Francuski gigant, założony w 1986 roku, w ciągu tych kilku dziesięcioleci stworzył oraz wydał wiele wyjątkowych serii gier. Od Prince of Persia przez Rayman, Beyond Good & Evil, Far Cry, Watch Dogs po Assassin’s Creed i wiele mniejszych marek. Jednak jaki obraz wykreowała firma na przestrzeni lat swoją polityką?
Moje pierwsze wspomnienie z francuskim studiem to rozbłyskający na ekranie napis Ubisoft Entertainment, po którym następowały długie godziny grania w Rayman 2: The Great Escape. Wtedy przekonałam się, że studio potrafi zrobić wciągające gry, które zostaną ze mną na dłużej. Później przyszedł czas na Rayman 3: Hoodlum Havoc i Beyond Good & Evil. Te gry zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że dalej znajdują się w czołówce moich ulubionych tytułów i regularnie wracam do ich soundtracków. Nowsze produkcje Ubisoftu, wszystkie asasyny, far crye i inne, już nie potrafią mnie tak wciągnąć, wydają się zbyt podobne do siebie, choć czasami przyjemnie w nie zagrać. Obraz studia, jaki mam w głowie, określiłabym jako „dzieciństwo pełne marzeń, po którym przychodzi szara dorosłość”. Obecnie nie poświęcam Ubisoftowi tyle uwagi, co kiedyś. Chyba dalej nie potrafię mu wybaczyć, że obiecał mi Raymana 4 i do dzisiaj go nie zrobił.
– Dorota Żak
Generalnie, kiedyś to było. Kiedyś, Ubisoft ze swoim klasycznym, kolorowym logiem tworzyło gry pozbawione tak wielu zbędnych oraz chamskich zagrywek. Mówię tutaj o mikrotransakcjach w grach singlowych, milionem pustych questów, tony rozpraszających znajdziek oraz rozdymanych do granic możliwości rozmiarów gier. Nie, czasy, gdy Ubisoft potrafił wydać gry pozbawione tego wszystkiego oraz skupiające się przede wszystkim na zabawie, historii, mechanice, były zdecydowanie lepsze. Do dziś kocham wymienione wcześniej przez Dorotę gry, jednakże mogę do nich spokojnie dodać trylogię Prince of Persia oraz dylogię Raymana w 2,5D. Z przedstawionych wcześniej powodów nie oczekuję nic po tworzonym od wielu lat sequelu Beyond Good & Evil, najlepiej niech nigdy nie powstanie. Po co nam kolejna gra-usługa w otwartym świecie, ze znajdźkami, nudnymi questami pobocznymi oraz wysysaniem pieniędzy z fanów marki?
– Piotr Przybyła
Co do Ubisofta mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony, nie mogę francuskiemu gigantowi wybaczyć tego, co zrobili z marką Might and Magic (kto uznał, że auto battler to idealny kierunek rozwoju serii???). W szczególności boli mnie los cyklu Hearoes of Might and Magic. Seria z takim potencjałem została zniszczona poprzez nieprzemyślane wybory dotyczące studiów zajmujących się kolejnymi częściami serii. Podobnie ma się rzecz z cyklem Settlers (chociaż tu przynajmniej możemy mieć jakieś nadzieje z nadchodzącą premierą kolejnej części). Jednocześnie podoba mi się kierunek rozwoju i chęć zmian w Ubisofcie. Odnowionie formuły Assasin’s Creed razem z częścią Origins i dalszy jej rozwój z Odyssey i Valhalla. Wytrwałość w naprawianiu i rozwijaniu bardzo niedopracowanych na początku tytułów, jakimi było For Honor i Rainbow Six: Siege. Patrząc przez pryzmat obu stron, trudno mi stwierdzić, czy Ubisoft lubię, czy nienawidzę, ale zdecydowanie jest to firma, której produkcje warto śledzić.
– Michał Kaźmirczak
Nie mam zielonego pojęcia, jaką grą zacząłem swoją przygodę z Ubisoftem, bo było to dawno, a gier było wiele. Nadal żywię jednak pewną sympatię do tego studia. Fakt, tworzy teraz głównie singlowe gry w ogromnych otwartych światach, zapchanych mnóstwem powtarzalnych czynności oraz opcjonalną możliwością wydania dodatkowych pieniędzy na jakieś ułatwiacze. Z jakiegoś powodu został ukuty termin „ubigra”. Tylko czy Ubisoft jest jedynym deweloperem tworzącym takie gry? No nie, nawet nie mam pewności, czy pierwszym, ale termin się przyjął, w szczególności w odniesieniu do nich samych, bo ogólny koncept gry się utrwalił i jest niezależny od serii. Ale czy to koniec świata? Niekoniecznie, nikt w końcu nie zmusza nikogo do zbierania wszystkiego, a gry Ubisoftu nadal są w stanie opowiedzieć interesującą fabułę. A może po prostu ja jestem prostakiem bez gustu? Nawet jeśli, to i tak będę z zainteresowaniem przyglądał się kolejnym grom od Francuzów.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński
Pierwsze skojarzenie, które przychodzi mi na myśl, gdy ktoś – prośbą lub siłą – skłoni mnie do wypowiedzenia nazwy jednej produkcji Ubisoftu? Far Cry 3. I to właśnie ten twór studia Ubisoft Montreal zbudował we mnie obraz gier spod omawianego szyldu. Obraz pieczołowicie utrwalany przez kolejne tytuły marki znienawidzonej za generyczność produkcji przez znaczną część społeczności.
