- grafika i gra aktorska (motion cap i dubbing) o filmowej jakości
- różnorodność światów do eksploracji
- ilość zagadek o różnym poziomie trudności
- dobrze zrealizowane walki i animacje
- walka stanowi poważne wyzwanie, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności
- uciążliwe sterowanie na klawiaturze
- przeciętna ścieżka dźwiękowa
- sztampowy scenariusz i bohaterowie
- brak możliwości zapisu w dowolnym momencie
- gatunkowo to połączenie znanych już na rynku tytułów (plus zbyt dużo podobieństw do Dark Souls)
Studio podejmujące się stworzenia gry w klimacie Gwiezdnych Wojen z pewnością nie ma łatwego życia. Zarządzanie licencją Lucasfilm to ogromna odpowiedzialność, choćby ze względu na wymagania stawiane przez jeden z największych fandomów. Star Wars Jedi: Fallen Order to pierwszy single player i gra akcji w tym uniwersum od niemalże 10 lat (ostatnimi czasy mieliśmy do czynienia z tripple A typu Star Wars: Battlefront). Fani pamiętający tytuły z początku XXI wieku z sentymentem wspominają Star Wars – Knights of the Old Republic, Jedi Knight: Jedi Academy czy The Force Unleashed. Czy w końcu otrzymali dobrą grę akcji, w której mogą podróżować po galaktyce i pokonywać dziesiątki wrogów wymachując mieczem świetlnym?
Od pierwszych informacji jasne było, że gra ma ogromne ambicje fabularne. Zostajemy wrzuceni w najbardziej sugestywne i niejasne okno czasowe serii: mroczne lata między Zemstą Sithów i Nową nadzieją. Okres, w którym Imperium umocniło swoje panowanie nad Galaktyką, powoli przekształcając się w solidną dyktaturę, w której ożywa podróż Luke’a Skywalkera. Opracowanie oryginalnej historii umieszczonej między kultowymi trylogiami nie było jedynym wyzwaniem dla studia Respawn. Z drugiej strony musieli przedstawić stymulującą i bogatą ofertę, która podobnie zaangażuje zapalonych fanów SW jak i nowicjuszy.
Ścieżka padawana.
Zakon Jedi wyginął. Republika upadła. Historia Cala Kestisa rozpoczyna się kilka lat po tragicznej nocy gdy Palpatine ogłosił Rozkaz 66, rozpoczynając tak zwaną Czystkę Jedi. Aby dokończyć eksterminację rycerzy jasnej strony mocy, Darth Vader obrał za swój cel eliminację wszystkich Jedi ukrytych w najodleglejszych zakątkach Wszechświata. W ten sposób powstał Zakon Inkwizytorów Imperium, wiernych popleczników i zabójczych wojowników, wytrenowanych osobiście przez Vadera.
Cal, padawan, który nie zdążył dokończyć treningu pod okiem mistrza Jaro Tapala, cudem uniknął ludobójstwa (a właściwie jedibójstwa) dokonanego przez wojska klonów i Anakina Skywalkera. Schronienie znalazł na odległej planecie Bracca, jako pracownik gildii złomiarzy. Gdy życie Cala wydaje się płynąć spokojnie, bohater zostaje zmuszony do przebudzenia uśpionej Mocy. Kestis ma do odegrania ważną rolę w historii Rebelii: musi podążać śladami mistrzów Jedi, walczyć o przetrwanie zakonu i pokonać Inkwizycję. Łatwizna, prawda? Ale bez nerwów – w przygodzie towarzyszy mu dwóch kosmicznych piratów gotowych przeciwstawić się jarzmu Inkwizycji.
Ścieżka Cala zajmie nam ok. 12 do 15 godzin rozgrywki, a składają się na nią liczne łuki narracyjne. Fallen Order stara się wciągnąć fabularnie nawet laików dzięki scenom przerywnikowym i bazie danych (odblokowywanej podczas eksploracji), która dostarcza detali na temat uniwersum. Jednak jakość scenariusza jest daleka od doskonałości, co jest zapewne pochodną czasu trwania przygody. Narracja przyspiesza dopiero w trzecim akcie, a finał szanuje oryginalną sagę i nie zmienia jej równowagi, dodając interesujący kąsek do rozwoju serii. Przy dłuższej historii bohaterowie i ich relacje mogłyby otrzymać więcej głębi i kolorów. Szkoda, że Cal Kestis nie ma tyle charyzmy i uroku co Kyle Katarn z serii Star Wars: Jedi Knight. Wprowadzenie silniejszej postaci mogłoby pozytywnie wpłynąć na całą historię a Fallen Order zyskałoby w warstwie fabularnej.
Miecz i Moc.
