Ostatnia zapowiedź i jednoczesna premiera gry Persona 4 Golden na platformie Steam odbiła się głośnym echem pośród fanów jRPG. Jednak wielu graczom gatunek ten jest całkowicie obcy i niezrozumiały. Jeśli chcesz zacząć przygodę z jRPG, to ten tekst pomoże ci znaleźć tytuł dla siebie.
Czym są jRPG-i?
Termin ten używany jest najczęściej w stosunku do gier tworzonych w Japonii, które skupiają się przede wszystkim na opowiadaniu historii (przeważnie liniowej). Dalej jednak zaczynają się schody, ponieważ w tym momencie różne definicje jRPG się rozchodzą.
Część z nich mówi, że w tym gatunku chodzi głównie o specyficzny sposób prowadzenia fabuły. O jego japońskość, specyficzność i całą masę scenek dialogowych do przeklikania. Według tych definicji nie ma żadnych mechanicznych wyznaczników jRPG – chodzi tylko o konwencje przedstawiania świata i historii. Opowieści w jRPG są bardzo rozbudowane, często niesamowicie długie i pełne rozmów z różnymi postaciami.
Druga szkoła mówi, iż jRPG to przede wszystkim specyficzne mechaniki. Pierwszą z nich jest turowa walka – bohaterowie i przeciwnicy ustawiają się naprzeciwko siebie i po kolei używają umiejętności i ataków. Bardzo często występują też elementy dungeon crawlingu, czyli oczyszczania z wrogów różnego rodzaju jaskiń, zamków i tuneli. Wymieniane są też składniki związane z losowymi walkami – kiedy bohaterowie podróżują po mapie, w każdej chwili mogą zostać zaatakowani przez przeciwników, którzy nie mają żadnych znaczników na mapie przygody. Wielokrotnie przypisuje się jRPG-om też obecność ogromnej ilości tabelek, statystyk i dopasowywania ekwipunku.
Nie będziemy tutaj wchodzić w dyskusje, która z tych dwóch stron ma racje. Poniższy artykuł ma pomóc zacząć przygodę z jRPG-ami, dlatego znajduje się w nim kilka gier oscylujących na granicy kilku gatunków. Wszystkie łączy jednak jedna, najważniejsza dla jRPG-ów cecha. Gry należące do tego rodzaju są wizualnie inne od całej reszty rynku. JRPG-a widać na pierwszy rzut oka przez jego specyficzny styl graficzny i wygląd postaci.
Persona 5 – PlayStation 3 / PlayStation 4
Dzieło firmy Atlus z cyklu Persona to produkcja nie do podrobienia. Obok Final Fantasy VII Remake jest najlepszym tytułem do rozpoczęcia przygody z gatunkiem jRPG. Historię poznajemy, wcielając się w postać niesłusznie oskarżonego nastolatka, który chciał pomóc kobiecie w opresji. Jego karą jest wyjazd do Tokio, gdzie musi przebrnąć przez rok nauki w liceum. Szkolnego życia nie ułatwia fakt, że każdy traktuje go jak kryminalistę. Gra rozpoczyna się od nieudanego skoku na kasyno, aresztowania i przesłuchania przez panią prokurator. Resztę fabuły śledzimy poprzez retrospekcję (ale tylko do pewnego momentu). Cutscenki charakteryzują się stylem anime.
Pomimo że oprawa graficzna odstaje od wysokobudżetowych hitów, to prowadzona opowieść i sposób rozgrywki zachęcą nawet największego sceptyka. Niesamowita ścieżka dźwiękowa pozostanie na długo w waszej pamięci. System walki jest turowy, a do pojedynków używamy person, czyli stworzeń zapożyczonych z różnych mitologii (przypomina to trochę pokemony). Możemy wybrać, czy chcemy sterować wszystkimi uczestnikami naszego składu, czy tylko protagonistą, a resztę ogarnie komputer. Jeśli akurat nie walczymy, to żyjemy jako zwyczajny licealista: uczestniczymy w zajęciach szkolnych i spotykamy się ze znajomymi, którzy później pomagają nam w starciach z wrogami. Właśnie tutaj widać osobliwe zastosowanie systemu RPG. Rozwój naszego bohatera zależy bowiem od podejmowanych decyzji dotyczących spędzania czasu wolnego (przykładowo, wybieramy pomiędzy czytaniem książki, wyjściem z wybranym przyjacielem a pójściem do pracy).
Na uwagę zasługuje fakt, że tytuł ukazuje istotne problemy społeczne, takie jak korupcja, żądza władzy, nękanie, czy pogoń za pieniądzem bez względu na koszty. Co jednak najważniejsze, twórcy nie komentują w przesadny sposób tych kwestii (i bardzo dobrze, dzięki temu uniknięto sztucznego pretensjonalizmu, a każdy odbiorca wyrabia sobie własne zdanie odnośnie do danego tematu).
