Aż trudno uwierzyć, ale wszystko poszło pomyślnie (przynajmniej jeśli chodzi o sprzęt) i w czwartek, 19.11 równo o 10.00, do moich drzwi zapukał znajomy kurier z przesyłką. Drugi DualSense oraz stacja dokująca przyszły już w poniedziałek. Choć pudełko wyglądało jakby przeszło swoje, to sama konsola była nieuszkodzona i właśnie mija czwarty dzień z PlayStation 5. Czy warto było zarezerwować swój egzemplarz w ciągu pierwszych minut, odkąd ta pojawiła się w przedsprzedaży?
Nie będę was trzymał w niepewności do końca tego tekstu. Zdecydowanie warto. Bez stresu, bez kombinowania, bez przepłacania zamówiłem konsolę i bez problemu ją otrzymałem. Mój egzemplarz nie wykazuje żadnych nieprawidłowości, a był włączony po kilkanaście godzin dziennie od czwartku. Specjalnie na tę okazję wziąłem urlop. No dobrze, kiedy wypisywałem druczek, byłem pewny, że również 19.11 odbędzie się premiera Cyberpunka. Kiedy okazało się, że ten ukaże się przed rokiem 2077, nie mieszałem już i postanowiłem skorzystać z okazji do zapoznania się z konsolą.
Dodam, że aby pełniej skorzystać z mocy PS5, we wtorek wymieniłem TV na Sony XH90 w wersji 55 cali. Dzięki czemu zyskałem sprzęt posiadający port HDMI 2.1, który według różnych technicznych serwisów jest niezbędny, żeby faktycznie wyciągnąć wszystko, co konsola skrywa dobrego. Po głośnych artykułach jakoby pudełko PS5 nie zawierało odpowiedniego kabla, warto wspomnieć, że była to nieprawda i choć niezwykle krótki, to kabel HDMI jest w zestawie i nie trzeba go kupować osobno.
Po rozpakowaniu pudełka stwierdziłem, że sam sprzęt jest dużo mniejszy, niż mi się wydawało po oglądaniu tych wszystkich prezentacji. Bałem się, że nie zmieści się na półce w stoliku RTV, ale konsola weszła bez problemu, zostawiając miejsce z każdej strony. Dzięki czemu duet Sledge i Montagne mogą pilnować, żeby nikt jej nie ukradł. W zestawie, oprócz oczywiście konsoli, znalazł się wspomniany kabel HDMI obsługujący wersję 2.1, kabel zasilający, pad DualSense oraz kabel USB-USB-C do ładowania tego ostatniego. Były też jakieś książeczki, ale kto by na nie zwracał uwagę?
Po podłączeniu HDMI oraz kabla ethernetowego do konsoli odpaliłem ją i – postępując z kolejnymi krokami – zalogowałem się do swojego konta PSN, a następnie wybrałem opcję transferu danych z PS4. Zaproponowano mi również, żebym włożył płytę z pierwszą grą, która zainstaluje się w międzyczasie, co bardzo mi się spodobało. Wybór padł na Assassin’s Creed: Valhalla w wersji na PS4 (czemu jest to ważne, napiszę za chwilę). Transfer mógł objąć nie tylko dane kont, ale zapisy stanów gier czy nawet same gry! Było to kolejne bardzo pozytywne zaskoczenie. Ucieszyłem się mniej, gdy zobaczyłem, że cały proces potrwa ponad 4 godziny. Na szczęście, dotyczyło to wyłącznie kopiowania gier. Po zgraniu kont i zapisów mogłem już rozpocząć przygodę z nowym systemem operacyjnym.
Ten robi wrażenie swoim wyglądem i prędkością działania, ale część z opcji jest nielogicznie zrobiona lub zmieniła się w stosunku do tego, co znamy z PS4 i do teraz jeszcze czasem się gubię, kiedy chcę uśpić czy wyłączyć konsolę. Teraz te opcje znajdziemy pod jednokrotnym kliknięciem przycisku PS zamiast po przytrzymaniu go. Biblioteka gier nie ma już sortowania po dacie przypisania do konta czy nawet alfabetycznego porządku, a przynajmniej ja go nie znalazłem. Szukanie więc pozycji starszych jest mocno upierdliwe. Nowy sklep PlayStation wygląda jakby ktoś wrzucił w jego środek granat i zostawił to, co się w ten sposób uformowało. Nie byłem fanem jego funkcjonalności w czwórce, tutaj mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej.
