tego „godzien”. Musimy udowodnić swoją wartość zdobywając prestiż, stanowiący swoiste punkty doświadczenia. Prestiż nie tylko odblokowuje nam kolejne etapy, ale również pozwala nam zakupić nowy sprzęt, który jak w prawdziwym życiu – mało nie kosztuje. Nad ulepszaniem sprzętu warto jest myśleć jako nad pilnym wydatkiem, gdyż patrząc po statystykach, lepsze wykrywacze zdecydowanie uprzyjemniają nam rozgrywkę i zwiększają szansę na znalezienie cenniejszych rzeczy.
Tutaj gra bardzo wiernie oddaje prawdziwe życie, gdyż zakup porządnego sprzętu może oscylować w granicach nawet kilkunastu tysięcy złotych! Co do samego wykrywacza, rzecz, której gra kompletnie nie oddaje to dźwięk urządzenia. Dobra, wytrzymałem 20 minut, wytrzymałem 40 minut aż w końcu dziewczyna kazała mi wyłączyć dźwięk albo iść do drugiego pokoju, ponieważ te przerażające mechaniczne pikanie było słychać w całym mieszkaniu, pomimo podłączonych słuchawek. Ten odgłos był tak drażniący dla uszu, że po godzinie musiałem posłuchać muzyki klasycznej, żeby wybić go z głowy. Sprawdziłem na wykrywaczu ojca mojej dziewczyny, i faktycznie, ten dźwięk zupełnie tak nie brzmi. Problem rodzi się wtedy, gdy chcemy go przyciszyć. Niestety, musimy decydować, albo ból głowy albo brak informacji o skarbach. No tak średnio bym powiedział, tak średnio.
Kiedy już zaopatrzymy się w wykrywacz i kupimy bilety do odległego kraju, możemy śmiało zacząć szukać przygód. Tu zaczyna się ta mniej pasjonująca dla laika część rozrywki. Na szczęście lub nieszczęście zadanie gracza mogę opisać jednym zdaniem: idziesz od lewej do prawej i czekasz aż pojawi się w rogu znaczek, wyciągasz wykrywacz i kręcisz się w kółko tak długo, aż Twoje urządzenie się podświetli i voilà oto Twój zardzewiały gwóźdź.
Tak serio, to faktycznie, gra, dla osoby która nigdy nie miała styczność z tym środowiskiem może wydawać się wręcz zabójczo nudna. No bo przecież ile można chodzić po lesie i znajdować kapsle czy igły? Niestety tak wygląda rzeczywistość, jeden na kilkanaście strzałów okazuje się nie być kolejnym śmieciem, tylko serio wartościową rzeczą. Tu za realizm duży plus dla twórców. Jednak o ile, w realnym świecie nikt się nie nastawia na złote monety czy naszyjniki, jednak w grze dziewiąta z rzędu igła czy kapsel o wartości kilku dolarów mogą skutecznie zniechęcić początkujących graczy.
Tutaj macie przykład kilku moich znalezisk. Gdy zestawimy wartość przedmiotów z ilością kasy potrzebną na sprzęt czy bilety, od razu nam się odechciewa dalszych poszukiwań.
Gra obsługuje 11 języków wraz z napisami i to jest bardzo dobra wiadomość. Jak wspomniałem w plusach, gra ma ogromny potencjał pod streamy z widzami czy filmy z jakimś Q&A czy historiami. Spokojna eksploracja i niewymagający gameplay sprzyjają snuciu opowieści czy pogaduszkom. Wszystko byłoby perfekcyjnie w tej kwestii, gdyby nie dosyć irytujące błędy w tłumaczeniach. Często można natrafić na element menu, który zawiera angielskie wstawki a zdarza się, że treści wyświetlane w napisach zawierają spore błędy. Przykład:
Jak widzimy, ekran gry nie jest zbytnio rozbudowany. Ma to swoje wady jak i zalety. Wadą jest brak chociażby najmniejszej minimapy, która pokazywałaby nam już przeszukane tereny albo kierunek naszego marszu. Pomimo swoistego kompasu na górze ekranu, musimy zerkać na mapę ulokowaną pod przyciskiem M, ponieważ w innym wypadku, będziemy się kręcić w kółko. Rzecz, która w takcie rozgrywki niesamowicie mnie denerwowała to fakt, iż mapę możemy zamknąć tylko i wyłącznie poprzez ponowne naciśnięcie klawisza M lub naciśnięcie krzyżyka w roku ekranu. Zawsze, gdy mam otwarte jakieś PDA w grze, to odruchowo chcę je zamykać przyciskiem ESC, to dosyć naturalne. W Treasure Hunter Simulator musimy albo oderwać palce od klawiszy WSAD albo zdjąć dłoń z myszki. Malutki szczegół ale bardzo mnie to irytowało.
