- Płynna, nieprzytłaczająca, przyjemna dla oka grafika;
- Na pierwszy rzut prosta i minimalistyczna mechanika doskonale spełnia swoje zadanie;
- Satysfakcja z kolejnych postępów w scenariuszu;
- Typowe odwzorowanie zasady "Easy to learn, hard to master".
- Czasami ciężko jest zrozumieć ciąg przyczynowo-skutkowy wydarzeń;
- Odrobinę niezbalansowany poziom trudności
- Gra nie jest dla każdego, z uwagi na cenę lepiej dobrze przemyśleć zakup.
7 marca na platformę Steam zawitała najnowsza odsłona fancuskiego studia Shiro Games. Do tej pory deweloper zaskoczył graczy nietypowymi produkcjami jak chociażby Evoland – gra, w której wraz z rozwojem naszego bohatera rozwija się także sama gra, od dwuwymiarowej rozgrywki rodem z Game Boya po pełne 3D. Northgard – bo taki jest tytuł najnowszego tworu Shiro Games – to na pierwszy rzut oka prosta gra strategiczna dla typowego niedzielnego gracza. Na pierwszy rzut oka…
Nie bez powodu nadmieniłem, że gra może się wydawać nieskomplikowaną produkcją. Otóż wita nas przejrzyste i minimalistyczne menu, z którym zapoznanie się zajmie każdemu maksymalnie jedną minutę (opcji graficznych za wiele tu się nie znajdzie, ale to nie jest absolutnie żadną wadą). Mamy też z poziomu menu możliwość sprawdzenia naszych statystyk, zarówno ogólnych jak i rozbitych na poszczególne klany, które przyjdzie nam poprowadzić w grze. No właśnie. Jeśli klany, to zapewne coś o Szkotach albo Wikingach? A i owszem, fabuła skupia się wokół nieustraszonych żeglarzy, odkrywców i wojowników, tj. Wikingów. Jak możemy wyczytać już w samym opisie gry: po latach niestrudzonych poszukiwań i eksploracji Wikingowie dowiadują się o istnieniu mistycznej i niebezpiecznej krainy pełnej bogactw, a nazwa jej brzmi Northgard. W tym też momencie rozpoczyna się historia opisana w grze. Wprowadzenie stanowi opowieść Riga, syna króla i głównego bohatera, o odkryciu, jakie dokonał jego lud. Rig opisuje wielkie nadzieje, jakie Wikingowie pokładali w nowoodkrytym lądzie. Wszystko krzyżuje jednak zbrojna napaść, podczas której wszyscy członkowie narady (poza Rigiem) zostają wybici, a osoba stojąca za atakiem zabiera ze sobą mapę Northgardu i Królewski Róg – symbol władzy. Rig poprzysięga zemstę i postanawia zrobić wszystko, aby odzyskać należny mu tytuł do królestwa.
Choć powyższy opis zdaje się epicki bądź pompatyczny, nie należy się nastawiać na dynamiczne i szczegółowe intro. Gra wprowadza nas w fabułę za pomocą sekwencji obrazów, podczas której Rig opowiada o ww. zdarzeniach. I taki jest właśnie styl całej gry. Twórcy w minimalistyczny i przyjemny dla oka sposób wciągają gracza w niezwykle ciekawą rozgrywkę, która od gracza wymagać będzie nie tylko szybkich decyzji, lecz także odrobiny smykałki do hazardu.
