Bardzo ciężko mi opisać ten film w kategoriach filmowych, przez półtorej godziny czułam się jakbym oglądała naprawdę dobry gameplay, aż chciało się łapać pada i pomóc bohaterowi. Czegoś takiego jeszcze w kinie nie było.
Po pierwszych zapowiedziach filmu Hardcore Henry spodziewałam się raczej wariackiego filmiku nakręconego kamerką GoPro. Owszem, najprawdopodobniej właśnie taką kamerą został on w dużej mierze nakręcony, ale w żadnym razie nie jest to „filmik”, to kawał dobrego kina, a perspektywa FPP sprawia, że czujemy się jak w rewelacyjnej grze. Co prawda elementy FPP pojawiały się już jako ciekawostki i dodatki do filmów, jak w przypadku ekranizacji Doom, jednak w tym przypadku film jest w całości nakręcony z tej perspektywy (i w przeciwieństwie do Doom – naprawdę dobry).
Inspiracja filmu grami video nie jest tu nawet sugestią, jest tak jasna i oczywista, że przez cały film brakowało mi w ręku pada, miałam ochotę rozglądać się po kinie, który z widzów go trzyma. Tytułowego Henry’ego poznajemy w momencie, kiedy okazuje się, że po ciężkim wypadku jego żona przywróciła go do życia jako cyborga, nie chcę zdradzać za wiele fabuły powiem więc tylko, że cały film jest historią o tym, jak Henry próbuje dopaść i zemścić się na „Tych Złych”. Mamy tu elementy chyba każdego rodzaju gier oprócz windowsowskiego pasjansa. Henry musi zdobywać bronie, od śrubokrętów i kastetów własnej roboty, przez pistolety, karabiny, wyrzutnie rakiet, miotacze płomieni, aż po działka obrotowe zamontowane na przyczepce motocykla. Czasami znajduje je w różnego rodzaju zbrojowniach, czasami zbiera z martwych przeciwników. Po budynkach wspina się niczym Ezio Auditore, skacze po dachach i przeciska się przez szyby wentylacyjne ze sprawnością godną Faith Connors. Są tu i pościgi samochodowe okraszone efektownymi wybuchami i budujące napięcie elementy skradanki. Co prawda niewiele, ale mamy też fragmenty charakterystyczne dla gier rpg, kiedy to bohater wymienia sobie wyposażenie ulepszając tym samym swoje statystyki bojowe, są też chwilowe efekty po dość jednoznacznie kojarzącym się zastrzyku w udo. Mamy tutaj dodatkowe questy, (jeśli Henry oswoi spotkanego przypadkowo konia dotrze do kolejnego check pointu szybciej, jeśli nie, musi poruszać się pieszo), mamy ważnych NPCów, których czasami tracimy (ale gdyby tak spróbować wczytać save może następnym razem udałoby się ich uratować!).
W pewnym momencie filmu przygoda Henry’ego zmienia się w kooperację, a w późniejszym etapie nawet w multiplayer z obroną bazy przed wrogim teamem.
Dodatkowo wrażenie oglądanej gry, a nie filmu potęguje fakt, że Henry nie mówi, wszyscy dookoła mówią do niego, on jednak reaguje jedynie sygnalizując głową komendy „tak” lub „nie”.
Przygoda Henry’ego rozpoczyna się dość prosto, fabuła rozkręca się dodając nowe wątki, elementy coraz to innych gatunków gier, aby ostatecznie zakończyć się walką z głównym bossem, oczywiście po wcześniejszym pokonaniu kilku mini-bossów. Wszystko to okraszone jest rewelacyjną ścieżką dźwiękową, która momentami buduje napięcie i tempo, a czasami łagodzi i równoważy ilość krwi i latających kończyn (a tych nie brakuje).
Hardcore Henry to film, jakiego nie oglądaliście wcześniej, ale dla każdego gracza jest to pozycja absolutnie obowiązkowa. Ja rozważam pójście do kina jeszcze raz, może tym razem zdobędę inne zakończenie?