Metroidvanie to gatunek świetnie łączący eksplorację, walkę z masą wrogów i zagadki środowiskowe. Choć radość z gry może czerpać każdy, produkcje z tego gatunku punktują graczy gotowych spędzić przy nich czas, odkrywając poukrywane sekrety.
Czym są metroidvanie?
Sama nazwa powstała w wyniki połączenia tytułów serii Castlevania i Metroid, które są czołowymi przedstawicielami gatunku. Choć na pierwszy rzut oka wydawać się może, że są to zwykłe gry platformowe pokroju MegaMena czy nawet Mario, szybko odkrywają przed graczem swój złożony system.
Najbardziej zauważalną różnicą jest jedna ogromna mapa i konieczność backtrackingu, czyli wracania do wcześniejszych lokacji. Typową cechą metroidvanii są bowiem ściany, na które natrafiamy. Drogę do progresu lub sekretu blokują nam przeszkody, a te ominąć możemy jedynie, zdobywając umiejętności ukryte na drugim końcu mapy. Nierzadko dochodzi do tego rozwój bohatera oraz możliwość zmiany ekwipunku niczym w grach RPG.
Hollow Knight – PC, Nintendo Switch, PS4, XO
Kolejna z gier reklamowana jako Dark Souls w dwóch wymiarach. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się, że to Dark Souls jest metroidvanią, ale w 3D. Fakt, mroczny klimat – jest, śmierć, która zabiera walutę – jest, jednorazowa możliwość odzyskania skarbów po śmierci – jest, ławki zapisujące stan świata i regenerujące zdrowie – są. Jednak to, że gry mają kilka mechanik wspólnych, nie czyni z nich bliźniaków rozdzielonych osią Z.
Hollow Knight jest idealnym przykładem metroidvani i jednym z moich ulubionych tytułów, jeśli chodzi o ten gatunek. Oto sterujemy tytułowym rycerzem – dzierżącym miecz Żukiem, który śmiało chce przemierzać podziemny świat w poszukiwaniu przygód. Gra posiada fabułę skromnie serwowaną nam przez postacie poboczne czy notatki, które znajdujemy. Pojawia się nawet femme fatale, która naszego dzielnego Żuka chce przerobić na mielonkę, ale on i tak nie umie się jej oprzeć. Nie każdy jest fanem takiego podejścia do historii, ale tutaj sprawdza się idealnie. W końcu jesteśmy poszukiwaczami przygód, a te skrawki informacji mogą nas doprowadzić do skarbu.
To, co jednak najważniejsze, to mapa, jaką możemy przemierzać wzdłuż i wszerz bez ekranu ładowania. Jest ona ogromna, pełna sekretów i przejść, o których musimy pamiętać, bo do nie wszystkich mamy odpowiednie przygotowanie. Wraz z odkrywaniem kolejnych miniświatów rozpoznawalnych po przeciwnikach i wystroju lokacji, zdobywamy kolejne umiejętności, takie jak szybkie przemieszczenie się w bok czy odbijanie od ścian pozwalające się wspinać. Gra ciągle motywuje do lizania ścian i stawia wyzwań przed dzielnym rycerzem. Nawet wracanie po własnych śladach nie nudzi, bo z każdym odpoczynkiem wrogowie się odradzają, pozwalając też uzbierać trochę grosza na większy zakup. Zdecydowanie polecam ten tytuł, a najbardziej na Switchu!
– Tomasz „Arrow” Wasiewicz
Dead Cells – PC, Nintendo Switch, PS4, XO, iOS, Android
Ten tytuł to dobry przykład udanego wykorzystania pikselartu. Kolory są obłędne i mimo prostoty nie raz i nie dwa przystaniecie, żeby je podziwiać. Grając, większe skojarzenia miałem z gatunkiem rogalike’ów niż metroidvani, ale jeśli się nad tym dobrze zastanowić, to Dead Cells spełnia wszystkie założenia tego drugiego. W tym przypadku śmierć jest jeszcze bardziej bolesna od tej w Hollow Knight. Traci się absolutnie wszystko i nie można tego odzyskać. Jest jednak na to sposób.
Wraz z udanymi postępami w grze mamy możliwość zebrania kilku ważnych rzeczy. Pierwsza odpowiada za odblokowywanie stałych bonusów. Dzięki temu skorzystamy z fiolki z życiem więcej niż raz czy po śmierci zachowamy jakieś pieniądze. Drugi to schematy przedmiotów, które możemy sobie stworzyć w bezpiecznych przystaniach między lokacjami. Kolejny to wspomniane złoto – za nie kupimy wyposażenie od handlarzy. Co ważne, można mieć tylko po jednej sztuce z każdego typu, więc należy dokładnie robić zakupy. Czasem uda nam się zdobyć ulepszenie dla postaci bądź mutację. Te jednak znikają wraz ze zgonem.
