Tak się złożyło, że w wynajmowanej kawalerce nie mam gniazdka telefonicznego. Ot, uroki nowoczesnego budownictwa. Co za tym idzie, moją łączność ze światem zapewnia internet mobilny. W tym miesiącu tak się też zdarzyło, iż niechcący zużyłem cały transfer przewidywany przez mój pakiet, a prędkość spadła do uroczych 128 KB/s.
„Not great, not terrible”, cytując pewien znany serial. Strony internetowe czy używane aplikacje uruchamiają się bez problemu, jednak ściąganie – to zupełnie inna para kaloszy. A chciałem w coś pograć. Pobieranie tytułów AAA oczywiście mijało się z celem. Postanowiłem więc poszukać w internecie gier dobrze ocenianych, jednocześnie zajmujących mało miejsca. Oczywiście, od razu pojawiły się dwa typy takich gier:
1) stare „duże” gry od znanych producentów – niegdyś zajmowały słuszną ilość miejsca na dysku, lecz przy obecnej technologii ich rozmiar jest względnie mały;
2) gry niezależne, które, ze względu na prostą grafikę, nie zajmują dużo miejsca, lecz nadrabiają to ciekawą rozgrywką.
Mając na względzie, gdzie wypatrywać odpowiedzi na swoje pytania, postanowiłem podzielić się wynikami poszukiwań, budując tę oto subiektywną listę 10 gier dla osób z deficytem miejsca na dysku i/lub wolnym internetem:
Hotline Miami – 250 MB
Bardzo szybka i brutalna gra osadzona w psychodeliczno-onirycznej wersji Miami lat 80’. W grze wcielamy się w prawdopodobnie nie do końca stabilnego psychicznie mężczyznę, który, odbierając tajemnicze telefony z – jakby się mogło wydawać – raczej łagodnymi prośbami, takimi jak przypilnowanie niegrzecznych dzieci czy odebranie zamówionych ciasteczek, staje się sprawcą brutalnych masakr m.in. na członkach rosyjskiej mafii. Błyskawicznie staje się jednak jasne, że z pozoru oparta na refleksie krwawa gra akcji jest w rzeczywistości grą logiczną. Przeciwnicy bowiem poruszają się na ściśle określonych trasach, a w trakcie poziomu zawsze wykonują określone czynności. To do gracza należy rozpracowanie optymalnego planu uderzenia. Znacznie więcej czasu spędzimy na planowaniu swoich działań i analizowaniu popełnionych wcześniej błędów niż na samym ataku, który – skutecznie poprowadzony – zajmuje zazwyczaj zaledwie kilkanaście do kilkudziesięciu sekund. Dodatkowym czynnikiem jest posiadana przez bohatera kolekcja zwierzęcych masek. Nie tylko ukrywają one jego tożsamość, ale też zapewniają różne modyfikatory akcji. Dobór odpowiedniej maski jest też kluczowy w powodzeniu misji.
Crypt of the NecroDancer – 1 GB
Jako młoda dziewczyna imieniem Candece poszukujemy swojego ojca Doriana. Pewnego dnia podczas poszukiwań wpadamy do głębi tajemniczej krypty rządzonej przez okrutnego demona – tytułowego Mrocznego Tancerza. Rzuca on na bohaterkę klątwę, przez którą jej serce od tej pory będzie bić w rytm muzyki, jaką słyszy. I na tym opiera się w sumie cała gra – na rytmie. W krypcie trwa bowiem wieczna dyskoteka, a wszyscy przeciwnicy poruszają się i atakują w takt odtwarzanej muzyki. W trakcie wędrówki po losowo generowanych lochach natrafimy na szeroki wachlarz przeciwników i znajdziemy wiele skarbów. Dodatkowym ułatwieniem jest obecność tajemniczego handlarza, którego w zakamarkach lochów możemy znaleźć… po jego melodyjnym śpiewie. Według mnie główna cecha gry to fenomenalna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Danny’ego Baranowsky’ego. Ciekawym spin-offem jest wydane nieco później „Candece Of Hyrule” łączące klasyczne przygody Linka z serii The Legend of Zelda z mechaniką gry Crypt of the NecroDancer.