Otwarty świat odkrywany w miarę dokonywanych przez nas postępów. Niezliczone ilości znajdziek, jakie czekają pod co drugim krzakiem. Tworzenie i ulepszanie przedmiotów, które – choć może nie nazbyt rozbudowane – na pewno daje sporo przyjemności. Zresztą Paweł nie bez powodu wspomniał o „ubigrach”. Taki wizerunek produkcji Ubisoftu istnieje w świadomości większości graczy, również w mojej. Czy jednak mam za złe decydentom francuskiej firmy doprowadzenie do takiego stanu? Nie. Bo „ubigry” trafiają w mój gust. Mogę być wyjątkiem (choć wyniki sprzedażowe spółki raczej na to nie wskazują), taki typ produkcji nie wszystkim się podoba. Ale przecież nie chodzi o to, żeby wszystko wszystkim się podobało. W końcu nie bez powodu de gustibus non est disputandum, mam rację?
– Igor Kaźmierczak
Ubisoft to dla mnie przede wszystkim tyrolki, wódka i lewitujące psy. Odnoszę wrażenie, że od kilku lat w każdej grze mamy okazję się tej wódeczki napić (może poza Just Dance, ale tu polecam napić się podczas gry, od razu będzie weselsza). A mówiąc serio, lubię gry Ubisoftu, mimo zarzucanej im wtórności, mimo wielu błędów (tu jednak wydaje mi się, że te błędy są urocze, w przeciwieństwie np. do zbugowanych produkcji Bethesdy – u Ubi te glitche najczęściej w żaden sposób nie utrudniają rozgrywki, a są po prostu zabawne, jak te wspomniane lewitujące elementy otoczenia czy zwłoki, albo sytuacje, w których możemy wejść do wnętrza kamienia).
To gry rozrywkowe, przygodowe, nie mają zapewnić nam katharsis, a po prostu dać 20, 50 czy 100 godzin zabawy – albo i więcej, obecnie, grając w Valhallę przez 35 h, nie jestem nawet w połowie, a dobrych kilka godzin spędziłam, biegając po mapie tylko po to, żeby odkryć całą. Nudy? Dla tych, którzy lubią szybkie akcje i strzelanki pewnie tak. A ja lubię sobie głaskać psy i pomykać na koniu wzdłuż drogi do kolejnego punktu na mapie. Dlatego osobiście jestem zadowolona z kierunku, jaki obrał Ubisoft w swoich obecnych grach, i z niecierpliwością czekam na następne.
– Ewa Chyła
Moje podejście do Ubisoft zmieniło się na przestrzeni lat o tyle, że od dłuższego czasu dostarczają gry z mojego drugiego po soulslike ulubionego gatunku, mianowicie ubigame! Jeśli otwarty świat, to tylko od Ubi. Serie, takie jak Assassin’s Creed, Watch Dogs czy Far Cry łykam zawsze na premierę i, co ciekawe, we wszystkich przypadkach zacząłem od drugich części. Każda kolejna odsłona tasiemców od Ubi jest podobna do poprzedniczki, a serie stworzone na tym samym szkielecie, ale dzięki temu wbijam się w nową odsłonę jak na stare śmieci i czuję się z miejsca ultrazrelaksowany przy nowej grze. Poza tymi seriami Ubi kojarzy mi się tylko pozytywnie: South Park, Just Dance, w które zagrywa się moja żona i córka, podobał mi się nawet zjechany Breakpoint i liczę, że dostanę jeszcze nowa odsłonę lub nowe IP będące nastawione na zbieranie lootu przy okazji standardowego odkrywania mapy. A nową generację pięknie rozpoczęli z Immortals Fenyx Rising, będącym połączeniem AC i… Zeldy. Tak. Zeldy.
Ubi pięknie ewoluuje na przestrzeni tych lat. Nie przynosi rewolucji, ale podoba mi się to, jak zmieniła się seria AC od czasu Origins, jak rozwinął się Far Cry. Ubi usprawnia to, co idealnie działa, nie robi rewolucji na siłę. Oczywiście nie wszystko jest takie piękne, bo kupowanie gier od Ubi na premierę to oznacza, że wraz z grą pobieramy lub dostajemy w pudełku masę bugów, które na szczęście likwidowane są szybko i mało boleśnie w przeciwieństwie np. do konkurencji na B. Tak więc w kilka lat, a dokładnie od wydania AC2 na PS3, Ubi zmieniło się dla mnie z solidnego developera w firmę, na której produkcje czekam z wywieszonym jęzorem, i chyba jedyną firmę, do której gier wykupuję season passy. A hejterom na pohybel, na szczęście Ubi najlepsze gry robi w single player.
Niewątpliwie firma na przestrzeni lat zmieniła swoje oblicze, jednakże czy na pewno na gorsze? Podzielcie się swoimi opiniami!