- realia gry
- świetny bohater i npc
- ładna grafika
- ciekawe questy
- długość gry
- bronie
- najlepszy Far Cry
- Urki
- dużo zbierania
Nie było tak żebym się na ten Far Cry napalił. W gry z serii FC gram od pierwszej części i może nie jestem nią tak znużony, jak Assassin’s Creed, ale po 4 czułem że przydałby się jej odpoczynek. Tak więc, mimo iż ucieszyłem się na wieść o nowej części i zaintrygowały mnie realia w jakich gra się rozgrywa, to do sklepu nie pognałem w dniu premiery. Dzisiaj grę skończyłem. Język wywalony pozostał jak przy pierwszym odpaleniu, a ślina cieknie nadal.
Grę zaczynamy tym razem nie jako wymoczek z US&A, tylko środkowoeuropejski jaskiniowiec, z mordy zakapior troglodyta. Po częściowo udanym polowaniu, takim w którym zdobywamy zwierzynę, a zaraz potem sami nią zostajemy, musimy jako jedyny ocalały członek naszej rodziny znaleźć pobratymców z plemienia Łindźa i założyć nową osadę. Czyli rozbudowujemy domki, sprowadzamy nowych osadników, rzemieślników itd; takie Settlery tylko bez strategii, a z flakami, brutalnymi morderstwami i gwałtem w tle.
Powyższy podtytuł należy traktować dosłownie. Na terenie naszych działań poza Łindźa są jeszcze plemiona ludożerców, przypominających małpoludy Udam i najbardziej rozwinięci cywilizacyjnie tzw. słońcarze. Naszym zadaniem jest przeprowadzić skuteczne i bezlitosne czystki rasowe w Oros. Bezlitosne, gdyż walczymy nie tylko z wojownikami z tych plemion. Jeśli np. niewinna kobieta z obcego plemienia będzie się kulić przed nami i błagać o życie (jako niewinna będzie zaznaczona na minimapie na biało) gra nie pozwoli nam jej namierzyć jako cel ataku. O nie, gra daje nam możliwość jednym wciśnięciem klawisza dokonania brutalnej egzekucji na biedaczce. Są też misje, które mają na celu spalenie całej osady, oczywiście łącznie z jej mieszkańcami. To nie gra o rebelii i walce z tyranią. To pogrom innych ras i zagarniecie ich ziemi, tak aby nasze plemię było jedynym plemieniem.
Pewnie wielu fanów poprzednich odsłon miało wątpliwości co do tego, czy uda się pociągnąć całą grę na skromnym arsenale jakim dysponowali jaskiniowcy. Da się. Ani na chwilę nie tęskniłem za bronią palną. Wręcz przeciwnie. Walki były miodne jak nigdy, bo snajperskie strzały z łuku czy włóczni dawały dużo większą satysfakcję niż z karabinu z ogromną lunetą. Fakt, do dyspozycji mamy tu głównie łuk, maczugę oraz włócznię (te dwie mogą służyć zarówno do walki w zwarciu jak i broń miotana), ale sprawdzają się one wyśmienicie i nie było mi do szczęścia nic więcej potrzebne. Szybki strzał z łuku miedzy oczy stojącego na wieżyczce strażnika, potem przyszpilić włócznią średnio opancerzonego wojownika i już możemy miażdżyć łeb dowódcy osady. To wersja siłowa. Można też popróbować z pułapkami i nożami, rzucania, aby po cichu zdejmować przeciwników zachodząc ich od tyłu. Wersja chaosu to wpadnięcie do środka osady i ciskanie na wszystkie strony bombami z pszczołami żądlącymi wrogów, szalonymi granatami z trucizną, która sprawia, że współplemieńcy walczą miedzy sobą oraz tykwami z łatwopalną substancją. Tamtejszym napalmem. Poezja zniszczenia.
Takkar nie został wodzem od tak. Zaufanie Łindźa zaskarbił sobie tym, że potrafi poskramiać zwierzęta. I zaczynając od małego cyjona, który służy jako pieszczoch pomagający w polowaniach na drobną zwierzynę, zdobywamy coraz groźniejsze bestie. Kiedy poślesz w centrum obcej osady niedźwiedzia lub tygrysa szablozębnego możesz podziwiać z daleka jak twój pupil rozszarpuje wroga. Jeszcze milej jest wjechać do osady na jego grzbiecie lub na siejącym popłoch i zniszczenie mamucie. Zanim jednak rzucimy się w wir walki warto zrobić rekonesans przy pomocy zaprzyjaźnionej sowy. Ptaszyna oznaczy nam pozycje wrogów, spuści im na głowy granat czy rozszarpie gardło ostrymi pazurami. Bardzo przydatna opcja. Poskromione zwierzęta nie robią tu za pokemony, które można zebrać i trzymać w kieszeni. Naprawdę są świetnymi partnerami w walce i towarzyszami podróży.