Trylogia pierwszego Half-Life – ok. 2 GB dla całości
Half-Life jest bez wątpienia klasykiem wśród pierwszoosobowych gier akcji. Nie tylko wprowadził do gier czysto filmową narrację, ale także wyznaczył standard dla późniejszych produkcji tego typu. W grze wcielamy się w Gordona Freemana – zwykłego fizyka, który właśnie spóźnił się na swój pierwszy dzień pracy w wielkim ośrodku badawczym Black Mesa. Z powodu tego spóźnienia bardzo delikatny eksperyment związany z podróżami międzywymiarowymi (bohater miał brać w nim udział) został przeprowadzony pośpiesznie. Doprowadziło to do katastrofy, a na terenie ośrodka rozpierzchły się agresywne istoty z Xen, innego wymiaru. Teraz Gordon musi znaleźć wyjście ze zrujnowanego laboratorium, zmagając się nie tylko ze stworzeniami z innego wymiaru, ale także z wyszkolonymi komandosami wysłanymi na miejsce, by „posprzątać” zaistniały bałagan – w tym niewygodnych świadków. Na „trylogię” pierwszego Half-Life składa się podstawowa wersja gry oraz dwa duże dodatki. W Blue Shift kierujemy poczynaniami Barneya Calhouna, strażnika z kompleksu Black Mesa, który, tak jak Gordon, znalazł się w samym środku niebezpiecznych wydarzeń, dostarczając tym samym akcję gry z innej perspektywy. W Opposing Force gramy natomiast jako kapral Adrian Shephard – komandos U.S. Marines pierwotnie wysłany – zgodnie z fabułą podstawowej gry – do „posprzątania” w kompleksie Black Mesa, jednak szybko okazuje się, że zmuszony zostanie walczyć o własne życie przeciw istotom przybyłym ze świata Xen.
Stardew Valley – 500 MB
Wszelakie gry symulatory to zdecydowany fenomen ostatnich lat. Jednym z najpopularniejszych przedstawicieli tego niecodziennego gatunku jest Farming Simulator, czyli symulator farmera. Co, jeśli jednak „spłaszczymy” grę do grafiki dwuwymiarowej i dodamy nieco przyjemniejszy klimat? Otrzymamy Stardew Valley. Świetny tytuł stworzony przez zaledwie jedną osobę – w założeniach miał być komputerowym substytutem Harvest Moon, uznanej serii bardzo podobnych gier „rolniczych” wydawanych na konsole. W grze wcielamy się w pracownika korporacji, który otrzymuje w spadku po swoim dziadku zaniedbaną farmę… i to w zasadzie wszystko. Opiekując się swoim folwarkiem, nawiązujemy relacje z mieszkańcami okolicznej wioski i przeżywamy różne problemy dnia codziennego. Nie grałem w Stardew Valley zbyt dużo, bo to raczej nie produkcja w moim typie, ale z radością mogę ją polecić komuś, kto zawsze chciał zostać rolnikiem, ale kredyty i nerwowe obserwowanie cen skupu jęczmienia (obecne w serii Farming Simulator) to dla niego za dużo jak na, w założeniach, relaksującą rozgrywkę.
Terraria – 200 MB
„Minecraft 2D” – tak najczęściej określana jest Terraria. Chociaż, moim zdaniem, jest to dla niej nieco krzywdzące. Mimo że faktycznie gra zaczynała jako dwuwymiarowy klon niesamowitego tytułu od Mojang, to szybko odnalazła własną tożsamość i to nią kierowali się twórcy w kolejnych aktualizacjach. Tak jak w Minecrafcie, budujemy, co prawda, swoją bazę i kopiemy w głąb ziemi, poszukując rzadkich surowców niezbędnych do wykonania ekwipunku, lecz gra polega głównie na pokonywaniu kolejnych, coraz potężniejszych unikalnych przeciwników, tzw. bossów. Co ja mogę więcej powiedzieć? Jeśli wasz komputer nie jest w stanie odpalić Minecrafta w zadowalających parametrach bądź szukacie nieco odmiennego podejścia do tematu, to Terraria jest dla was.
Rock Of Ages – 1,2 GB
Prawdopodobnie jest to najcięższa z prezentowanych tu gier, ale tak ją lubię, że nie byłem w stanie jej tu nie umieścić. Gra w założeniach jest odwróconym Tower Defence. A w zasadzie odwróconym Tower Defence oraz Tower Defence samym w sobie. Oto bowiem kierujemy kamienną kulą toczącą się ze wzgórza, omijając (bądź rozwalając) przeszkody czy wieże strażnicze stawiane przez naszego przeciwnika, by w możliwie jednym kawałku dotrzeć do bram jego pałacu i je wyważyć. Analogicznie, kiedy po udanym (lub nieudanym) ataku nasi podwładni wykuwają nową kulę, my stawiamy nasze zasieki i strażnice, by udaremnić plany znajdującego się po drugiej stronie wzniesienia przeciwnika, który ma w stosunku do nas podobne zamiary. Jak we wszystkich grach chilijskiego dewelopera ACE Team, mamy tutaj do czynienia z absurdalną, nieco pstrokatą i abstrakcyjną oprawą graficzną – tym razem inspirowaną wielkimi dziełami malarstwa. W trybie fabularnym wcielamy się w Syzyfa – znanego z mitologii greckiej króla Efyry skazanego przez Zeusa na wtaczanie wielkiego głazu na szczyt góry w Tartarze. Jak wiemy z lekcji historii bądź języka polskiego, tuż przed szczytem głaz zawsze wymykał mu się z rąk i spadał na sam dół, zmuszając nieszczęśnika do ponowienia swojej katorgi. Pewnego razu Syzyf znalazł okazję, by uwolnić się z Tartaru, zabierając ze sobą swego kamiennego „przyjaciela” – tytułową Skałę Wieków. Razem z tym duetem przedzieramy się przez różne okresy historyczne reprezentowane kolejnymi nurtami w malarstwie, uciekając przed samym Hadesem chcącym sprowadzić niepokornego uciekiniera tam, gdzie jego miejsce.