Kolejną rzeczą, na jaką chcę tutaj ponarzekać, jest zwykła nawigacja. Gdy podczas rozgrywki chcemy podejrzeć listę trofeów (które, trzeba przyznać, wreszcie chodzą i wczytują się normalnie szybko) albo wejść w zrzuty ekranu i coś udostępnić, to choć powrotów do gry jest kilka, żaden nie jest intuicyjny. Przyzwyczaiłem się, że po wciśnięciu przycisku PS na padzie wrócę do ikony gry w menu, kliknę X i gram dalej. Nie tym razem. Nawet jeśli wywołam menu podręczne i najadę sam na ikonę gry, to i tak dwa razy muszę kliknąć na X zanim wrócę do gry. Pierwszy raz, żeby otworzyć podmenu, i drugi, żeby wybrać powrót do gry. Czemu psuć coś, co działało? Nie wiem.
Kolejną (może) pierdołą, ale mnie irytującą, jest udostępnianie zrzutów ekranu. Po tym, jak Sony zabrało możliwość publikowania ich na Facebooku, dalej został tylko Twitter i – ponownie – można na raz udostępnić tylko 4 zrzuty. Wszystko niby spoko, wszak przyzwyczailiśmy się do tego. Niestety, ów wybór czterech zrzutów jest dużo gorzej obsłużony. Nie ma już przycisku „zmień wybór”, tym razem musimy kliknąć na ikonę spinacza. Jak już to odkryjemy, okazuje się, że nieważne, na którym zdjęciu byliśmy aktualnie. Okno wyboru przeniesie nas do ostatniego zrobionego zrzutu za każdym razem. Więc jeśli coś mamy dalej, musimy ręcznie do tego dotrzeć.
Z negatywów warto wspomnieć o tym, że teraz przy kliknięciu na inną grę niż ta odpalona, nawet przypadkiem, system nie pyta, „czy aby na pewno?”. Zamiast tego po prostu uruchamia nową grę i zamyka tę, w którą właśnie graliśmy, co może być dość bolesne. Zwłaszcza gdy się gra w Call Of Duty, bo tam powrót do miejsca, w którym się skończyło kampanię, to długa droga. Należy też pamiętać, że wszystkie gry z PS4 na płytach, nawet jeśli mają swoje wersje na PS5, zainstalują się wersji na PS4. Właśnie to mnie czekało po rozpoczęciu korzystania z konsoli i zamiast cieszyć Valhallą od razu, musiałem poczekać, aż ta się ściągnie. Należy każdorazowo wejść w dość nieoczywiste miejsce i dodać do konta wersję na PS5. W takim przypadku konsola ściągnie pełną cyfrową wersję gry na PS5, a płyta będzie potrzebna wyłącznie do uruchomienia tytułu. Reszta poleci z dysku, jakbyśmy kupili wersję cyfrową. Ogólnie odpowiadałoby mi to rozwiązanie, gdyby nie…
Pojemność dysku. Przykro mi, Sony, tak jak jestem całym sercem za wami i najchętniej nie robiłbym nic innego, tylko śmigał dalej w Demon’s Souls czy Valhallę, zamiast pisać ten tekst, to z dyskiem naprawdę przegięliście. Po skopiowaniu danych i zainstalowaniu Assassin’s Creed okazało się, że mój dysk jest pełen. Zostało 5 GB wolnego miejsca. Gdzie tu miejsce na nowego Call of Duty? Gdzie wolna przestrzeń na Demon’s Souls, Milesa Moralesa i Sackboya? Nie ma, zabrakło. Oczywiście, pokasowałem stare gry, by zrobić miejsce nowym, ale przez te cztery dni już kilka razy zapchał mi się dysk. Wczoraj na przykład nie było miejsca na łatkę do Cold War. Lekko zatem nie jest. Pewnie się do tego przyzwyczaję, nie mniej jest to spora wada sprzętu. Tym bardziej, że nie ma oficjalnie wspieranych dysków zewnętrznych na gry z PS4 czy możliwości rozszerzenia dysku w samej konsoli, bo takie dyski jeszcze nie powstały.
Ponarzekać, ponarzekałem. Jakoś łatwiej było mi to zebrać wszystko razem. Teraz mogę zacząć z czystym sumieniem chwalić sprzęt od Sony. Konsola jest supercicha. Te wszystkie doniesienia sprzed premiery, że dalej wyje jak rotor helikoptera, nie sprawdziły się przynajmniej u mnie. Jedynie raz było słychać głośniej sam napęd, ale wiatraki chodzą prawie bezgłośnie. Jak wspomniałem, sprzęt śmigał u mnie po kilkanaście godzin dziennie i ani razu nie było problemu z jego grzaniem. Fakt, jest w miejscu, gdzie jest przepływ powietrza, ale nadal z tyłu za sprzętem mogłoby się zrobić ciepło. Tak się jednak nie stało. Pod tym względem duży plus.