Jak już wspominałem Takkar wcale nie jest dobrym człowiekiem, a kto staje mu na drodze? Czy jest to ktoś godny sławnego pirata z trójki; Vassa, czy czwórkowego dyktatora Kyratu Pagan Mina? Dla mnie jak najbardziej. Bo choć głównych badassow Primala czyli wodza Udam – Ulla i przywódczyni slońcarzy Batari, nie spotkamy zbyt często, to każde spotkanie zapamiętałem dokładnie. Mimo pokracznego języka (wymyślonego na potrzeby gry przez lingwistów) i skromnej ilości wypowiedzianych słów, nasi głowni konkurenci zabijają charyzmą i ich wzrok wbity w nas zapamiętuje się na długo. Pierwsze spotkanie z Ullem, dostojnie kroczącym wśród atakujących nas i wojowników z naszego plemienia, czy moment gdy patrzy na głównego bohatera, trzymając na rękach małego Udam to piękne momenty tej gry. A Batari? Co za kobieta. Zakochałem się w przywódczyni słońcarzy. Spośród wszystkich antagonistów serii Far Cry ta dwójka to moi absolutni faworyci.
Nasi pobratymcy też nie są anonimowymi postaciami. Jednooki wojownik do złudzenia przypominający bohatera pewnego hitu Konami, szaman, który częstuje nas narkotycznymi specyfikami, serwując psychodeliczne odloty, czy jednoręki inżynier, który na dzień dobry nas obsikuje i już do końca gry mówi na nas per Sikol, to tylko część głównych mieszkańców naszej osady. Zapewniam, że pozostali to równie barwne postacie i z chęcią będziecie wykonywać ich misje aby tylko znowu z nimi porozmawiać i poznać bliżej ich historię. Jedni z najlepszych npc w grach. A najlepszy z najlepszych jest Urki. Sprawdźcie sami.
Chociaż nie od razu. O ile Kyrat zachwycił mnie od pierwszego wejrzenia, to wraz z postępami w przygodzie i poznaniu dokładnie tego terenu raczej denerwował przez ciężką dostępność niektórych miejscówek. Helikopter był błogosławieństwem, a żmudne obchodzenie gór z buta katorgą. Choć Oros jest położone na tej samej mapie, a helikopterka z przyczyn oczywistych tutaj nie ma, to ukształtowanie terenu oraz zmyślnie porozmieszczane i zaznaczone elementy ułatwiające wspinaczkę po górach sprawiają, że gra nie cierpi na syndrom włażenia po pionowej ścianie. A to nie udało się ani poprzednikowi, ani nawet Wiedźminowi 3. Nawet raz nie poczułem frustracji związanej z trudnością w dostaniu się do miejsca, do którego chce dotrzeć, nie ważne jaka była jego odległość, wysokość czy ilość poziomów, eksploracja zawsze była przyjemna. Sprawiło to, że prawie zapomniałem o opcji szybkiej podróży, z której zawsze najchętniej korzystam w tego typu grach. Tutaj wybrałem jednak piesze zwiedzanie tego pięknego świata, w którym zielone lasy i jeziora żyją. Tu ciągle coś się dzieje, czy to na polanie, w gęstym lesie, zaśnieżonych wzgórzach, wszystko tętni życiem. Zwierzęta roślinożerne pasą się dzień i noc, a drapieżniki skradają się i chwytają nieuważne ofiary. Tą ofiarą możemy być i my. Świat gry nie jest naszym królestwem i jeżeli będziesz szykował się do strzału z łuku przyczajony w krzaku, pamiętaj, że równie dobrze ktoś może czaić się na ciebie. W zaroślach lampart, w jaskini lew lub niedźwiedź, w wodzie krokodyl, a w trawie jadowity wąż lub borsuk. Nigdy nie można być pewnym swojego bezpieczeństwa, stale trzeba zachować czujność. Dzięki temu dobrze poznasz Oros. A chce się je poznać.
To co denerwowało mnie w grze to znajdźki. Nie lubię tego elementu w sandboxach. Zresztą jak każdy, ale developerzy ciągle stosują ten myk aby przedłużać żywotność gry. Primal na kolekcjonowaniu jest praktycznie oparty, bo ciągle trzeba coś zbierać. Materiały do rozbudowy chat, upgradu broni czy uzupełniania „amunicji”. Do tego dochodzą dziwne malowidła, bransoletki i inne badziewia których pierdyliardy rozrzucone są po całym Oros. Głupstewka, ale dają duży zastrzyk exp i chcąc wkręcić max lvl postaci musiałem się za barachłem nabiegać. Trochę nużące, ale nadal rekompensował mi to świetnie przygotowany świat. Gra skończyła się w idealnym momencie. Nie byłem jeszcze nią zmęczony, za to już dawno syty. I chwała za to Ubisoftowi, że nie wpadają na pomysły jak Bethesda przy Falloucie, żeby zawalić gracza głupimi, niepotrzebnymi questami, które nic nie wnoszą do świata gry i nie starają się nas sztucznie trzymać w Oros dłużej niż to potrzebne. Jestem usatysfakcjonowany i pewnie będę tęsknił.
To zdecydowanie najlepsza odsłona FC w jaka grałem. Z chęcią zagrałbym w Primal 2. Nie zapominam jednak, że to już piąta odsłona tej serii i mimo że wywróciła jej świat do góry kopytami, to nie jest to wielka rewolucja. To nadal stary, dobry FC i gra, która polecam każdemu.