Enter the Gungeon – 600 MB
Daleko stąd, na odległej planecie wznosi się ponure zamczysko. Zamczysko to zamieszkują antropomorficzne naboje i cała masa istot związanych z bronią palną. Na samym dnie lochów leży przedmiot pożądania śmiałków wkraczających do Lochu Giwer: Broń Zdolna Zabić Przeszłość. Nikomu jednak nie udało się przedrzeć przez chmary strażników, by dostać się do upragnionej nagrody. Czy tobie się uda? Enter the Gungeon jest, podobnie jak niektóre poprzednie tytuły z tego zestawienia, grą roguelike, czyli przemierzamy w niej losowo generowane pomieszczenia, walcząc z przeciwnikami, znajdując przydatne wyposażenie i starając się dotrzeć jak najbardziej w głąb tytułowego lochu. Gracz ginąć będzie często. Bardzo często. Jednak tak jak w podobnych grach, śmierć nie jest końcem przygody. Jest jedynie kolejnym przystankiem w naszej podróży. Z każdym następnym zgonem, gracz staje się bowiem coraz lepszy, coraz lepiej opanowując rządzące grą mechaniki i ucząc się zachowania przeciwników. No i można ten postęp wymiernie zobaczyć – docieramy coraz dalej. W grze czeka na nas kilka postaci o odmiennych umiejętnościach do wyboru oraz setki rodzajów broni, przedmiotów do znalezienia i przeciwników do pokonania.
Papers, Please – 100 MB
Marzyłeś(-aś) kiedyś o tym, by zamieszkać w państwie totalitarnym? Podejrzewam, że nie, ale bohater omawianej gry jest jednak postawiony przed faktem dokonanym. Oto jest bowiem dumnym obywatelem Arstoczki – fikcyjnego kraju nawiązującego do państw dawnego bloku wschodniego. Bezimienna postać znana tylko jako „Inspektor” pracuje na przejściu granicznym między Arstoczką a wrogim sąsiadem, Kolechią. Nasza praca ogranicza się do sprawdzania dokumentów osób próbujących przekroczyć granicę i wydawania bądź odmawiania zgód na przejście. Tylko tyle i aż tyle. W trakcie naszej przygody jesteśmy zmuszeni codziennie przyglądać się ludzkim dramatom, z których najczęstszym jest rozłąka z członkami rodziny, gdyż ci, w wyniku zawirowań wojennych, znaleźli się po drugiej stronie przejścia granicznego. Nie zmienia to jednak faktu, że musimy mieć pewność, iż wpuszczamy jedynie osoby z legalnymi dokumentami: szukamy śladów ich podrobienia i odsiewamy wszelkie personae non gratae. Jednocześnie musimy zwracać uwagę na takie instrukcje przesyłane nam z urzędu imigracyjnego, jak niewpuszczanie obywateli danego kraju w konkretnym dniu. Cały czas musimy mieć też z tyłu głowy, iż na utrzymaniu mamy własną rodzinę, a sprawne i szybkie obsługiwanie petentów pozwoli nam na otrzymanie towarów pierwszej potrzeby, np. opału do pieca. Naturalnie, popełnienie błędu w swojej pracy jest przez przełożonych natychmiast wykrywane i bezwzględnie karanie ograniczeniem przydziału. Papers, Please (pol. Dokumenty, proszę) jest często podawany jako ten przykład produkcji, która jednoznacznie ukazuje gry komputerowe jako dojrzałą formę sztuki – w interaktywny i niedosłowny sposób stawia potężny manifest antywojenny i antytotalitarny, dając graczowi przynajmniej namiastkę codziennych problemów i ponurego świata, z jakimi musieli konfrontować się ludzie (a w niektórych obszarach świata muszą nadal). Na kanwie gry powstał też rewelacyjny film krótkometrażowy. Serdecznie go polecam – nazywa się tak samo, jak gra i jest bez problemu dostępny w internecie.
