II wojna światowa często pojawia się w grach. Niestety, przedstawiana jest głównie końcówka konfliktu, kiedy to III Rzesza chyliła się ku upadkowi. Wielu polskich graczy oczekuje wydania gry o naszych zmaganiach z najeźdźcą w 1939 roku. Czy doczekamy się gry przedstawiającej heroiczną obronę Polaków?
Hej! Tak, dziś pierwszy września. Data nielubiana przez wielu. Dla dzieci to koniec wakacji i powrót do szkolnej rzeczywistości (lub dla niektórych pierwszy raz), dla rodziców czas wydatków, dla starszych to okres zadumy, w której myślami wraca się do mrocznej przeszłości z 1939 roku. Przeszłości, którą możemy poznać z książek o historii, filmów czy opowieści seniorów, lecz brak tutaj naszego ulubionego medium: gier. Dlaczego?
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi…
…to chodzi o pieniądze. Pieniądze, które trafiają do kieszeni twórców gier. Interes to interes, nie można mieć nikomu za złe, że chce zarobić, a żeby to zrobić, trzeba znać rynek. Z kolei by poznać rynek, trzeba znać jego uczestników. Jeśli wierzyć firmie Newzoo, największym graczem są Chiny z przychodem rzędu ponad 40 mld dolarów amerykańskich. Zaraz za Chinami są Stany Zjednoczone Ameryki z nieco mniejszą kwotą, bo niemal 37 mld USD. W pierwszej dziesiątce znajdziemy pięć europejskich krajów i niestety Polski w zestawieniu nie uświadczymy. Głos przeciętnego polskiego odbiorcy nie będzie tak ważny, jak głos przeciętnego amerykańskiego gracza.
Każdy twórca, każda firma tworząca gry, która chce osiągnąć międzynarodowy sukces, musi liczyć się z Amerykanami i ich widzimisię. Oczywiście, nie tylko z nimi. Dotyczy to też (a może i przede wszystkim) krajów cenzurujących gry. Zarówno przez kwestie polityczne (np. Chiny), jak i społeczne (Australia, Niemcy). To dość ogranicza twórczość, gdyż, nie oszukujmy się, gry stały się biznesem i robi się je po to, by zarobić. Ryzyko braku zainteresowania wśród graczy amerykańskich może być dla niektórych zbyt wielkim ryzykiem. Ale nie tylko ich sprawa ta dotyczy.
Historia nie(wy)godna
1939 rok to dla Polski i Polaków czas okropny. Z zachodu mamy inwazję wojsk III Rzeszy oraz wejście chorej ideologii Hitlera na nasze ziemie. Z drugiej strony, od wschodu, mamy „bratnią pomoc” sił sowieckich i bolszewizm. Przez następne pięć lat na terenach II RP miały miejsce zbrodnie wojenne, prześladowania ludności polskiej i żydowskiej wraz z innymi mniejszościami, zakładanie obozów koncentracyjnych i gett, łapanki, masowe rozstrzeliwania, rozboje. Niestety, ale nie dotyczy to tylko i wyłącznie napastnika z zachodu, bo podobne „atrakcje” czekały na Polaków na wschodzie.
Seria Call of Duty nie boi się podejmowania tematu II wojny światowej. W World at War miałem okazję bronić matuszki Rosji, a później odbijać ją z rąk nazistów, Medal of Honor z kolei pozwolił mi się wcielić w rolę spadochroniarza. Mógłbym tak wymieniać wszystkie tytuły, aż w końcu dałoby się zauważyć pewną monotematyczność okresową, i gdybym swoją wiedzę brał wyłącznie z gier, mógłbym pomyśleć, że IIWŚ zaczęła się w 1942 roku. Co takiego wydarzyło się wcześniej?
Wróćmy jeszcze na chwilę do Polski. 1 września 1939 roku III Rzesza łamie pakt o nieagresji i dokonuje inwazji na polskie ziemie, 17 dni później to samo czyni ZSRR. Jak się okazało, nie był to spontaniczny ruch a starannie zaplanowana akcja opisana w załączniku dokumentu Paktu Ribentrop-Mołotow. Jeśli dodamy do tego fakt wspierania Hitlera przez Stalina czy szkolenie Gestapo przez NKWD, rysują nieco inny obraz ZSRR i samych Rosjan, już nie jako wrogów, ale sojuszników nazistów i III Rzeszy. Niestety, historia to jedno, polityka, popkultura i biznes to drugie.
Gierki (nie)polityczne
Niekiedy bywa, że między nadawcą a odbiorcą przekazu pojawiają się bariery. Czasem wynikają one z braku wiedzy, czasem z braku potrzebnych umiejętności, bywa też, że uprzedzenia, ignorancja jest powodem, niekiedy też pojawia się ona: cenzura. Cenzura to słowo klucz, jeśli chodzi o Chiny. Historię piszą zwycięzcy, w tym wypadku blok aliancki (USA, Francja, UK itp.) oraz szeroko rozumiany blok komunistyczny. To bolszewicy maszerowali na Berlin, to oni wespół z aliantami obalili nazizm i faszyzm. Mamy teraz przedstawić ich w złym świetle? Odpowiedzi od władz Chin nikt nie wymaga, bo jest ona znana bez pytania: taka gra nie przeszłaby przez systemy cenzorskie i albo zostałaby całkowicie wycofana z rynku chińskiego, albo musiałaby zostać okrojona z niewygodnych fragmentów. Rynku z przychodem ponad 40 mld dolarów. O cenzurze, choć już nie tylko w kontekście Chin, jeszcze wspomnę.
