Decyzja CD Projekt RED o przełożeniu daty premiery Cyberpunka 2077 po raz trzeci wywołała wśród graczy skrajne reakcje. Czy były one słuszne? Oddajmy głos naszym redaktorom.
Dobre pytanie, choć jeśli je trochę rozszerzymy, to czy w ogóle wypada się śmiać z kogokolwiek? W skrócie, można się śmiać, by złagodzić atmosferę, ale naśmiewać już raczej nie bardzo. Wracając jednak do samego CD Projektu, to w ostatnim czasie sami dają nam mnóstwo powodów do tworzenia żartów. Jednak należy postawić grubą linię między tym, gdzie kończy się dowcip, a zaczyna kpina lub gorzej.
Cyberpunk 2077 nie miał lekko od samego początku. Zapowiedziany oryginalnie w 2013 roku zniknął na długie lata, by pojawić się 5 lat później na targach E3, potęgując jednocześnie niecierpliwość i zainteresowanie społeczności. W międzyczasie w 2015 roku Redzi wypuścili swoje dotychczasowe opus magnum – Wiedźmina 3: Dziki Gon – które następnie dostało kilkanaście darmowych aktualizacji zawartości i dwa ogromne dodatki mogące spokojnie zostać samodzielnymi grami. Innymi słowy, CD Projekt ogromnym sukcesem i rewelacyjnym kontaktem z fanami zgotował sobie ciężki los. Teraz bowiem oczekiwania były już ogromne. A to, co wydarzyło się na zeszłorocznych targach w Los Angeles, jest już historią.
Potem niestety zaczęły się problemy. Pierwotna data premiery w 16 kwietnia tego roku została przesunięta na 17 września, bo twórcy chcieli osiągnąć perfekcję. Gracze dali Redom gigantyczny kredyt zaufania, bo ci już pokazali, co potrafią, więc mimo wszystko przyjęto tę rewelacje dość łagodnie. Nowa data premiery nie mogła jednak dojść do skutku, ale tutaj mieliśmy powód, który łatwo było wytłumaczyć – pandemię dotykającą całą branżę. Zatem przesuwamy na 19 listopada. Nastroje już nieco gorsze, ale nadal większość wierzy, że będzie dobrze. Lecz jak wiadomo, zawsze może być gorzej.
Ostatnie przesunięcie premiery na 10 grudnia przelało czarę goryczy, tym bardziej że 3 tygodnie wcześniej ogłoszono osiągnięcie złotego statusu, a więc zakończenie prac deweloperskich i wysyłkę do tłoczni. I się zaczęło. O ile niewinne żarciki o Marcinie Iwińskim oddającym kawałek duszy przy każdej kolejnej grze można uznać za zabawne, to groźby skierowane do pracowników studia już zdecydowanie nie. Wątpię, żeby w warszawskim studiu była chociaż jedna osoba, którą cieszą kolejne przesunięcia, bo myślę, że każdy pracownik wykonuje tytaniczną pracę, żeby dowieźć tytuł. I choć Jason Schreier pisał o crunchu i nastrojach wśród pracowników, to jestem pewien, że wiele osób nadal wierzy w ten projekt i zależy im na jego sukcesie. Zatem czy wypada śmiać się z CD Projektu? Moim zdaniem nie, a wręcz należy im współczuć, bo to, że po premierze wyleje się na nich rzeka (często niesłusznych) pomyj, jest wręcz pewne.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński
Paweł przy okazji swojej wypowiedzi wspaniale wprowadził was do tematu i przedstawił tę część historii CD Projektu, która jest najistotniejsza w obrębie naszej dzisiejszej dyskusji. Ważnym jednak jej elementem w tym kontekście zdecydowanie są również okoliczności premiery wspomnianego już Wiedźmina 3, który zaliczył przecież niejedną obsuwę. Można byłoby więc powiedzieć, że zarówno spółka, jak i studio odpowiedzialne za tytuł, który odbił się tak szerokim echem na rynku elektronicznej rozrywki, jednocześnie stając się praktycznie „polskim dobrem narodowym” i niewątpliwie wykraczając tym samym poza oczekiwania twórców dot. popularności produkcji, powinno szybko i skutecznie uczyć się na swoich błędach. W odpowiedzi za to zderzamy się z rzeczywistością, gdzie ta sama firma przy okazji premiery swojej kolejnej, wyczekiwanej przez cały „gamingowy półświatek” i zapowiadanej od wielu lat produkcji, na którą apetyt graczy narastał tak długo i był z (całkowicie uzasadnioną) premedytacją podkręcany przez deweloperów, nie tylko powtarza swoje własne błędy, ale wręcz wnosi je na jeszcze wyższy poziom.
