Krew, stal – będąca świadkiem wielu bitew – i odrąbane głowy saksońskich mieszczan (ścięte za uprzejmością Nordlinga z toporem) okazały się strzałem w dziesiątkę dla Ubisoftu.
Dzikość wikingów zawsze uwodziła swoją nieprzewidywalnością i nieokiełznaniem. Jak żywioł niszczący wszystko na swojej drodze, ale będący zbyt pięknym, by go zatrzymać (no nie wiem, czy odrąbane głowy są takie piękne, ale motyw i mechanika walki w AC Valhalla na pewno tak, system robi konkretną robotę, dając frajdę graczowi lubującemu się w krwistych stylach chlastania swoich wrogów). Nawet Call of Duty nie poradził sobie z tą siłą tak, że wylądowała na szczycie notowań sprzedażowych. AC Valhalla tak mocno wjechał na rynek, że udało mu się sprzedać podwójną liczbę kopii więcej niż jego poprzednik Odyssey.
Produkcja od Ubisoftu miała pewną przewagę nad Call of Duty Black Ops – Cold War, mianowicie – wyszła wcześniej. Przez ten fakt dane ze sprzedaży cyfrowej zostały ominięte w aktualnie obowiązujących danych sprzedażowych (po raz pierwszy od 13 lat inna produkcja przebiła CoD na liście topowych gier, co robi wrażenie), co znacznie wpływa na sytuację, która może jeszcze ulec zmianom i to nawet dosyć konkretnym.
Dwie tytaniczne serie, dwa różne światy, obie tak samo kultowe.