Wcześniej wspomniałem ogólnie o barierach w odbiorze treści i o cenzurze. Ale nie zawsze to ona jest powodem, czasem jest to po prostu… niedopasowanie materiału. Wyobraźcie sobie, że o grach opowiadacie wąsatemu wujkowi-fanatykowi wędkarstwa, a gierki to w sumie „penis walking around him”. I… no, właśnie. Wujek ma własny zakres zainteresowań i jego gry po prostu nie interesują. Podobnie jest z Amerykanami. Dla nich IIWŚ zaczęła się od Pearl Harbor, oni widzą wydarzenia inaczej, widzą je… po swojemu. Nie mam im tego za złe: USA powstały stosunkowo niedawno w niecodziennych okolicznościach a ich polityka wykształtowała takie a nie inne poglądy na państwo, na własny kraj i na pozostałe narody. Twórcy nie próbują sprzedać czegoś, czego Amerykanie prawdopodobnie nie kupią. Zamiast tego wolą korzystać ze sprawdzonych i prostszych sposobów.
Zakłamana (lub, jak kto woli, mocno uproszczona) historia może być dla niektórych solą w oku i powodem agresji. Tak też było w przypadku Company of Heroes, którego User Score oscyuluje w okolicy 2/10, podczas gdy na Steam recenzje są w większości pozytywne. Skąd taka rozbieżność? Metacritic pozwala oceniać gry bez konieczności jej posiadania, a same oceny nie są moderowane. Z kolei Steam nie tylko wymaga posiadania gry w swojej bibliotece, ale i usuwa niesprawiedliwe oceny, a te napływały od rosyjskich graczy niezadowolonych ze sposobu przedstawienia Związku Sowieckiego w grze. Dla nich gra była… kontrowersyjna. I to właśnie też kontrowersji obawiają się twórcy gier, podczas gdy kontrowersja może prowadzić do skandali czy… cenzury. Właśnie, na chwilę do niej wrócę i przytoczę wam historię Sonderkomanndo Revolt, modyfikacji do Wolfensteina 3D, który opowiadał o buncie tytułowego Sonderkommando w Krematorium IV z października 1944. O dziwo, przeciwko stworzeniu moda była… społeczność żydowska, co jest trochę śmieszne, gdyż gra nie miała być antyżydowska, miała ukazać bestialstwo nazistowskich obozów zagłady, a przecież nikt nie protestuje przeciwko podobnym filmom. Ta historia pokazuje, że ludzie są tylko ludźmi i nie zawsze działają logicznie.
Gameplay? A komu to potrzebne
OK. Rynek rynkiem, polityka polityką, ale my tutaj mówimy o grze wideo. A gry to gameplay, to rozrywka. W World at War raz przedzierałem się przez dżunglę, by zostać złapany w zasadzkę Japończyków, innym razem użyłem napalmu, by ich zgrillować, w innej misji wskoczyłem w skórę Rosjanina, który najpierw wypędzał Niemców z ojczyzny, potem szturmował ich dom. Co łączy wszystkie te misje? Kierunek. Pędziliśmy, szliśmy, maszerowaliśmy. Do przodu. Do ataku. Gramy jako zwycięzcy, jako szturmujący. Co byśmy robili w grze o obronie Westerplatte? Obrona, odwrót, wycofanie się. Cofamy się. To nie tylko brak jakiegoś motoru napędowego gracza, ale i gameplayowa monotonia.
Załóżmy więc bardzo optymistyczny scenariusz, w którym to nasza gra zaciekawiłaby Amerykanów, Chińczycy by jej nie ocenzurowali, a Rosjanie nie zbombardują gry negatywnymi ocenami. Możemy zrobić prawdziwie polską grę o początkach IIWŚ. No, może nie tylko o początku, ale o całej historii Polski podczas tego konfliktu. Prolog odgrywałby się w 1939 roku, większość gry opierałaby się na partyzantce, jak w The Saboteur. Finałem byłoby Powstanie warszawskie. To co, kilof w dłoń i ruszamy robić grę, byśmy mogli zagrać Polakami? No można. Tylko… po co?
Wiecie, co łączy Skarb Sobieskiego i Uprising 44? Oba to crapy. I tryhard. Tryhard w próbie przedstawienia polskości, polskich wydarzeń czy polskiej kultury. Cel oczywiście szczytny, ale czy uświęcił środki? Obie gry są… co najmniej średnie, o ile nie gorzej. Zrobione byle jak i po łebkach. Niestety, jakość ucierpiała i przedłożono ją nad „byleby było coś polskiego”. Nie tędy droga. Owszem, Polska, polska historia II WŚ zasługują na dobrą grę (osobiście wolę dobrego klona The Saboteur zamiast Call of Duty), ale nic na siłę. Poczekajmy, aż polski gamedev się rozwinie na tyle, że ktoś wpadnie na pomysł stworzenia dobrej gry tego typu. Bo jeśli mamy budować chatkę, to lepiej z drewna niż gówna.
Co sądzicie? Czy powstanie kiedyś gra o obronie Westerplatte? Czy gralibyście? Napiszcie, co o tym sądzicie i pochwalcie się swoimi planami lekcji.