The Elder Scrolls III Morrowind – 1,5 GB z dodatkami
Od czego by tu zacząć? Przede wszystkim Morrowind to gra ogromna, pełna niesamowitych przygód i atrakcji dostępnych niemal na każdym kroku. Często uznawana za magnum opus studia Bethesda. W grze, tradycyjnie dla serii The Elder Scrolls, wcielamy się w więźnia. Z rozkazu samego Cesarza zostajemy przetransportowani do prowincji Morrowind, wyposażeni w pakiet dokumentów z rozkazem dostarczenia ich we wskazane miejsce i wypuszczeni. Od tej pory gracz jest zdany tylko na siebie, jednak w świecie Morrowind jest co robić. Na półwyspie Vvardenfell, który przyjdzie nam eksplorować, znajdziemy setki zadań i prac do wykonania oraz jeszcze więcej przeciwników do pokonania. Możemy przyłączyć się do jednej z wielu organizacji, takich jak gildie wojowników i magów, czy któregoś z „Wielkich Rodów” – bardzo wpływowych w prowincji tradycyjnych klanów. Klasycznie dla gier z serii The Elder Scrolls gracz nie jest w żaden sposób krępowany w zakresie rozwoju postaci. Nadawana przy tworzeniu postaci profesja jest jedynie pewnym luźnym szkicem tego, w jakich kierunkach nasz bohater powinien (ale wcale nie musi) się rozwijać. Istnieje możliwość szkolenia się w różnych stylach walki, poznawania arkanów szkół magii czy robienia użytku ze swojego języka, zdobywając umiejętności krasomówcze bądź handlowe. W ostateczności możemy sięgnąć do bardziej niecnych praktyk, przyjmując za swoją główną broń sztukę bezszelestnego poruszania się i walkę ostrym sztyletem… Morrowind daje graczowi naprawdę wiele do roboty (moim zdaniem nawet więcej niż tak uwielbiana piąta odsłona serii) i jest świetnym przedstawicielem schyłku złotej ery gier cRPG, gdy produkcje tego gatunku wciąż jeszcze czerpały garściami ze swoich papierowych korzeni. Podsumowując, czekają na nas setki godzin zabawy, charakternych postaci do spotkania i przerażających monstrów do pokonania. Poza tym gra nie ma tylu irytujących problemów technicznych, co nowsze produkcje studia…
Duke Nukem 3D: Atomic Edition – 400 MB
LET’S ROCK! Na koniec absolutna klasyka klasyki. Gra, która na rozwój pierwszoosobowych strzelanek miała nie mniejszy wpływ niż wspomniany wcześniej Half-Life. Wzorem arcydzieł kina akcji klasy B wcielamy się tutaj w napakowanego testosteronem zabijakę rzucającego chwytliwymi hasełkami na prawo i lewo, wyruszającego na samotną wojnę przeciw kosmitom, którzy zniszczyli jego furę i porwali wszystkie dziewczyny na planecie. Długo się zastanawiałem, czy na to miejsce dać DN3D, czy może równie kultowego Doom 2. Uznałem jednak, że rzeczą, w której dzieło Apogee Software bezsprzecznie przewyższa swojego starszego kuzyna, jest niewątpliwie postać tytułowego Nuklearnego Księcia. Jest to po prostu świetnie napisany bohater, który, paradoksalnie, niewiele się odzywa. Do tego charakterystyczną cechą jest – robiąca wrażenie nawet dziś – interaktywność świata. Prawie każdą rzecz na mapach, przez które się przedzieramy, można podnieść, przełączyć czy przesunąć. I niemal zawsze będzie się to wiązało z sarkastycznym komentarzem Księcia wypowiadanym niesamowitym głębokim głosem amerykańskiego aktora Jona St. Johna. I właśnie w ten sposób doświadczamy autentyczności i humoru tej postaci – bez długich i pompatycznych linii dialogowych. Prawdę mówiąc, na to miejsce mógłbym polecić każdą inną grę wyprodukowaną przez studio 3D Realms na silniku Build: Shadow Warrior (ten oryginalny), tak niesłusznie zapomniany dziś Blood z równie genialnym Calebem w roli głównej czy wydany po latach (konkretnie w 2018) Iron Fury. Uznałem jednak, że z całego portfolio wspomnianego studia to właśnie Duke Nukem jest najbardziej znaną pozycją i to właśnie jej należy poświęcić miejsce na liście, nie zapominając – jak już pewnie zauważyliście – o pokrewnych jej grach. Serdecznie zapraszam do sięgnięcia po dowolną z nich, nie zawiedziecie się.
Tak prezentuje się moje małe zestawienie. Oczywiście, z racji ograniczenia spisu do 10 pozycji nie znalazło się tu wiele świetnych gier, a ktoś inny mógłby ułożyć taką listę z kompletnie różnymi tytułami. Jakie gry polecilibyście wy w miejsce tych, które ja wymieniłem? A może chcecie coś dodać do któregoś z punktów? Sekcja komentarzy stoi przed wami otworem.