Wprowadzenie do gry jest proste i treściwe, ale daje też przedsmak samej mechaniki gry: im dłużej się przyglądasz, tym więcej szczegółów zauważysz
Jakkolwiek tajemniczo by to nie brzmiało, Northgard po prostu taki jest. Ogólny styl grafiki i interfejsu, dialogi (w postaci znanej chociażby z gier typu visual novel) sugerują, że staniemy się mistrzami rozgrywki po dosłownie kilkunastu czy kilkudziesięciu minutach, a przynajmniej ja się dałem łatwo zwieść. Zaczynając kampanię, wybrałem najwyższy poziom trudności (tak już mam, wolę się podszkolić w naprawdę ciężkich warunkach i od biedy zejść poziom niżej, niż rozleniwić na mniej wymagających poziomach i niezwykle rozczarować przy przeskoku na poziom trudny). Pierwsza misja kampanii dla jednego gracza jest czymś w rodzaju tutorialu, ale musze dodać, że dobrze zrobionego. Tak powinien wyglądać każdy samouczek w grach. Oczywiście dialogi pomiędzy postaciami krążą wokół tego co mam zrobić, aby wygrać scenariusz, ale wszystko jest wprawnie wkomponowane w rozmowę. Nikt nie zaczyna od tego jak wygląda drzewo, które mam wyciąć ani od zdań w stylu „wciśnij B, aby wybudować chatę zwiadowcy” (no dobra, taka porada wyskakuje, ale w okienku pomocniczym, które można wyłączyć, a nie w samym diaogu). Sama misja również od razu rzuca gracza na głęboką wodę, bo choć celem jest przejście z punktu A do punktu B i postawienie tam konkretnego budynku, wokół tego zachodzi wystarczająco dużo mechanizmów, żeby naprawdę się pogubić. Ale od początku. Mapa scenariusza podzielona jest na sektory/krainy. Praktycznie każdy sektor ma jakąś cechę pozytywną lub negatywną (np. złoża, żyzną glebę, zatrute moczary uniemożliwiające stawianie budynków). Do tego każdy sektor ma limit budynków, które możemy w nim zbudować. Tu pojawiają się pierwsze schody: musimy wybrać, jakie budynki najlepiej sprawdzą się w danym sektorze (a dużego pola manewru tu nie mamy, bo zwykle limit budynków oscyluje wokół trzech). Do tego prawie każdy budynek wymaga przydzielenia pracowników, aby w ogóle był z niego jakiś profit. Mieszkańców-robotników nie lepimy z mięsa i żurawin (bo chyba tak to działało w np. Age of Empires), dołączają oni do naszej osady co pewien okres JEŻELI nasz poziom szczęścia jest wystarczający. A poziom szczęścia podnosi się chociażby poprzez ekspansję, którą sprawnie przeprowadzimy tworząc wojowników. Aby to zrobić, musimy przydzielić kogoś do wybudowania koszar i następnie poświęcić któregoś z robotników, aby stał się żołnierzem – tu kolejna uwaga, każdy budynek obniża nasz dochód i w końcu może on zmienić się w wartość ujemną i stąd już tylko powolna droga do bankructwa. Gdy tak myślałem, że połapałem się w tym błędnym kole, bohaterowie nagle zaczynają prowadzić ciekawy dialog o nadchodzącej zimie. Ponownie tutorial nie prowadzi mnie tutaj za rączkę, dostaję jedynie zadanie przygotować zapasy, by przetrwać ten okres w roku, bez żadnych informacji „ile”, „skąd”. I nagle zdziwienie, „wystrój” mapy zmienia się w pokrytą śniegiem krainę a wszystkie moje najważniejsze zasoby (jedzenie i drewno) zaczynają maleć w zastraszającym tempie. Ludność w końcu głoduje, potem choruje, potem wymiera, co prowadzi do tragicznego poziomu szczęścia i całej fali negatywnych skutków. Ostatkami sił udaje mi się przetwrać i teraz wiem, że każdy kolejny rok to także niekończący się cykl walki o przetrwanie. Każda decyzja o wysłaniu robotnika do budowy lub pracy w którymś z budynków niesie ze sobą ryzyko drastycznego spadku zasobów zimą. W kluczowych coś tak banalnego jak budowa domu czy przejęcie kolejnego sektora (co kosztuje nas zapasy żywności) to być albo nie być. A mnie się taka niespodzianka bardzo w tej grze spodobała.
Na naszej drodze stanie wiele stworów znanych z innych gier w „skandynawskim” klimacie. I chociaż z Jottunami można zawrzeć sojusz, tak draugarów (koledzy z obrazka) najlepiej jest pozbyć się jak najszybciej.