Gra oferuje od 80 do 120 godzin rozgrywki przy pierwszym podejściu. Przygotujcie się na długie, ale bardzo dobrze wykonane dialogi i cutscenki. Sama końcówka opowieści to istny rollercoaster. Warto dodać, iż niedawno deweloperzy wypuścili odświeżoną wersję, Personę 5 Royal, która rozwija fabułę i zapewnia nową zawartość. Niezależnie od wydania produkcja studia Atlus jest obowiązkową pozycją dla posiadaczy PlayStation.
– Wojciech Brzeziński
Final Fantasy VII Remaster – PlayStation 4
W przypadku, gdy jesteście zupełnie nowymi odbiorcami jRPG, nie ma chyba łatwiejszego wejścia w tę kategorię. Grafika jest obłędna, a system walki, choć czuć Dalekim Wschodem, różni się od tego, do czego przyzwyczajeni są starzy wyjadacze gatunku. Dzięki tej zmianie to świetny start. Nie jestem wielkim koneserem jRPG, ale w tym przypadku wsiąkłem po same uszy, o czym możecie przeczytać w mojej recenzji.
Najważniejsza różnica w systemie walki polega na tym, że postacie poruszają się w trzech wymiarach po arenie, na której odbywa się starcie. Jak możecie zobaczyć poniżej, w oryginalnym FF7 nasza dzielna drużyna i jej przeciwnicy ustawieni są po bokach i na zmianę korzystają ze swoich umiejętności, ataków czy przedmiotów. W najnowszym tytule nie tylko musimy czujnie uważać, czy wskaźnik akcji naładował się wystarczająco, by przeprowadzić atak bądź skorzystać z specjalnej aktywności, ale także zarządzamy pozostałymi członkami. Wszystko w czasie rzeczywistym. Gra przez to jest bardziej dynamiczna i angażująca.
Gatunek jRPG to nie tylko inna mechanika starć. To również wygląd postaci rodem z mangi i anime, co nie każdemu odpowiada. Duże oczy, tak te prawdziwe, jak i w cudzysłowie, azjatycka aparycja, dziwaczne stroje. Założę się, że większość jednak jest w stanie to zaakceptować. Trudniej komuś, kto nie jest fanem, zrozumieć natomiast dziwne gesty postaci i ich zachowanie. Bohaterki często zachowują się bardzo dziecinnie i infantylnie. Na szczęście, w FF7R ograniczono to do minimum. Mnóstwo zaś typowych gestów jak z anime, kiedy postacie zgadzają się na coś lub są zakłopotane. Towarzyszą temu zabawne dla zachodniego odbiorcy dźwięki. Do tego trzeba się przyzwyczaić i zaakceptować, że tak tutaj to działa.
– Tomasz Wasiewicz
Pokémon Sword – Nintendo Switch
Najnowsza wersja dwudziestoczteroletniej serii zawitała na Switcha. Czekałem na ten tytuł, jak na żaden inny. Od kiedy pierwszy raz zagrałem w Pokémon Blue na nieswoim Gameboyu, marzyłem, by znów wrócić do tego świata. Pokémon Let’s Go swoją bliskością z mobilną grą jakoś nie zainteresował mnie na tyle, żeby go spróbować. Wersja Sword jest godnym i – w moim odczuciu – pełnoprawnym następcą oryginału. Podział na dwa tytuły bierze się stąd, że gra nastawiona jest na wymianę pokemonów wśród użytkowników. Niektóre dostępne są tylko dla jednej z nich. Tradycja zobowiązuje, gdyż już stareńki Gameboy miał możliwość połączenia dwóch sprzętów i wymianę pomiędzy nimi.
Jak to zwykle w jRPG bywa, świat gry zwiedzamy w czasie rzeczywistym. Obserwujemy, jak neutralne stworzenia przemieszczają się, patrolując okolicę, dzięki czemu część z nich możemy ominąć lub celowo zaatakować szukaną ewolucję danego pokemona. Niektóre starcia odbywają się fabularnie i najczęściej toczą się na turniejowych stadionach, jak w telewizyjnej animacji. Różnią się od tych opisanych wcześniej tym, że dzięki specjalnej mocy możemy powiększyć nasz stworki. Te stają się olbrzymami, a ich ataki są potężniejsze i bardziej niszczycielskie. Niezależnie od rodzaju starcia, walki przebiegają w turach, na zmianę. Wybieramy dostępny atak, umiejętność lub przedmiot, co kończy nasz ruch. Każde użycie akcji obniża ogólną ich liczbę. Aby znów mieć pełny zapas, należy pozwolić pokemonom odpocząć w specjalnych centrach, które mieszczą się w większych lokacjach.
