Różnice kulturowe na świecie powoli się zacierają, czego efektem w Polsce jest coraz popularniejsze Halloween. Czy komuś się to podoba, czy nie, poprzebierane za potwory dzieciaki będą się pojawiać w większych grupach, choć w tym roku raczej nie ma co na to liczyć. My jednak chcemy być na czasie i prezentujemy wam najlepsze naszym zdaniem horrory, które warto obejrzeć w tę najstraszniejszą noc w roku.
The Ring (2002), reż. Gore Verbinski
Słowem wstępu, nie znoszę horrorów, bo generalnie nie lubię się bać. Można się z tego śmiać, ale nie wszyscy urodziliśmy się z nerwami ze stali. Mimo to, gdy ktoś włączy jakiś dreszczowiec, a jestem obok, to wbrew wszelkiej logice będę co jakiś czas zerkał na ekran. Amerykański The Ring sprawił, że choć bardzo chciałem, nie potrafiłem oderwać oczu od filmu. Czemu? Przede wszystkim przez gęstą i sugestywną atmosferę widowiska, które oparte było wokół rozwiązania tajemnicy przeklętej kasety. Fabułę nakręcała bowiem taśma VHS, po której obejrzeniu do ofiary dzwonił „ktoś”, mówiąc, że ma 7 dni życia. Jednak siła filmu tkwi gdzie indziej. Łatwo jest kogoś przerazić nagle wyskakującym potworem w akompaniamencie głośnej muzyki. The Ring straszyło tym, czego nie widzieliśmy, nie stawiało na tanie sztuczki a na rosnące napięcie i poczucie niepokoju. A sam powód strachu ukazuje się nam dopiero pod koniec filmu, ale robi dzięki temu jeszcze lepsze wrażenie. Obejrzałem film po raz pierwszy, mając lat dwanaście, jednak oddziałuje na mnie nadal. Dajcie znać, gdy zrozumiecie, dlaczego omal nie zszedłem na zawał, gdy siedząc na piętrze, usłyszałem z dołu, gdzie był telewizor, kapanie, bo jak się później okazało, puściła uszczelka w kranie.
– Paweł „Strvnsk” Trawiński
Midsommar. W biały dzień (2019), reż. Ari Aster
Jeżeli szukacie odskoczni od krwawych slasherów lub filmów o nadprzyrodzonych istotach, zachęcam was do sięgnięcia po Midsommar – jeden z ciekawszych horrorów ostatnich lat. Opowiada on historię przeżywającej kryzys, niedopasowanej pary Amerykanów, którzy wyruszają z grupą znajomych do Szwecji, by wziąć udział w festiwalu z okazji letniego przesilenia. Od samego początku produkcja zasiewa w widzach ziarnko niepokoju, kiełkujące wraz z każdą mijającą minutą filmu. Midsommar to świetny horror psychologiczny, pokazujący, iż zło może czaić się wszędzie i emanować w wyjątkowo niespodziewany sposób. Jest to również opowieść o radzeniu sobie ze stratą, toksyczną relacją i próbą odnalezienia siebie. Jeśli nie jesteście fanami kina grozy, spróbujcie się przełamać i obejrzeć Midsommar chociażby dla rewelacyjnej Florence Pugh grającej główną rolę. I dla świetnych kadrów – jasnych i tak bardzo kontrastowych dla tematyki filmu. Obecnie legalnie film możecie obejrzeć na playerze Canal+.
– Aleksandra Wieczorkiewicz
Mandy (2018), reż. Panos Cosmatos
Mandy to film, za który raczej bym się nie zabrał ze względu na obecność w obsadzie Nicolasa Cage’a, gdyż jego forma aktorska w ostatnich czasach jest poniżej wszelkiej krytyki. Ale o filmie słyszałem wiele dobrego i cieszę się, że się przełamałem. Red i Mandy tworzą idealną parę, żyją w odosobnieniu w środku lasu i nikt nie zakłóca ich spokoju, przynajmniej do czasu, aż spotykają na swojej drodze tajemniczy kult, którego przywódca upatruje sobie Mandy na oblubienicę. Na początku wydaje się, że fabuła dąży do szczęśliwego zakończenia, w którym bohater ratuje swą lubą z rąk niegodziwców. Im dalej jednak zagłębimy się w produkcję Cosmatosa, tym bardziej przekonujemy się, że na żadne happy endy nie mamy co liczyć, a bohater wydaje się skazany na porażkę niezależnie od tego, jak zakończy się konfrontacja z kultystami. Film jest gęsty jak smoła, miejscami dialogi są ascetyczne, nie wszystko zostaje wyjaśnione i pojawiają się wątki wręcz Lynchowskie. Jednak Mandy zawiera w sobie również sceny gore wyciągnięte wprost z siekanego kina klasy B. I ten romans metafizyki, ciężaru i ostrej sieczki zaowocował wspaniałym dziełem, obok którego żaden fan krwawego kina nie powinien przejść obojętnie.
