Kreskówki mogą być złe niczym demony z piekła rodem. Do dziś dręczą mnie koszmary fatalnej animacji i obrzydliwej kreski z kolorami w stylu kociej smółki z obrazu „Karrypel kontra Groszki” czy innej obłędnej polskiej animacji. Reżyser Fred Olen Ray w 1992 roku postanowił przedstawić swoją wizję złej kreskówki. Złej, krwiożerczej i seksownej.
Film Evil Toons (polski tytuł „Demon zła” jest tak rozkoszny, że palce nawet bolą od pisania go) zaczyna się sceną, w której posępny jak zwykle David Carradine, po krótkiej wymianie zdań z książką posiadającą twarz i wydającą się być ubogą krewną Necronomiconu, kończy ze sobą w swój ulubiony sposób, czyli z pętlą wokół szyi.
Rezydencja, gdzie dochodzi do incydentu, po kilkunastu latach zostaje sprzedana i tu do gry wchodzą nasze bohaterki. Cztery ponętne niewiasty, które nie przez przypadek wyglądają jak gwiazdy porno z lat ’90. Mają one cały weekend na wysprzątanie rezydencji i przygotowanie jej na przyjazd nowych właścicieli. Dla równowagi dziewczyny dzielą się na brunetkę, blondynkę, rudą oraz nerdkę w okularach. Wita je sąsiad, pan Winslow, który wbija do dziewczyn zaproszony przez tę ostatnią i jakby nigdy nic informuje, że wpadł przyjrzeć się ich twarzom, w razie gdyby został poproszony o identyfikację ciał. Uroczy, starszy pan! Ale chyba będzie musiał poprosić w kostnicy o otworzenie worka trochę bardziej, gdyż jego wzrok ewidentnie wędrował poniżej poziomu oczu urzekających dam i rozpoznanie będzie pewniejsze w tym przypadku po dekolcie.
Dziewczyny okazują się mistrzyniami w swoim fachu, już pierwszej nocy nie tylko cały dom wydaje się być gotowy na przybycie gospodarzy, ale te mają jeszcze wiele czasu na tańce i swawole. Zapewne damska część czytelniczek zna doskonale te zabawy: zostajecie same w wielkim domu, więc włączacie muzykę i jedna z was rozbiera się do naga, żeby zabawić resztę, i próbuje w to wciągnąć koleżanki – standard damskich wieczorków. Okazuje się, że koleżanka w okularach skrywa tajemnicę: pod za dużym ubraniem chowa niesamowicie seksowne ciało i jędrne piersi, o rozmiarze którego pozazdrości jej każda z koleżanek, takie to cierpienie. Na szczęście, jej niedola nie będzie nam ciążyła, bo wątek nie powtórzy się już w filmie. Znowu pojawi się natomiast powstały z martwych David Carradine, który wcieli się w upiornego kuriera, dostarczając dziewczynom przeklętą książkę. Panie, jak przystało na nowe właścicielki zakazanej księgi, od razu zabierają się za wywołanie demonicznych istot, na szczęście z pomocą przychodzi seksowna nerdka, która zna starożytne języki. Udaje im się za pierwszym razem, jednak zamiast wywołać demona seksu z ogromnym językiem lubiącym wewnętrzna stronę kobiecych ud wywołują coś na kształt diabła tasmańskiego połączonego z wilkiem.
Stwór jest oczywiście komiczny i raczej nie ma szans, aby poczuć choć cień niepokoju w czasie seansu na jego widok. Stwór jest zmiennokształtny i po przegryzieniu krtani jednej z dziewczyn przybiera jej formę, ukrywając się dzięki temu przed pozostałymi koleżankami. Następna ofiarą stwora pada chłopak owej dziewczyny, który w czasie pieszczot odkrywa, że jego kobieta wcale nie zamierza zrobić mu malinki, tylko dobrać mu się do tętnicy. Ciało zostaje skrzętnie schowane pod dywanem, jednak inteligencja i siła dedukcji reszty dziewcząt jest na tyle silna, że pozwala im odnaleźć ciało kolegi w tej kryjówce. Wraz z odkryciem zwłok napięcie rośnie, ale jednocześnie spada poziom gry aktorskiej, zupełnie jakby ekipa zrozumiała, ie czas im się kończy i muszą zrezygnować z dubli. Bestia nie poprzestanie wyłącznie na swych ofiarach, a jedynym ratunkiem w sytuacji wydaje się być tajemniczy nieznajomy, który dostarczył książkę do domostwa. Samo rozwiązanie zagadki i pozbycie się demona ma w sobie tyle sensu i logiki, że na opakowaniu z kasetą powinno być ostrzeżenie przed bólem głowy wywołanym zbyt częstym facepalmem w czasie oglądania filmu.
Panie aktorki poza horrorami w swojej karierze mają też bogatą filmografię w kinie niskokostiumowym i to bardzo widać, bo większość dialogów jest prowadzona w taki sposób, jakby na końcu zdania miała się pojawić jazzowa muzyka, a bohaterki zaczęły się mieć mocno ku sobie. Film podobno nakręcono w 8 dni na pożyczonym z innej produkcji sprzęcie, podejrzewam że w tych ośmiu dobach liczy się też postprodukcja wraz z montażem i nałożeniem na film animowanego potwora.
Dick Miller i David Carradine swoją grą i doświadczeniem powodują, że żeńska część ekipy wypada wręcz groteskowo. Do końca obrazu scenariusz nie tylko wypełnia coraz więcej absurdów, ale i scen zagranych w taki sposób, że Troll 2 nie wydaje się być aż tak amatorski. Gdyby nie golizna, która jest eksponowana pod byle pretekstem w każdym możliwym momencie filmu, i całkiem realistycznie wyglądająca sztuczna krew film można byłoby spokojnie oglądać wraz z dziećmi w ramach niedzielnego seansu popołudniowego.
Czy warto więc poznać historię czwórki dziewcząt uwięzionych w rezydencji z krwiożerczą bestią? Ależ oczywiście, salwy śmiechu wywołane fatalną grą aktorską dziewcząt i reakcjami sprzecznymi z tym, co dzieje się na ekranie, oraz zaskakujące głupoty scenariuszowe to festiwal wszystkiego, co okropne w kinie klasy B tworzącego filmy tak złe, że aż dobre. Dodatkowo, z filmu aż wylewa się klimat wczesnych lat ’90, więc trudno nie poczuć wiaterku nostalgii w trakcie seansu.