- muzyka
- klimat
- długość historii
- nierówna grafika
- błędy
Kholat Syakhl (w języku mansyjskim Martwa Góra) to nieprzyjazne miejsce w południowej części Uralu. W nocy z pierwszego na drugiego lutego 1959 roku doszło tam do tragedii, w której życie straciło dziewięciu rosyjskich studentów. Nie wiadomo co tak przestraszyło doświadczonych w takich wyprawach młodych alpinistów, że w szaleńczej ucieczce półnago rozerwali namiot. Sekcja zwłok wykazała ślady radioaktywności na resztkach ubrań, a ciała miały pomarańczową barwę i olbrzymie obrażenia, które nie mogły powstać w wyniku żadnych znanych czynników zewnętrznych. Określono, że do śmierci całej dziewiątki przyczyniła się nieznana siła. Liderem grupy był Igor Diatłow, od jego nazwiska miejsce zdarzenia nazwane zostało Przełęczą Diatłowa. Zagadka tej tragedii nie została rozwiązana do dziś.
Kholat jest grą eksploracyjną z elementami horroru. Nie da się jej nazwać przygodówką, nie zbieramy tu żadnych przedmiotów, ani nie rozwiązujemy najprostszych nawet łamigłówek. Jedyne co robimy, to przeszukiwanie zamkniętego terenu górskiego i zbieranie porozrzucanych na nim dokumentów. I to wszystko. Trochę poczytamy, trochę posłuchamy, raz czy dwa uciekniemy przed niebezpieczeństwem. Brzmi jak nuda? Otóż wcale nie.
Zacznijmy od głównego bohatera. Nie wiemy o nim nic, nie wiemy skąd przyjechał, po co i kim w ogóle jest. Ani razu się nie odezwie i nigdy nie poznamy jego tożsamości. Bohaterem gry jest gracz i przełęcz Diatłowa, na której doszło do wspominanej tragedii. Eksplorację przerażającego terenu, na którym dochodzi do dziwnych wyładowań atmosferycznych i innych anomalii rozpoczynamy równie tajemniczo. Mamy przy sobie tylko kompas i mapę wraz z wypisanymi na niej współrzędnymi geograficznymi. Trzeba opanować system posługiwania się tą mapą, inaczej nie będziemy wiedzieli o co chodzi, w dodatku gra nie oznacza naszego położenia niej. Od czasu do czasu znajdziemy na skałach czy w jaskiniach wyryte znaczniki, które pomogą je określić, ale to czy wyruszymy z tego miejsca w odpowiednim kierunku zależy tylko od naszej orientacji w terenie. Gra na pewno nie przypadnie do gustu osobom, które mają z tym problem.
Rozgrywka polega na znajdowaniu wskazówek, dokumentów i fragmentów dziennika uczestników feralnej wyprawy, które mogą doprowadzić do prawdy o zdarzeniu z 1959 roku. Niczego więcej nie uświadczymy, nie będzie walki, rozwiązywania zagadek. Będzie za to klimat przez wielkie K. Jeśli macie świra na punkcie niewyjaśnionych tajemnic sprzed lat, jak ta z Przełęczą Diatłowa, to gra na pewno wam podejdzie. Stawia ona własną teorię na temat wydarzeń tamtej nocy i bynajmniej nie jest ona opowiastką bzdurną jak ta o ataku Yeti. A powstał nawet film o tym. Atmosferę grozy i tajemniczości podkreśla doskonały soundtrack z gry. Nie tylko grając wsłuchiwałem się w te czarujące dźwięki, ale wyposażyłem się w odtwarzacz MP3, który zapewniał mi dostęp do OST z gry w czasie wolnym. Piosenka Farewell jest wysoko na mojej liście soundtracków wszech czasów.