Pozostając przy tematyce mapy. Z gry możemy wyjść w dowolnym momencie a po powrocie kontynuować zwiedzanie danej lokalizacji. Rzecz, która aż rzuca się w oczy i niesamowicie utrudnia grę – ślady. Podczas poruszani się w terenie, na mapie zostają za nami malutkie białe kropeczki, które informują o szlaku naszej wędrówki. Funkcja jest bardzo przydatna i spełnia swoje zadanie. Jednak gdy wracamy do danej lokalizacji, gra spawnuje nas w punkcie początkowym i musimy rozpoczynać wędrówkę na nowo. Powiecie przecież „Hej Mateusz, przecież gra zaznacza zwiedzone tereny kropkami, możesz śmiało zbadać te miejsca, w których nie byłeś!”. Właśnie się rozchodzi o to…, że nie mogę. Po powrocie do danej lokacji, mimo powiedzmy 45% zbadania terenu, gra kasuje nasze poprzednie ślady, a tym samym musimy się znowu błąkać i przeszukiwać miejsca, z których już wykopaliśmy skarby czy śmieci. Wyobraźcie sobie poświęcić godzinę na chodzenie od krzaczka do krzaczka i szukanie kilku gwoździ, tylko po to, żeby potem musieć te same krzaczki oglądać jeszcze raz, tym razem bez znajdywania gwoździ czy igieł.
Pomimo tych niedociągnięć, w THS gra się bardzo przyjemnie (po przyciszeniu odgłosu detektora oczywiście!). Można sobie poczytać na temat historii danych przedmiotów, a to motywuje do zgłębiania tematyki na własną rękę. Jak już pisałem, w grze widzę ogromny potencjał dla streamerów i youtuberów, gdyż jest one świetnym tłem dla historyjek i pogaduszek.
Jeśli o pogaduszkach mówimy, to podczas rozgrywki nasunął mi się jeden pomysł. „Eh, gdyby można było grać razem ze znajomymi.” Wyobraźcie sobie, wirtualny las, wirtualny wykrywacz, wirtualne ptaki i Wy. We dwóch z kumplem dzielicie sobie teren, zaznaczacie części do sprawdzenia i tak sobie razem kopiecie te skarby, gadając przy tym na Discordzie i popijając piwko. Coś jak rozgrywka multi w Stardew Valley, tylko tutaj macie las i wykrywacze zamiast motyki i pola.
Gra samemu faktycznie nuży, jednak wprowadzenie elementu rywalizacji, jakiegoś wspólnego planowania i kooperacji byłoby nad wyraz ciekawe i na pewno przyciągnęło by ludzi, których nie stać na taką zabawę w prawdziwym życiu, a też chcą się wybrać i porozmawiać z kumplami.
Właśnie dzięki temu potencjałowi, gra zasługuje na ocenę 6/10. Jeśli twórcy poprawią błędy graficzne i usprawnią interfejs mogą spokojnie pomyśleć nad trybem multi, który by wybił tę grę na wyżyny. Zrobiłem rozeznania wśród mojej gamingowej ekipy, i wolę zagrania w tego typu grę w trybie da 2-3 osób wyraziło chęć 14 na 18 osób czyli zdecydowana większość. Treasure Hunter Simluator boryka się z klasycznymi problemami, jednak widząc stopień zaangażowania twórców, możemy przypuszczać, że następne patche będę usuwać wszelkie niedociągnięcia. Pamiętajmy, Wiedźmin 3 nie był grą idealną od samego początku, to patche spowodowane feedbackiem ludzi, sprawiły, że jest taki doskonały.
Podsumowując, Treasure Hunter Simulator grą idealną nie jest, może się nią dopiero stać. Każdy lubi czuć satysfakcję ze znajdywania cennych rzeczy i na tym swoją filozofię powinni oprzeć twórcy. Mimo chęci zachowania pełnego realizmu, dajmy ludziom się wyszaleć, chociaż w grze. Z uwagą będę śledził aktualizacje tej gry i na pewno do niej wrócę, żeby sprawdzić jak rozwija się projekt.