W sobotnie przedpołudnie wybrałam się z rodziną na wycieczkę do kina, na długo wyczekiwaną przez nas wszystkich premierę – Ratchet i Clank. Ja się nudziłam, mąż spał, pięciolatce podobał się tylko kotek-ryś-diabełek, czyli lombax.
Jeśli chodzi o relację film-gra, to niezależnie czy jest to ekranizacja gry, czy film na jej podstawie, może wyjść albo rewelacyjnie (patrz: Deadpool), albo totalna koopa (na przykład Mario Bros, który nawet grający w nim aktorzy woleliby wykreślić z życiorysu). W dobie naprawdę świetnych kreskówek, pełnych humoru, który bawi widza niezależnie od wieku Ratchet i Clank stwarzali okazję do zrobienia filmu na najwyższym poziomie, zwłaszcza, że budżetu im pewnie nie zabrakło.
Trochę obawiałam się, czy film wydany przy okazji premiery gry nie będzie tylko jej promocją, ale nie spodziewałam się zrobionej na siłę półtora godzinnej reklamy. Fabuła bez większego polotu, przez większość czasu chaotyczna, przez cały czas nudna, bohaterowie bez żadnego pazura, kompletnie niecharakterystyczni, po prostu tam są. Po wczorajszej premierze czytałam w sieci opinie, że film jest pozbawiony humoru. Niestety nie jest. Jest nim przeładowany, jednak jest to humor tak marny i żenujący, że na sali kinowej nie śmiał się nikt. Mnie rozbawiły tylko dwie sytuacje w ciągu całego seansu, a i tak były takie, że w innym, lepszym filmie, minęłyby niezauważone.
Fabuła w grze się sprawdza, bo przerywana jest emocjonującymi misjami i nowymi levelami, nasze uczestnictwo w niej znacznie podnosi poziom zainteresowania. Jednak patrząc na to półtorej godziny miałam wrażenie oglądania jeden po drugim filmików przerywnikowych, kiedy ktoś zabrał mi pada i przewija wszystko co ciekawe. Ostatnią część filmu twórcy nazwali konkretny finał – niestety nie jest on żadnym wypadku konkretny, sztampowy do bólu scenariusz jest rozciągnięty jak tylko się da, równie dobrze można było całą akcję zawrzeć w 10 minut, tylko przy tak krótkiej reklamie ciężko byłoby ludzi namówić na kupno biletu. Nie jest to tylko moje narzekanie, rozglądając się po sali widziałam równie dużo ludzi obserwujących ekran kinowy, co ekrany telefonów.
Nie wiem jak brzmi film w wersji oryginalnej, ale osoba odpowiedzialna za wybór aktorów do polskiego dubbingu przyszła chyba pijana do pracy. Jedyna postać dobrze zadubbingowana to Ratchet, Maciej Musiał był naprawdę dobrym wyborem i lombax brzmi jak powinien. Niestety reszta aktorów dobrana jest w drodze losowania, bo nie umiem sobie wyobrazić kto przy zdrowych zmysłach wybrałby Jerzego Kryszaka do roli Clanka, pozostałe postacie też brzmią jakby właśnie przechodziły mutację, ale nie tę chłopięcą, raczej jakby zmutowały w coś dziwnego. Podłożone głosy są irytujące i kompletnie niepasujące do bohaterów. Przodownicy pracy ze Studia PRL nie stanęli na wysokości zadania i nie wyrobili nawet 100% normy, autor polskiego scenariusza kierował się raczej złotą zasadą tu jest Polska, jak już coś robić to byle jak, momentami zastanawiałam się czy tym razem żartów w usta postaci nie włożył sam Karol Strasburger.
Idea stworzenia filmu i gry, opartych na tej samej fabule z użyciem tych samych animacji jest bardzo trudna do zrealizowania, tak aby oba trzymały poziom. Jest to jednak możliwe, co udowadnia chociażby Lego Przygoda. Twórcy Ratcheta i Clanka chcieli powtórzyć ten sukces, ale im nie wyszło. Wyszły emocje jak na grzybobraniu.