Jeśli kiedykolwiek widzieliście Pokémony, a wierzę, że niemożliwe jest, by było inaczej, to wiecie, czego spodziewać się po grafice. To najlepsza wersja dostępna do zobaczenia na konsolach Nintendo, rozwijająca styl widziany na kartach kolekcjonerskich czy w anime. Jest kolorowo, słodko i trochę dziecinnie. Może się przez to wydawać, że rozgrywka będzie zbyt prosta. Mechanika gry kryjąca się pod spodem jest natomiast bardzo konkretna, a sam tytuł wciąga. Dodatkowo, jeśli nie umiecie odpuścić znajdźkom w otwartych światach, to wkręcicie się w Pokémony jeszcze bardziej. W końcu hasłem serii jest Gotta Catch 'Em All! (z ang. „Muszę złapać je wszystkie!”).
– Tomasz Wasiewicz
Fire Emblem: Three Houses – Nintendo Switch
Kolejny z naszych przykładów różni się gameplayowo od reszty przedstawionych tu jRPG-ów. W serii Fire Emblem powstało już około 20 tytułów, ale to najnowsza część, czyli Three Houses, jako pierwsza przebiła się masowo do świadomości graczy, sprzedając się w prawie 3 milionach egzemplarzy. W grze kierujemy poczynaniami nowo powołanego wykładowcy Akademii Oficerskiej, gdzie przewodzić będziemy jednemu z tytułowych domów. Gra dzieli się na dwie fazy. Pierwszą z nich jest walka, w której prowadzimy naszych wychowanków w bitwach. Druga to faza bardziej przygodowa – podczas niej poruszamy się głównym bohaterem po budynku klasztoru Garreg Mach, gdzie znajduje się Akademia. Wtedy też możemy rozmawiać z postaciami niezależnymi, uczyć naszych uczniów walki czy próbować takich aktywności pobocznych, jak łowienie ryb.
Fire Emblem: Three Houses może być dobrym początkiem dla osób, które chciałyby skosztować specyficznego sposobu opowiadania historii jRPG, ale odstrasza je turowy styl walk charakterystyczny dla klasycznych jRPG-ów. Fire Emblem też jest turówką, ale walka toczy się w całkiem inny sposób. Potyczki w FE:TH prowadzi się w formie strategii turowej, podobnej m.in. do serii X-COM. Podczas swojej rundy możemy ruszyć jednokrotnie każdym z naszych bohaterów, a następnie swoje decyzje podejmują nasi przeciwnicy. Bardzo silną stroną Fire Emblema jest historia, a także sposób jej przedstawienia. Część cutscenek prowadzona jest na silniku gry, najważniejsze momenty historii są opowiedziane natomiast w formie anime. Sama gra ma też bardzo duży potencjał do wielokrotnego przechodzenia – historia mocno różni się w zależności od tego, który z trzech domów wybierzemy, i żeby poznać wszystkie niuanse świata przedstawionego, warto ukończyć produkcję każdym z nich.
– Michał Kaźmirczak
Valkyria Chronicles – PS3/PC oraz remastery na PS4 i Nintendo Switch
Kroniki Valkirii to gra, która nie łapie się pod każdą definicję jRPG. Może być ona jednak dobrym początkiem dla tych, co chcą spróbować typowej dla jRPG stylistyki i sposobu opowiadania historii (razem z ogromną ilością ekranów dialogowych), a także połączenia infantylnej na pierwszy rzut oka grafiki z poważną tematyką wojenną.
Gra odznacza się przede wszystkim ciekawą historią i settingiem. Sterujemy żołnierzami niewielkiego fikcyjnego państwa Gallia, które znajduje się na kontynencie mocno inspirowanym Europą. Kraj ten leży pomiędzy dwoma supermocarstwami toczącymi ze sobą wojnę. Gallia posiada dodatkowo duże złoża materiału nazywanego ragnite, a ten w tym uniwersum pełni rolę głównego surowca energetycznego napędzającego m.in. czołgi. Wszystko to sprawia, że ziemie tego kraju są łakomym kąskiem dla jego agresywnych sąsiadów. Opowieść zaczynamy w momencie, kiedy jedno z mocarstw – Imperium Wschodnioeuropejskie – przekracza granicę Gallii.
Gra jest strategią taktyczną. W przeciwieństwie do klasyków tego gatunku, sterujemy tu postaciami z widoku trzecioosobowego. Każdy bohater z puli naszych żołnierzy ma określone punkty ruchy, które określają, jak duży dystans może on pokonać. Sami także celujemy – przed rozpoczęciem strzelania widzimy okręg oznaczający pole, w jakie padną strzały. Dzięki temu trafienie wroga zależy w dużej części od nas, a nie tylko od matematycznych szans.
– Michał Kaźmirczak
JRPG to gatunek, w którym każdy, kto przekona się do specyficznej konwencji stylu graficznego, znajdzie jakiś tytuł dla siebie. Jakie są wasze ulubione jRPG-i?