To są fakty, z którymi jako grupa docelowa tegoż tytułu i wszelkich rewelacji jego dotyczących musimy się zmierzyć. Pytanie tylko, czy na to wyzwanie odpowiemy drwinami i obelgami, czy merytoryczną krytyką? To pierwsze – niezależnie od tego, czy jest na miejscu, czy też nie – wielkich efektów nie przyniesie. Jeżeli natomiast idzie o same maniery i poszukiwania odpowiedzi na pytanie tytułowe tego artykułu… 1. Można. Gdyby to było złe, to Bóg by inaczej świat stworzył. Zresztą, twórcy sami siebie w tym względzie nie oszczędzają.
Full confirmation!
— Cyberpunk 2077 (@CyberpunkGame) October 26, 2020
Well fu** 🙁
— Cyberpunk 2077 (@CyberpunkGame) October 27, 2020
Would anyone notice if we delete this real quick? ☹️
— Cyberpunk 2077 (@CyberpunkGame) October 27, 2020
– Igor Kaźmierczak
Do trzech przełożeń sztuka? Wygląda na to, że Redzi postanowili dokonać lekkiej reinterpretacji popularnego polskiego przysłowia. Miejmy nadzieję, że 10 grudnia ostatecznie doczekamy się premiery Cyberpunka, bo wyczuwam, że kolejna zmiana daty wydania najbardziej oczekiwanej gry roku mogłaby doprowadzić do reakcji skrajnych, a już teraz gracze swoje niezadowolenie wyrazili w dosyć… zdecydowany sposób?
Przejdźmy jednak na chwilę do tytułowego pytania. Czy wypada się śmiać? Jak dla mnie: jak najbardziej. Sama, scrollując Twittera i widząc oświadczenie na żółtym tle, tylko parsknęłam śmiechem, wiedząc, czego można się spodziewać, a następnie podesłałam je znajomym z ciągnącym się przez kilka linijek „XDD”. Tak samo nie omieszkałam wziąć udziału w długiej wymianie memów dotyczących kolejnego opóźnienia premiery. Bo coś, co może wkurzyć za pierwszym czy drugim razem, kiedy powtarza się ponownie, jest po prostu zabawne. I o ile niewinna wymiana komentarzy na ten temat nie jest według mnie krzywdząca, tak już całe szambo, które wybiło w związku ze sprawą… Rozumiem ludzką irytację. Naprawdę rozumiem, zwłaszcza osób, które czekają na premierę od tylu lat, a link do zamówienia preordera już dawno utknął w czeluściach ich skrzynki emailowej. Ale przelewanie swoich frustracji i grożenie pracownikom CD Projekt RED uważam za zejście poniżej jakiegokolwiek poziomu. Zwłaszcza że decyzja o przełożeniu premiery nie była podyktowana własnym widzimisię szeregowych pracowników firmy.
– Aleksandra Wieczorkiewicz
Oczywiście że wypada, ale z zachowaniem umiaru w jedzeniu i piciu w tym wszystkim. Devowie to też ludzie, tabelki są tylko tabelkami, nikt nie potrafi przewidzieć wszystkiego. O ile memy, podśmiechiwanie się oraz po prostu merytoryczne krytykowanie jest zdecydowanie w porządku (i tutaj powinno być to uniwersalne, nie tylko ze względu na moje poglądy), tak groźby i inne tego typu sytuacje podchodzą pod artykuł i powinny być skutecznie piętnowane. Poza tym, czy chcemy bubla technologicznego? Oczywiście że nie, więc trzeba zacisnąć zęby i czekać, wtedy produkt będzie smakował najlepiej. W ramach przypomnienia powiem, że obecna data premiery wypada w dzień wypłaty… Tak więc może to element marketingu! Kto wie?! Ile razy wam się zdarzyło czekać długo na premierę, czy to w wypadku oczekiwania na kolejny sezon Shingeki no Kyojin (polecam z całego serducha!), czy to Duke Nukem Forever. Zadziwiające w tym wszystkim jest to, jak cicho w tej sytuacji jest o Dying Light 2, które również ma potężne problemy z procesem produkcyjnym. Pozostaje tylko postawić pizzę twórcom, poklepać po plecach i zmotywować do ostatniego wysiłku przed premierą.
~Piotr Przybyła
Niezależnie od tego, jakiej odpowiedzi udzielibyście na pytanie zawarte w tytule naszej publikacji, pamiętajcie o zachowaniu umiaru. Naprawdę nie chcielibyśmy, żeby nasi czytelnicy trafiali do więzień w konsekwencji wystosowywanych pod wpływem nieokiełznanych emocji gróźb karalnych. Zwłaszcza że mogliby nas wsadzić za współudział, a kto wtedy będzie dostarczał wam tak wybitnego gejmerskiego contentu, jeśli nie nasza redakcja?!