A była to wiadomość powracająca do afery z 2014 roku flagowanej hashtagiem Gamergate, która zatrzęsła branżą na całej jej długości. Tweet zniknął, ale kolejne konsekwencje musiały pozostać.
Krótka informacja na oficjalnym profilu gog.com miała informować o premierze Postala 2 na słynnej platformie oferującej gry bez zabezpieczeń DRM. Produkcja sama w sobie kontrowersyjna, otrzymała jeszcze bardziej kontrowersyjną reklamę, z naciskiem na jeszcze bardziej, bo będącą częścią realnej afery wśród graczy, największych dziennikarzy oraz twórców gier. W przez chwilę istniejącym Tweecie, widniał obrazek nagrobka z napisem „Game Journalism”, na który ktoś właśnie oddaje mocz. Klasyczny motyw z Postala, na pierwszy rzut oka nic dziwnego – przykre jest jednak to, że prawdopodobnie osoba odpowiedzialna na zamieszczenie reklamy nie przyuważyła daty, również obecnej na rzeczonym nagrobku, odpowiadającej ramie czasowej zrzucenia bomby kontrowersji na branżę. Powtarzam: zabieg wyglądał na niezamierzony, wątpliwym jest bowiem, by konkurent Steama o bardzo mocnej pozycji na rynku potrzebował tak radykalnej reklamy.
Gamergate to studnia kontrowersji, która, choć nie ma dna, pełna jest zleżałego mułu wlewanego do niej na przestrzeni lat przez rozmaite osoby branży, związane z grami pośrednio lub bezpośrednio. Nie ma sensu szczegółowo wracać do sprawy, która idealnie mogłaby posłużyć jako złożone studium nienawiści wśród zażyłej na co dzień społeczności wszystkich graczy. Warto jednak przypomnieć, że rozchodziło się przede wszystkim o aktualną kondycję branży, która w czasie rozrosła się do kolosalnych rozmiarów i wprowadziła zmiany, na które nie wszyscy mieli wpływ i niestety nie wszystkim się spodobały. Wojna pomiędzy twórcami, graczami i dziennikarzami zebrała kadrowe żniwo i prawomocnie przeszatkowała szeregi każdej z domniemanych stron konfliktu. Dzięki serwisom społecznościowym i forom, afera mocno zahaczyła również o tematy seksistowskie (kobiety i gry), etniczne i doprowadziła nawet pośrednio do morderstwa.
Jeżeli zaś mowa o konsekwencjach wtorkowego Tweeta – poza zalaniem profilu sklepu skrajnymi wątpliwościami co do kondycji umysłowej sprawców, również przez główne postacie afery sprzed 4 lat i wielkie głowy naszej ulubionej dziedziny rozrywki, GOG utracił wsparcie jednego ze swoich, prawdopodobnie kluczowych, partnerów. Serwis VG24/7 w oficjalnym oświadczeniu napisał, że przez tak nieodpowiedzialny czyn ze strony, jak się zdawało profesjonalnego, usługodawcy, nie jest w stanie dłużej współpracować ze sklepem w żadnej z ról. VG24/7 wspierało GOG podczas wyprzedaży sezonowych, było również jednym z ważniejszych ambasadorów serwisu.
Każda dziedzina kultury miała lub miewa momenty, za które powinny się wstydzić wszystkie strony mające w niej udziały i o których społeczności i jednostki nie zapomną nigdy. Przede wszystkim należy również pamiętać, że ogień rozpalony w internecie praktycznie nigdy nie daje się ugasić.