Lighthouse (2019), reż. Robert Eggers
Jeśli ciężki aspekt klimatu Mandy przypadnie wam bardziej do gustu niż jej slasherowe oblicze, sięgnijcie koniecznie po Lighthouse. Dafoe aktorem jest wybitnym, Pattinson dopiero się rozwija, ale po tej roli dla mnie już jest gwiazdą i nie ustępuje kunsztowi swojemu ekranowemu partnerowi. Utrzymana w czerni i bieli historia dwójki latarników zachwyca zdjęciami, klimatem i sama opowieścią, którą głęboko pod skórą poczują zwłaszcza fani samotnika z Providence. Pattinson jako młody zastępca zdany na łaskę swojego opiekuna świetnie portretuje bezsilność bohatera, który nie ma żadnych szans w starciu ze starszym latarnikiem, bo każdy przykład niesubordynacji zostanie zapisany w dzienniku pracy, co przekreśli jego szanse na jakąkolwiek karierę. Postać Dafoe idealnie balansuje między niedołężnym pijaczyną a sadystycznym psychopatą, który wydaje się czerpać przyjemność z psychicznego torturowania swojego podwładnego. To najlepsze Lovecraftowskie kino, jakie widziałem, a to, jak z upływem kolejnych dni służby na wyspie latarnicy zaczynają popadać w obłęd, a sen miesza się z jawą, udziela się widzowi, który będzie pod wrażeniem jeszcze długo po seansie.
– Michał Chyła
Shutter: Widmo (2004), reż. Bangjong Pisanthanakun i Parkpoom Wongpoom
Ten tajski horror z 2004 roku to dosłownie najstraszniejszy film ever. Dzieło jest reżyserskim debiutem pary filmowców i zdecydowanie jest to debiut udany. Fabuła opowiada historię grupy znajomych ze studiów, których zaczynają spotykać dziwne i straszne przygody prowadzące ostatecznie do niewyjaśnionych samobójstw. Dość szybko dowiadujemy się, że koledzy z uczelnianej ławy nie byli aniołami i mają niecne czyny na sumieniu, a wydarzenia, które ich obecnie spotykają, to powracająca karma. Główny bohater jest fotografem i to na zdjęciach zauważa pierwsze, paranormalne elementy w swoim otoczeniu, oraz to właśnie zdjęcia ostatecznie pomogą mu wyjaśnić całe zamieszanie. Nie mogę tutaj niestety więcej naspoilerować, niech więc wystarczy wam, że ostatnia scena tego filmu, kiedy i widzowie dowiadują się, co tam się przez cały czas działo, po dziś dzień (mimo iż od seansu minęło już kilka lat) czasami staje mi przed oczami i nawet na samą myśl o niej dostaję gęsiej skórki.
Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015), reż. Robert Eggers
Jeśli podobał wam się klimat poleconego wyżej Lighthouse, to koniecznie musicie nadrobić też wcześniejszy film pana Eggersa, czyli Czarownicę. Obraz umieszczony w realiach XVII-wiecznej Ameryki Północnej zasiedlanej przez przybyszów z Anglii. Jednym z takich osadników jest William, który przybył do nowej ziemi z żoną i piątką dzieci. Biedni i skromni, starają się stworzyć nowy dom i zbudować gospodarstwo. Żyją samotnie, dość daleko od miasteczka, jednak próbują być szczęśliwi dzięki rodzinnym więziom. Gdy pewnego dnia znika w lesie najmłodszy syn Williama, spokój osadników wyparowuje na zawsze. Oskarżają siebie nawzajem, wilki, a nawet złą czarownicę z lasu. Po tym nieszczęśliwym zdarzeniu nic w ich życiu nie jest już takie samo. Film jest bardzo mroczny i ciężki, fabuła toczy się powoli i przytłacza widza z każdej strony. Dialogów jest niewiele, ujęcia przejmujące do szpiku kości. Nie ma w tym filmie ani scen jump scarowych, ani krwi lejącej się z ekranu litrami, a groza tego obrazu kryje się w sferze dramatu psychologicznego, podszytego elementami paranormalnymi.
– Ewa Chyła
Księga grzechów – Siccîn (seria 2014-2019), reż. Alper Mestçi
Jeśli podobnie jak ja i moi znajomi horrory oglądacie raczej, żeby się pośmiać, niż rzeczywiście przestraszyć to cała seria Siccîn będzie dla was idealna. Księga grzechów to propozycja pochodząca z Turcji i szczerze mówiąc, to nawet nie są filmy, to jest po prostu zjawisko. Alper Mestçi wiedziony prawdopodobnie światową popularnością serii Obecność postanowił powtórzyć sukces na swoim krajowym rynku i stworzyć własną franczyzę. Porwał się na nie lada wyczyn, bo kolejne filmy wychodziły rok po roku i pewnie z tego względu wszystkie mają identyczną budowę — postacie, które wydają się nie mieć ze sobą żadnych powiązań, straszące każdego przypadkowe demony (najprawdopodobniej do 6 minut przed końcem nie będziecie mieć pojęcia, o co chodzi). Ale czemu je polecać skoro jest tak słabo? Mimo wszystkich wad Księga grzechu ma w sobie jakąś dziwną moc przyciągania. Pewnie dlatego, że wszystko opiera się na wierzeniach islamu, więc dla nas jest nowe i po prostu ciekawe. Zamiast oklepanych demonów z katolickiego piekła czekają na nas dżiny i czarna magia, które są przedstawione całkiem nieźle, jak na typowo komercyjne produkcje. W dodatku, kiedy reżyser łaskawie decyduje się nam w końcu wytłumaczyć historie, to okazuje się, że rzeczywiście mają sens. Jeżeli szukacie lekkiego straszaka na oglądanie z ekipą, Siccîn na pewno was nie zawiedzie. Wszystkie części znajdziecie na Netflixie.
– Aleksandra Cisek
Oto nasze propozycje strasznych filmów na halloweenową noc. Mamy nadzieję, że wyszliśmy trochę poza ramy klasycznych slasherów i udało nam się polecić filmy, których jeszcze nie widzieliście. A jako że lubimy się bać, chętnie poznamy wasze propozycje!