Rozgrywka Fallen Order oferuje przygodową akcję w zamkniętym świecie, pozwalając na eksplorację wielu zróżnicowanych lokacji. Produkt zdaje się podążać za wielkimi przedstawicielami gatunku, takimi jak Uncharted, Prince of Persia czy Tomb Raider. Podstawą doświadczenia jest rozgrywka zorientowana na typowy hack’n’slash, czyli zabijanie przeciwników i nabywanie doświadczenia. Oprócz walki zabawa opiera się na elementach platformowych i rozwiązywaniu zagadek.
System walki wymaga umiejętnego zastosowania kombinacji (mieszanek szybkich i silnych ciosów, bloków, zwinności i użycia Mocy). Walka mieczem świetlnym jest płynna i sprawia sporo frajdy, jednak od jednego z najgorętszych tytułów roku 2019 oczekiwałabym większej różnorodności pojedynków. Kombinacje, choć uszlachetnione animacjami odtwarzającymi techniki szermierki Jedi z niezwykłą wiernością, są dość nonsensowne (np. kończą się kopniakiem nic nie wnoszącym do walki lub przesuwają postać w zupełnie inną stronę). Na graczy czekają również niespodzianki, albowiem miecz świetlny nie jest jedyną bronią do naszej dyspozycji. Z czasem Cal nauczy się używać Mocy, dzięki czemu walki staną się w końcu nie tylko łatwiejsze ale i ciekawsze.
Tutaj też pojawia się pierwszy zarzut do gry: sterowanie na PC zdaje się być absolutnie nie przemyślane. Przykładowo: grając na tradycyjnym ustawieniu WSAD uniki w walce umieszczono pod klawiszem … Q (!?). I żadna zmiana nie pomoże (uwierzcie, próbowałam) gdyż najbardziej logiczny wybór (spacja) jest niedostępny. Jestem zaprawionym graczem, walka w Wiedźminie czy w Assassin’s Creed nie sprawia mi żadnej trudności – zostałam pokonana przez Gwiezdne Wojny i absurdalne ustawienia klawiatury. Utrudnia to walkę na tyle skutecznie, że potrafi zniechęcić od gry na kilka kolejnych dni.
Gwiezdne Wojny: Dark Souls.
Fakt, stopień trudności w grze jest wysoki. Dla osób poszukujących czystej rozrywki i nie lubiących się przemęczać, oczywistym wyborem będą tryby Historia i Rycerz Jedi. Jeśli jednak macie w sobie coś z masochisty, bez namysłu wybierzcie poziom Mistrz Jedi lub Prawdziwy mistrz Jedi. Dzięki temu przygoda nie tylko dostarczy Wam wielu wyzwań ale także frustracji i prawdziwej drogi przez mękę. Nie bez kozery gracze wspominają, że doświadczenia w Fallen Order przypominają te w Dark Souls, tytule słynącym z częstego umierania. Łatwo wpaść w spiralę grindingu i bez opamiętania zabijać przeciwników, wszystko w imię zbierania cennych punktów doświadczenia. Mistrzowie Jedi muszą więc dokładnie przestudiować zachowania wrogów, ich ruchy na mapie, jednocześnie pamiętając o wielokrotnym unikaniu śmiertelnych ataków.
Na tym jednak nie kończą się podobieństwa do Dark Souls: w przypadku porażki gracz traci całe doświadczenie, które nazbierał od ostatniego punktu kontrolnego a przeciwnicy zregenerują się niczym feniks z popiołów. Raj na ziemi!
System zapisu (a raczej jego brak) bardzo doskwiera, wręcz dokucza. Postęp zapiszemy tylko w miejscach przeznaczonych do medytacji, gdzie możemy dodatkowo wydać punkty doświadczenia, przywrócić zdrowie, siłę i leki. Oprócz drzewka umiejętności i miecza świetlnego nasz arsenał obejmuje również różne akcesoria i wyposażenie, na czele z BD-1, uroczym droidem zdolnym do hakowania i manipulowania dowolnym systemem elektronicznym. Mały droid pomaga nam w skanowaniu „znajdziek”, wrogów i obiektów, dzięki czemu wzbogacamy także swoją wiedzę na temat otaczającego świata. A propos tych dodatkowych przedmiotów, w grze często zdarzy nam się zaglądać do skrzyń. Animacja otwierania skrzyni podejrzanie przypomina kropkę w kropkę tę z pewnego tytułu gdzie często się umiera … ah tak, to Dark Souls.
Nawet pomoc droida się przyda, bowiem Cal ma duże ambicje i wielu wrogów do pokonania. W dotarciu do celu przeszkadzają mu ikoniczni szturmowcy, wymagający żołnierze Inkwizycji czy mięsożerni przedstawiciele fauny. Wspomniana wyżej frustracja będzie obecna już na wczesnych etapach przygody kiedy to powita nas niezwykle trudny przeciwnik, wystawiając cierpliwość graczy na poważną próbę (podobnie jak w – werble oczekiwania – Dark Souls). Nasze umiejętności postępują równolegle z fabułą: umiejętności odblokujemy dopiero we właściwym czasie co uprości zarówno walkę, jak i eksplorację. Zwiedzanie można ułatwić sobie poprzez odblokowywanie skrótów, podobnie jak w … no wiadomo gdzie.
Modliszką przez Galaktykę.
Kosmiczną podróż odbędziemy na pokładzie statku kosmicznego o wdzięcznej nazwie Mantis. Przed zejściem na planetę Cal może zatrzymać się w kokpicie statku i skorzystać ze stołu warsztatowego aby dostosować swój miecz do najnowszych trendów. Czuć tutaj ukłon w stronę fanów Gwiezdnych Wojen, na których czeka możliwość zmiany koloru broni, uchwytu i innych akcesoriów. Nowe ulepszenia są rozrzucone wśród kolejnych planet, co stymuluje do eksploracji.
Momenty podróży pomiędzy 5 dostępnymi planetami można wypełnić dialogami z naszą ekipą i wzmocnić relacje (całe szczęście, niestety nie uświadczymy szybkiej podróży z miejsca na miejsce). Taka ilość światów do zwiedzania z początku zdaje się mała, jednak rozmiar i złożoność każdego z nich wynagradza ograniczenie. Pamiętajmy, że produkcja nie zalicza się do aktualnie modnych otwartych światów, w których możemy spędzić absurdalne ilości godzin. Gra jest zamknięta co moim zdaniem dobrze wpływa na zabawę.
Niestety, nie wszystkie planety zostały opracowane z taką samą uwagą: najbardziej przekonującym obszarem jest niewątpliwie obszar Zeffo (z wyróżniającymi się również Dathomira i Kashyyyk). W konkretne światy trafimy kilka razy, w różnym momencie fabuły (w związku ze wspomnianym postępem zależnym od rozwoju historii). Wprowadza to współczynnik powtarzalności każdej lokalizacji i jednocześnie przyczynia się do wydłużenia przygody.
Frustracje związane z walką wynagradza grafika i piękne lokacje. Wizualnie rzecz biorąc Fallen Order żyje na światłach i cieniach. Rezultatem jest ponadprzeciętna grafika, oddająca najmniejsze szczegóły postaci, otaczającego nas świata czy stworzeń do zabicia. Piękne lasy deszczowe, pustynie czy potężne mury zachwycają realizmem i kolorami. Produkcja dostarcza również filmowej jakości motion capture i zaangażowanych artystów. Odtwórca roli Cala, Cameron Monaghan, sam wykonywał większość kaskaderskich akrobacji, tłumacząc to chęcią lepszego oddania emocji swojej postaci. Twarzy i głosów użyczyli bohaterom m.in. znani w świecie filmów sc-fi aktorzy. Miłośnicy serialu Star Gate od razu rozpoznają Tony’ego Amendola, zatem Jedi: Fallen Order usatysfakcjonuje więcej niż jedną grupę fanów.
Jednym z moich największych wymagań wobec gier jest ścieżka dźwiękowa. Fallen Order dostarcza niestety przeciętną muzykę filmową, opartą na znanych już motywach z filmów. Warto jednak zwrócić uwagę na dźwięki typu migotanie miecza świetlnego czy odgłosy droidów. To małe smaczki, które umilają tę wręcz kinową rozgrywkę.
Star Wars Jedi: Fallen Order stanowiło miłą odskocznię od produkcji narzucających ogromne światy, które wciągają gracza na miesiące. Zamknięta historia to w tym przypadku jedna z zalet: fabuła, choć sztampowa, jest spięta klamrą i nie zostawia niedopowiedzeń. Szkoda, że produkcja nie jest odważniejsza na poziomie zabawy: łączy wszystkie główne współczesne osiągnięcia gatunku przygodowego w jednym pudełku. To styl rozgrywki, którą każdy z zapalonych graczy już poznał a taka powtarzalność w pewnym momencie nudzi. Bardzo żałuję, że nie poświęcono więcej uwagi systemowi walki (zwłaszcza na PC). Zdaje się, że coś, co miało być największym atutem, stało się jednocześnie źródłem frustracji, zatem ja pozostaję po stronie tradycyjnej broni białej. Mimo wszystko produkcja wciąga, graficznie zachwyca a eksploracja daje dużo frajdy. Z pewnością zagorzali fani Gwiezdnych Wojen dostrzegą w niej spełnione marzenia o wirtualnej przygodzie w swoim ulubionym uniwersum i wciągającej walce ikoniczną bronią. Dla mnie była to po prostu ciekawa podróż przez nowe, nieznane światy w klimacie jednej z najpopularniejszych serii sci-fi.