Gry mają to do siebie, że albo wciągną nas w świat pełen niesamowitych przygód, wielkiej historii, w której protagonista jest jedyną nadzieją ludzkości, albo wprost odwrotnie – już przy pierwszych dziesięciu minutach odstraszą nas swoim trybem rozgrywki. Tak samo jest również z gatunkami gier. Jedne zagrają w odpowiednim czasie, drugie niestety nie. Chyba że zabierze się za nie potężna marka!
Nie od dziś wiadomo, że jak ściągać, to od najlepszych, i taki trend w wirtualnej rozrywce możemy zauważyć od dawna. Powstał Wolfenstein i świat oszalał na punkcie FPS-ów, powstał Baldur’s Gate i wszyscy chcieli mieć swojego RPG-a, powstało stareńkie Dune 2 i nagle każda szanująca się firma powinna stworzyć swojego RTS-a. Tendencję tę widać i dziś, gdy po sukcesie PUBG i Fortnite’a świat zalała masa lepszych i (zdecydowanie częściej) gorszych battle royale.
Powoli można odnieść wrażenie, że widzieliśmy już wszystko, a wymyślenie czegoś nowego i świeżego stanowi nie lada wyzwanie. Dlatego też coraz częściej zaczynamy wracać do gatunków, które lata świetności mają już za sobą. Wiadomo, że za sukcesem stoi nie tylko grywalność, ale i pieniądze, tony pieniędzy wykładanych na marketing. (Czasem szczęście, bo wypromuje nas jakiś streamer. Na ciebie patrzę, Among Us). Dlatego cieszy, gdy taki gigant jak Electronic Arts wraca do klasyki pokroju X-Wing i TIE Fighter. Jednak nie są to jedyne powroty, które w ostatnich latach możemy zaobserować. Po latach raz jeszcze dane nam jest zagrać jako słynny jamraj Crash i to w stylu, jakim już się platformówek nie robi. I może właśnie takiego, lekko stęchłego, powiewu świeżości potrzebujemy. No i teraz ciężej będzie narzekać, że kiedyś to było, a dzisiaj już nie ma.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński
Tak jak Paweł napisał, świeżości trzeba teraz szukać w odkopywaniu starych formuł rozgrywki. Jest tam zakopane mnóstwo nieużywanych od lat rozwiązań, które tylko czekają na przywrócenie ich do swoich lat świetności, przeniesionych na współczesny grunt. Star Warsy wykorzystały wyżej wspomniane gatunki, Codemasters powróciło do formuły ciężkich oraz satysfakcjonujących rajdów bez żadnych uproszczeń znanych choćby z Grida bądź Forzy Horizon.
Czego jeszcze nie było? W wykonaniu dużych firm w oparciu o ich znane marki, chyba tylko staroszkolnych przygodówek point’n’click. Dwuwymiarowe, rysowane tła oraz rozbudowana fabuła pełna wyzwań bez podpowiedzi. Mam nadzieję, że ktoś ten pomysł przepuści i dostaniemy wkrótce taką produkcję. Przez lata próżno było szukać platformówek 2D, lecz w ciągu ostatnich kilku lat mamy ich dosłowny wysyp. Są to gry oparte o formułę roguelite (Dead Cells) bądź klasycznych wyzwań wyczynowych (CupHead, Rayman Legends kilka lat temu, Spelunky 2 itp.) i wielu innych modyfikacji. Mam nadzieję, że wraz z upływem lat klienci będą oczekiwać coraz to bardziej old-schoolowych typów rozgrywki bądź po prostu egzotycznych (sukces serii Yakuza, po wielu latach na Zachodzie, dowodzi temu, że jest na takie gry popyt), co przełoży się na większe zainteresowanie producentów w stronę przywracania klasyki.
– Piotr Przybyła
Lata mijają, czasy się zmieniają. Były czasy podobnych do siebie shooterów, klasycznych izometrycznych gier RPG, zachłyśnięcia się otwartym światem w grach oraz remasterów, może teraz właśnie nadszedł czas na resztę?