W grze można zginąć. W każdej chwili na naszej drodze możemy spotkać zjawę, która gdy tylko nas dostrzeże zakończy nasz marny żywot. Czym są ci niewidoczni wrogowie? Interpretacja należy do gracza. Stracić życie możemy również w bardziej tradycyjny sposób. Jak na górski teren przystało może spaść na nas lawina lub pośliźnie nam się stopa i zlecimy ze skały. Atmosfera ciągłego zaszczucia i niepewności jest w tej grze namacalna.
Kholat sprawdza się jako horror. Zwłaszcza, że gra się na słuch. Bez zestawu słuchawkowego tracimy połowę klimatu. Ktoś, kto zajmował się dźwiękiem w Kholat idealnie zgrał warstwę audio z otaczającym nas światem i jeżeli pogubimy się na mapie to możemy wsłuchać się w otoczenie, obrócić w lewo, w prawo i starać się rozszyfrować po dzwiękach otoczenia gdzie iść. A to drzwi będą gdzieś skrzypieć, a to usłyszymy powiewającą na wietrze kartkę papieru. To wszystko sprawia, że nawet jeśli nie potrafisz obsługiwać kompasu i mapy w grę skutecznie można grać na czuja i trafiać w miejsca, które pozwolą popchnąć historię do przodu używając tylko własnego instynktu. Dla mnie całkowita rewelacja. To pierwsza gra, w której poczucie zagubienia wcale nie musi oznaczać irytacji, a wręcz działa pozytywnie na odbiór całości. No, chyba że nie pojmiesz zasad świata Kholat i nie będziesz wiedział w ogóle co robisz i gdzie jesteś. Wtedy będziesz zgubiony i gra będzie dla ciebie crapem.
Ale żeby nie było, że ta gra taka idealna. Klimat jest mocarny, niestety cierpi wykonanie. W grze jest kilka fragmentów ucieczkowych, w których gracz musi podejmować szybkie decyzje dotyczące obrania ścieżki i szybkiego zareagowania na sytuację. I o ile rozumiem, że ucieczka przed zjawą nie jest skuteczna skoro nasz bohater męczy się po paru sekundach biegu, to wkurzające było powtarzanie kilkukrotnie tego samego momentu, bo nasza postać, mimo iż uniknęła przywalenia kamieniami i wzroku zjawy to przelatywała przez tekstury podłoża. Do tego należy doliczyć koszmarnie długi loading i to, że śmierć często nadchodzi z nieznanych nam przyczyn co sprowadza się do powtarzania etapu kilkakrotnie zanim uda nam się jej uniknąć. Oczywiście wcale nie musicie trafić na te elementy. Świat gry jest całkowicie otwarty i nie każdy, przynajmniej nie za pierwszym podejściem, odwiedzi wszystkie zakątki góry.
O ile audio to wzór dla producentów gier z OST i głosami postaci na czele (w polskiej wersji Andrzej Chyra, ang. Sean Bean!) to o grafice nie można już tak wiele dobrego powiedzieć. Fakt, są tu przepiękne widoki, ale gdy zbliżymy się do większości obiektów okazuje się, że tekstury to najniższa półka, a modele przedmiotów są wykonane pokracznie i przypominają wczesne czasy grafiki 3D, a nie grę na współczesne maszyny. Ale da się to przeboleć, bo Kholat to nie gra do podziwiania fajerwerków graficznych. To przygoda, którą należny przeżyć wewnętrznie.
Nie da się Kholat polecić każdemu. Gra zbiera mieszane opinie. Jedni ją pokochali, inni znienawidzili. Ja nalezę do tej pierwszej grupy. Kholat trafił do mnie swoim klimatem i wrył się w moją psychikę gracza. Gra zostawiła we mnie swój ślad i z chęcią podejdę do przygody jeszcze raz, choćby dla odblokowania dodatkowego zakończenia. Dla mnie to twór kultowy, artystyczne poetyckie przeżycie i choć nie pozbawione wad, to ciesze się, że takie perełki powstają na polskiej ziemi. Nawet jeśli docenią ją nieliczni.