Mumia to znana w świecie potworów osobistość, jednak nigdy nie zyskała na takiej popularności w świecie horroru, jak wilkołak czy wampir, nie wspominając nawet o swoim bliskim kuzynie, klasycznym zombie. Może to przez zbytnią rzadkość i egzotykę występowania, a może zombie w bandażach jednak nie było na tyle straszne, aby poświęcić mu więcej czasu ekranowego. Twórcy Szlachetnego podróżnika chyba również nie byli zdania, że sama egipska zawijanka wystarczy, aby pociągnąć cały film, więc postanowili trochę tę historię ubarwić. Czy im się udało?
Szlachetny podróżnik nie brzmi jak film o potworach, a zwłaszcza starożytnych, a jeśli spojrzeć na kasetę, w większości wydań tytuł oryginalny Time Walker jest napisany futurystycznym fontem, co kieruje raczej na film s-f. Mimo to film zaczyna się od przywożenia sarkofagu z wiadomą zawartością do uniwersyteckiego ośrodka badawczego i nie zapowiada się, aby miało nas zaskoczyć ufo.
W czasie badań student nicpoń zmienia ustawienia maszyny do rentgena i mumia otrzymuje dziesięciokrotną dawkę promieniowania. Jak się okazuje, to skuteczny środek ożywiający takich jegomości i na zorganizowanym dla prasy evencie, na którym sarkofag zostaje otwarty, jego rezydenta nie ma już w środku. Są za to ślady dziwnej mazi, która w kontakcie ze skórą powoduje dotkliwe oparzenia i gnicie dłoni jednego ze studentów.
Jak się okazuje, mumia nie wyszła z sarkofagu tylko po to, aby rozprostować kości. Student, postanowiwszy zarobić trochę na utrzymanie i opłatę czesnego, pozwolił sobie skonfiskować cztery tajemnicze klejnoty z sarkofagu i sprzedał je swoim kolegom. Nie spodobało się to naszemu szlachetnemu podróżnikowi, który postanowił odzyskać swoją własność.
Zaczyna się spirala okrutnego mordu i krwawych rozprawek z chytrymi studentami. No, niestety ostatnie zdanie to żart, ponieważ na próżno doszukać się w tym horrorze efektów gore, a same sceny śmierci i w ogóle wszystkie sceny z potworem są tak zrealizowane, że autorzy mieli chyba na celu projekcje filmu nie w kinie nocnym, a familijnym.
Mimo całkiem niezłego aktorstwa jak na film klasy C, widowisko kładzie brak napięcia i elementu grozy, do tego kiedy pojawiają się cyfrowe efekty specjalne, to są na tak niskim poziomie, że kaleczą oczy i lepiej byłoby, aby autorzy zrezygnowali z oświetlenia, ponieważ zdradza ono niesamowicie mały budżet produkcji. Nie mówiąc już o tym, że kiedy nasza mumia zrzuca bandaże, to widok stwora spowoduje raczej salwy śmiechu niż przerażenie. Mocne zbliżenia na twarz podróżnika zdradzają, że jego skóra jest zapewne zrobiona z gumy od wiejskich walonek.
Film kończy się jednym z najbardziej znienawidzonych przeze mnie fraz ze starych seriali, czyli „ciąg dalszy nastąpi”. Nie wiem, czy nastąpił, po sensie Szlachetnego podróżnika nie znalazłem w sobie ochoty na poznanie dalszych losów tajemniczego przybysza. Może komuś będzie się chciało je odkryć. Film polecić można jednak jedynie największym fanom produkcji celujących w wydanie VHS, bo horror ze Szlachetnego podróżnika żaden.