Ciągle nadmieniam jak proste i minimalistyczne wydają się wszystkie elementy gry. Jednak trzeba przyznać twórcom rację, że wszystkie te „prostoty” składają się w spójną całość, spełniają swoje zadanie i zaskakują jakością im dłużej się im przyglądamy. Nieskomplikowane intro tak naprawdę jest krótkie, treściwe i przejrzyste. Bez zanudzania gracza i obrzucania go nazwami własnymi, które i tak wylecą z głowy tuż po rozpoczęciu gry (jeżeli gracz nie kliknie „Pomiń”, bo i tak tego wszystkiego nie ogarnie umysłem). Dialogi to przyjemne dla oka, porządnie narysowane postacie, cukierkowa i casualowa grafika prowadzi do płynnej i przejrzystej rozgrywki. „Plemienna” muzyka stanowi idealne wypełnienie, które wręcz wtapia się w tło. Dorzućmy do tego dodatkowe lokacje na mapie, czy przeciwników. Choć ich ilość i różnorodność nie powala, cała mechanika sprawia, że wybicie pięciu wilków w danym sektorze sprawia nam nie lada satysfakcję, a przejęcie sektora z siedliskiem draugarów (tak tych samym suchotów, które w Skyrimie najlepiej wybić z łuku, gdy jeszcze leżą spokojnie w mogiłach) nagrodzi nas sowicie punktami chwały, które mają bardzo ważne zastosowanie i kluczowe znaczenie w uzyskaniu przewagi nad przeciwnikiem. Każdy kolejny, nowy element rozgrywki (w drugiej misji pojawiają się punkty wiedzy, które służą do wykupowania czegoś na zasadzie talentów ze stałym bonusem) każe nam dostosować naszą dotychczasową strategię.
Niech nikogo nie zwiedzie cukierkowo-casualowa oprawa! Ja szybko pożałowałem, że uległem pozorom.
Jak świat światem, nie ma rzeczy idealnych. Jednak w przypadku Northgard wady, które znalazłem są tak naprawdę zależne od gustu albo poziomu umiejętności gracza. Jeżeli ktoś pragnie gry strategicznej, w której prowadzi dziesiątki lub setki dzielnych wojaków przeciwko epickim przeciwnikom – gra nie jest dla niego. W Northgardzie nie ma czegoś takiego jak mięso armatnie, każdy wojownik jest na wagę złota. Kto spodziewa się skomplikowanego systemu ekonomii z milionem opcji i zależności, ten również powinien lepiej sprawdzić inny tytuł. Ale wszystko to tak naprawdę czyjś punkt widzenia. Jednak z rzeczy naprawdę osobiście mnie irytujących muszę wymienić niesamowitą, drastyczną wręcz zmienność naszego położenia. Graczowi wydaje się, że ma stabilną gospodarkę i postanawia wysłać jednego mieszkańca, by postawił nowy budynek, spada nam produkcja żywności, jednocześnie zbiega się to ze spadkiem szczęścia (bo tak, i tyle, nagle plemię stwierdza, że czują się nieszczęśliwi, bo ekspansja nie jest na odpowiednim poziomie), wkrótce ma nadejść zima, a nowopowstały budynek staje się bezużyteczny, bo wydelegowanie pracownika oznaczałoby katastrofalne skutki w poziomie zasobów. Nie muszę wspominać o tym, że wróg z sąsiadujących sektorów może przypuścić atak i wybić nam kilku kolejnych mieszkańców. Być może czepiam się, a ta „wada” to tak naprawdę skutek mojego nieogarnięcia, jednak śmiem twierdzić, że w tym jednym aspekcie przydałaby się graczom odrobina wyjaśnienia i trochę więcej informacji (może jest to gdzieś schowane w interfejsie, ja jednak tego nie odnalazłem).
Każdy członek naszego plemienia jest na wagę złota. Przykładem jest chociażby zwiadowca. Bez niego niemożliwa jest ekspansja i otaczać nas będą nieprzeniknione ciemności.
Nie zmienia to jednak faktu, że gra Shiro Games mile mnie zaskoczyła i mimo swojej casualowej oprawy zapewnia długie godziny wytężonej umysłowo rozrywki. Nie jest to gra dla każdego, a koneser-strateg może tutaj lekko się rozczarować. Jednak osoby gustujące w szerokim wachlarzu gatunków gier odnajdą się i tutaj i wspomogą swoim intelektem dzielnych Wikingów, by podążali ku chwale i bogactwom. Obecna cena na Steam (niecałe 108 zł) może wydawać się odrobinę za wysoka, jak na ten rodzaj produkcji, jednak ponownie podkreślam, że pewnie i ten aspekt to kwestia opinii, a każdy ma/powinien mieć własną.