Pady to mistrzostwo świata. Nie byłem do nich przekonany po tym, jak odebrałem swój egzemplarz bez konsoli. Wydawał mi się za ciężki i zbyt podobny do tego od konkurencji. Tymczasem po kilkudziesięciu godzinach grania mogę jednoznacznie stwierdzić, że nic lepszego nie trzymałem nigdy w dłoniach. Idealnie leży, świetnie i wygodnie się na nim gra. Głośnik jest o niebo lepszy. Do tego wbudowany mikrofon, o którym warto pamiętać w lobby gier wieloosobowych. Jest też przycisk na nim do wyciszenia mikrofonu, tak że bez obaw. No i crème de la crème, czyli spusty. Myślę, że na słowo mi nie uwierzycie, to trzeba samemu przetestować, ale to jest rewolucja. Doznania z gier są dodatkowo spotęgowane i człowiek się bardziej angażuje w to, co się dzieje na ekranie. Gładzik jest też dużo czulszy, o czym możemy przekonać się w Astro’s Playroom w etapach, gdy jesteśmy kulą.
Brak kolorów przycisków? Mi nie przeszkadza, ale to pewnie każdy sam musi zdecydować. Stacja dokująca jest porządnie wykonana i dobrze się komponuje z resztą urządzeń. Pady dodatkowo szybko się w niej ładują. Przed premierą konsoli czytałem artykuł, w którym podawano, że kontrolery krócej trzymają baterię niż DualShocki, że jest to rząd wielkości 5-6 godzin. Muszę tutaj zaznaczyć, że z moich testów wyniknęło coś zgoła innego, a liczba godzin jest dokładnie dwa razy większa niż we wspomnianym artykule. Spokojnie wczoraj pad wytrzymał 12 godzin. Fakt, że nie grałem cały czas, ale ten był i tak włączony. Wiecie, przerwy na potrzeby fizjologiczne i jedzenie. Tak że i tutaj jestem niesamowicie zadowolony. Żebym nie miał gracza numer dwa w domu, to chyba bym się trochę wkurzył, że niepotrzebnie wydałem pieniądze na drugi kontroler.
A jak gry pytacie? W końcu nie samym sprzętem człowiek żyje. Nasz przegląd pozycji, w które warto zagrać na start nowej generacji, znajduje się w tym artykule. Ja przeszedłem Milesa Moralesa dwa razy i Astro’s Playroom, w obu wbijając platynowe trofeum oraz kampanię Call of Duty: Black Ops Cold War. Pierwsze przejście Spider-Mana zajęło mi 14 godzin według licznika PlayStation (wreszcie mamy podgląda czasu gry!!!), Astro to 5 godzin, a COD godzin 6. Do tego spędziłem trochę czasu w Bloodborne, Demon’s Souls, AC: Valhalla, Bugsnax i Sackboy: A Big Adventure. Po tym doświadczeniu powiem to raz jeszcze: warto było!
Skok jakościowy w Valhalli (zacząłem grać na PS4 i przeniosłem się na PS5) jest olbrzymi. Detale, prędkość ładowania, jakoś wykonania, szybkość samej rozgrywki, jej płynność… Pamiętacie przejażdżki oryginalnego Spider-Mana metrem? W Moralesie ich nie ujrzycie. Wybieracie punkt do szybkiej podróży i już w sekundę (no, może dwie) wychodzicie z wybranej stacji metra. Nowy Black Ops jest niesamowicie szczegółowy i płynny. Strzelanie w nim to sama przyjemność. Nie ma się już czego wstydzić. Do tego możliwe jest, by grać w niego w 120 klatkach na sekundę, co potwierdziłem sam. Po prostu wow. To, co zrobione zostało z Demon’s Souls, nie mieści mi się w głowie. Jak ta gra wygląda! Jeśli wciąż kręcicie nosem na nowego pada, odpalcie Astro’s Playroom – to jest pokazówka, co pad potrafi, i to taka, która was wciągnie po uszy.
Oceniając mój długi weekend z PS5, stwierdzam, że dobrze się stało, iż zachowałem urlop. Dzięki temu miałem swoje święto przez cztery dni. Wciąż jeszcze przede mną dużo grania i nie martwię się, czy nie zabraknie mi tytułów. Na takie gry, jakie wyszły na premierę sprzętu, czekałem. I choć mogłoby być ich więcej, to nie narzekam, bo bawię się świetnie. Dla tych gier warto było kupić konsolę. Jeśli zatem się nie zdecydowaliście, a macie możliwość kupić PS5 w normalnej cenie, bierzcie bez wahania!