Na początku będziemy więc ginąć często, by z każdym udanym powrotem do sklepikarzy zwiększać trwałe bonusy i posuwać się dalej. Mapy podzielone są na mniejsze lokacje, które w przejściach goszczą wspomniane przyjazne postacie. W ramach jednego miejsca odkrywamy portale pozwalające szybciej poruszać się do miejsc, w których było rozwidlenie. Dzięki temu nie stracimy możliwości odkrycia fajnego bonusu i nie znudzimy się bieganiem po pustych przestrzeniach. Bardzo fajny patent. Odpaliłem tytuł tylko po to, żeby zrobić dwa zrzuty ekranu, i nie mogłem się od niego oderwać przez godzinę, tak że myślę, iż warto dać mu szansę.
– Tomasz „Arrow” Wasiewicz
Ori and the Blind Forest – PC, XOne, Nintendo Switch
Ori and the Blind Forest to jedna z najpiękniejszych produkcji, jakie miałam okazję ograć – nie tylko ze względu na zapierającą dech w piersiach oprawę graficzną, ale również za sprawą świetnie opowiedzianej i momentami wzruszającej historii. W grze wcielimy się w postać Oriego, młodego ducha lasu przygarniętego oraz wychowanego przez sympatycznego, misiowatego Naru. Niestety, ich sielankowe życie zostaje brutalnie przerwane przez katastrofalną w skutkach burzę, która doprowadza do zniszczenia lasu Nibel będącego dla bohaterów schronieniem oraz źródłem pożywienia. Młody Ori zmuszony jest wyruszyć w długą podróż i – walcząc o przetrwanie – sprawić, by jego dom odzyskał dawną świetność.
W grze przyjdzie nam zwiedzić kręte labirynty lasu Nibel, pełne niespodzianek i zagadkowych miejsc. Na obszernej mapie znajdziemy wiele lokacji, do których dostęp odblokowywany jest dopiero wraz z postępem rozgrywki, gdy Ori zyska umiejętność pozwalającą mu przedostać się na wcześniej niedostępny teren lub odnajdzie wszystkie elementy otwierające drzwi do kolejnej części lasu. Oznacza to konieczność powracania do eksplorowanych wcześniej obszarów. W trakcie podróży na naszej drodze napotkamy przeciwników, jednak w większości pokonanie ich nie stanowi zbyt dużego problemu. Punkty, które zdobywamy za pokonanie nieprzyjacielskich stworzeń, pozwalają nam na rozwijanie drzewka umiejętności Oriego, a – uwaga, ważny protip – pokonani przeciwnicy respią się w tych samych miejscach, zatem konieczność powrotu do danej lokacji pozwoli nam szybciej rozwinąć skille naszego protagonisty. Oprócz wrogich istot, na mapie rozsiane są rośliny zapewniające bohaterowi dodatkowe punkty życia oraz tak zwane soul links pozwalające nam na zrobienie save’ów poza punktami zapisu lub wyprowadzanie silniejszych ataków.
Ori and the Blind Forest to świetna opowieść o przyjaźni, konieczności szybkiego dojrzewania oraz determinacji. Genialnym uzupełnieniem poruszającej historii jest również baśniowa, ale nie infantylna strona wizualna produkcji, przypominająca nieco animacje studia Ghibli, a także soundtrack idealnie wpasowany w klimat gry. Ori and the Blind Forest jest tytułem kompletnym, zapewniającym wiele godzin wspaniałej rozrywki oraz emocji.
– Aleksandra Wieczorkiewicz
Carrion – PC, XBox One, Switch
Stworzona przez polskie studio Phobia Games gra jest najmłodszą na liście. I choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, to z pewnością czuć w niej klimat metroidvanii. Mamy bowiem gigantyczny kompleks bez mapy, po którym musimy poruszać się na pamięć. Są umiejętności, które umożliwiają nam dotarzeć do wcześniej niedostępnych lokacji. Największą różnicą będzie oddzielenie konkretnych poziomów od całego kompleksu, jednak i do nich warto wracać, nowe umiejętności pozwalają bowiem odblokować ulepszenia. Są to jednak ułatwienia rozgrywki, a nie zupełnie nowe umiejętności.
Tych bowiem jest cztery, z czego dwie, ofensywna i defensywna, zmieniają się w zależności od tego, w której z trzech form się aktualnie znajdujemy. Form, bo w Carrion gramy jako potwór, bezkształtna masa mięsa i zębów, która z powodzeniem mogłaby grać w filmie „Coś” Johna Carpentera. I choć to my jesteśmy tą nieopisaną grozą, to jednak gra potrafi wzbudzić poczucie niepokoju. Warto jednak dać też szansę, tym bardziej, że jest dostępna w Game Passie.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński