Nie wszystko od początku jest idealne. Czasem producent musi zwołać zespół stylistów i głęboko zastanowić się, co poszło nie tak. Innym razem udany produkt jest na rynku dosyć długo, ale jego wygląd zaczyna w końcu trącić myszką. Redesign może też być przyczynkiem do zastosowania przeprojektowanych komponentów i ograniczenia kosztów produkcji, a tym samym skuszenia nowych klientów niższą ceną. Powody, dla których odświeża się niektóre produkty, bywają różne. W niniejszym artykule przyjrzyjmy się kilku „operacjom plastycznym” wykonanym przez twórców konsol na swoich urządzeniach.
Pierwsze wcielenie niezwykle udanej kieszonsolki Nintendo… nie było piękne, delikatnie mówiąc. A będąc bardziej brutalnym, należy stwierdzić, że ów produkt, który trafił na sklepowe półki w 2004 roku, przypominał ledwie prototyp albo zwykłą, chińską podróbkę. Wygląd DS-a zaskoczył wszystkich szczególnie dlatego, że Nintendo zdążyło przyzwyczaić już graczy do przemyślanego i ciekawego designu swoich produktów. Wystarczy wspomnieć przypominającego niewielki sześcian GameCube’a, tak różniącego się wizualnie od konkurencyjnych PlayStation 2 i pierwszego Xboxa. Ten wygląd nadawał charakteru całemu urządzeniu. Z kolei nie tylko koślawy, ale też „otyły” DS nie miał w sobie nic z kompaktowości i smukłości wydanych wcześniej Game Boy Advance oraz Game Boy Advance SP. Nic dziwnego, że już 2 lata później, w 2006 roku, Nintendo pokazało przeprojektowaną wersję swojego produktu: Nintendo DS Lite.
Według mnie to właśnie w ten sposób konsolka Nintendo powinna wyglądać od początku. Dlaczego? Po złożeniu tworzyła ładną, zwartą i smukłą bryłę. Dzięki temu urządzenie prezentowało się po prostu bardziej elegancko. Do tego gładki, połyskliwy plastik z subtelnym ozdobnikiem w postaci dwóch wytłoczeń na górnej klapce, co symbolizowało dwa ekrany urządzenia. Korzystając z okazji, odchudzono też nieco cały produkt, zastosowano większy, wygodniejszy rysik, a także dorzucono bardziej pojemną baterię, dzięki czemu czas gry po jednym ładowaniu został wydłużony.
Jak wygląda oryginalny Xbox One, każdy widzi. Przypomina magnetowid. Tak, premierowa wersja obecnej generacji konsoli Microsoftu była duża i ledwo przypominała urządzenie do gier. Można wręcz wysnuć teorię, że projektantom przyświecała wizja stworzenia produktu, który nabywca postawi na półce pod telewizorem, gdzieś pomiędzy odtwarzaczem DVD a dekoderem, aby konsola w ogóle nie rzucała się w oczy. Co więcej, pomimo posiadania dość dużych rozmiarów, pierwszy Xbox One wymagał do działania również sporego, zewnętrznego zasilacza. Wszystko to wypadało bardzo słabo przy konkurencyjnym PlayStation 4, które, oprócz posiadania dużo ciekawszego designu, miało sekcję zasilania ukrytą wewnątrz urządzenia. Na szczęście, w 2016 roku, 3 lata po premierze, Microsoft postanowił pokazać nową wersję swojej konsoli.
Xbox One S, bo tak nazwano odświeżoną wersję systemu, prezentuje się o niebo lepiej od swojego poprzednika. Biała wersja kolorystyczna wygląda prosto i schludnie, a przy tym nowocześnie czy wręcz futurystycznie. Ciekawym zabiegiem było praktyczne wykorzystanie otworów chłodzących. Okazały się one nie tylko istotnym elementuem stylistyki urządzenia, ale zastąpiły również łatwo rysujące się elementy z oryginalnego modelu. One S stał się przy okazji mniejszy, a zasilacz udało się tym razem „schować” do środka konsoli. Z tyłu urządzenia wyrzucono dedykowane złącze sensora Kinect, który finalnie był niewypałem. Zmian dokonano też „pod maską”, między innymi podkręcając taktowanie procesora graficznego i zwiększając przepustowość pamięci – wszystko to, by konsola lepiej stawiała czoła grom w rozdzielczości 4K.
Teraz coś z innej beczki. Pierwsze PlayStation 2… nie wyglądało bowiem źle. Prezentowało się elegancko i schludnie. Przypominało odtwarzacz DVD i nic dziwnego – ważnym punktem marketingu drugiego PlayStation było informowanie klienta, iż kupuje on produkt „dwa w jednym”. Po pierwsze, konsolę do gier. Po drugie, odtwarzacz DVD. Nie ma co tu dużo mówić. Jest to bardzo dobrze wyglądająca konsola, a jej design już dzisiaj można uznać za kultowy. Jako ciekawostkę dodam, że bryła urządzenia była wyraźnie wzorowana na komputerze Atari Falcon 030 Microbox.
W 2004 roku Sony postanowiło przedstawić odświeżoną wersję swojego hitowego produktu. Jak już wspomniałem wcześniej, PS2 nie można było wiele zarzucić. Konsola wyglądała dobrze i sprzedawała się rewelacyjnie. Nowe wcielenie urządzenia, zwane po prostu Slim, powstało jedynie w celu ograniczenia kosztów produkcji i obniżenia ceny sklepowej. Miało to, oczywiście, skusić nowych klientów do zakupu. Co zmieniono? Przede wszystkim nowe PlayStation 2 ważyło i zajmowało ułamek tego, co pierwszy jego model, zachowując przy tym niemal wszystkie możliwości pierwowzoru. Za najważniejszą zmianę można uznać usunięcie slotu rozszerzeń tzw. Expansion Bay i zastąpienie zewnętrznej karty sieciowej tą wbudowaną już w płytę główną. Uniemożliwiało to podpięcie do konsoli dysku twardego (zewnętrzny adapter sieciowy służył też jako kontroler dysku). Na szczęście, niewiele gier korzystało z tej funkcjonalności. Kosztem drastycznego zmniejszenia rozmiarów urządzenia była za to konieczność wyprowadzenia z konsoli zewnętrznego zasilacza. Nie nazwałbym tego jednak dużą niedogodnością.
W przypadku Game Boy Advance sytuacja miała się podobnie jak z PlayStation 2. Konsola wcale nie wyglądała źle. Wprost przeciwnie, pod względem wyglądu i ergonomii stanowiła ogromny krok naprzód w porównaniu do poprzednich wydań z linii Game Boy. Porzucono klockowaty, pionowy układ urządzenia na rzecz wygodniejszego układu poziomego. Jedyną, ale bardzo istotną, wadą konsoli był brak podświetlenia ekranu, przez co nie dało się na niej grać w słabym świetle. Decyzja o niewyposażeniu Game Boya w tak – zdawać by się mogło – niezbędną funkcję zaskakiwała konsumentów. Szczególnie dziwiło to w obliczu faktu, że Nintendo wypuściło wersję swojego flagowego wówczas handhelda z możliwością podświetlania ekranu już w 1998 roku (mowa o wydanym ekskluzywnie na rynek japoński Game Boy Light).
2 lata po premierze oryginalnego GBA pojawiła się odpowiedź na oczekiwania graczy: GameBoy Advance SP. Nowe wcielenie Advance, kryjące się pod nazwą kodową AGS-001, bardzo różniło się od swojego poprzednika. Poziomy design urządzenia zastąpiono konstrukcją typu clamshell, która, po rozłożeniu, przypominała układ klasycznych Game Boy i Game Boy Color. Dzięki temu zabiegowi konsola stała się jeszcze bardziej kompaktowa. Zrezygnowano także z zasilania urządzenia bateriami jednorazowymi typu AA na rzecz ładowalnego, wewnętrznego akumulatorka. Największym usprawnieniem okazało się jednak zastosowanie podświetlenia ekranu, które później, w modelu AGS-101, zostało dodatkowo wzmocnione. Dzięki tym cechom dla wielu graczy Game Boy Advance SP to „definitywny Game Boy” i najbardziej opłacalny do zakupu sprzęt dla każdego, kto chciałby ograć coś z przeogromnej biblioteki konsolek Nintendo.
W przypadku trzeciej generacji konsol od Sony mamy do czynienia nie tyle z „operacją plastyczną”, ile z ratującym życie zabiegiem na otwartym sercu, bo w przypadku PlayStation 3 Sony trochę się zagalopowało. Nowe urządzenie miało być nie tylko konsolą do gier czy odtwarzaczem Blu-ray, ale wręcz całym domowym centrum informacji i rozrywki w jednym. Produkt Sony wprost krzyczał do konsumenta: „Jestem jedynym, czego potrzebujesz”. Masywna konstrukcja pokryta błyszczącym plastikiem i chromowanymi akcentami skrywała w sobie całą plejadę nowinek technicznych i „wszystkiego, co może się przydać”. Czytnik kart pamięci, wiele portów USB, złącze HDMI dla obrazu w wysokiej rozdzielczości, łączność Bluetooth i Wi-Fi, wspomniany wyżej napęd Blu-ray czy wbudowany dysk twardy. W 2006 roku taka konfiguracja robiła piorunujące wrażenie. Pojawił się jednak problem. Produkcja tak zaawansowanego urządzenia generowała ogromne koszty. Robiąc dobrą minę do złej gry, Sony zdecydowało się na ryzykowne posunięcie: sprzedaży konsoli poniżej kosztów produkcji. Wszystko po to, aby podjąć równą walkę z konkurencyjnym Xboxem 360, który, co prawda, oferował mniej, jednak był przy tym sporo tańszy.
Sony w końcu musiało przyznać, że przesadziło. Koniecznym było uproszczenie komponentów i wyrzucenie zbędnych elementów. Pierwsze cięcia dokonały się jeszcze „za kadencji” pierwszego modelu urządzenia. Wyrzucono wówczas kompatybilność wsteczną z PlayStation 2, czytnik kart pamięci oraz ograniczono ilość dostępnych portów USB. Poważnym krokiem w dobrą stronę okazało się jednak zaprezentowanie odświeżonej wersji urządzenia: PlayStation 3 Slim. Nowa konsola była mniejsza, lżejsza i cichsza, a do tego pobierała mniej prądu ze względu na usprawnione podzespoły. Pozbyto się niepotrzebnych cech, takich jak włącznik i przycisk wysuwania płyty w postaci panelu dotykowego. W zamian za to produkt oferowano z dyskami twardymi o większej pojemności. Nie bez znaczenia była też niższa awaryjność w porównaniu z wcześniejszymi modelami. Podsumowując, operacja się powiodła. Nowe wcielenie PS3 zostało ciepło przyjęte przez konsumentów, Sony wreszcie przestało notować straty, a w pewnym momencie trzecie PlayStation prześcignęło nawet – w liczbie sprzedanych egzemplarzy – swojego konkurenta od Microsoftu.
Uznanie, czy coś jest ładne czy brzydkie to, oczywiście, odczucie czysto subiektywne i każdy ocenia wygląd danego obiektu według własnych upodobań. Mam zatem pytanie do was: Które redesigny konsol podobały się wam najbardziej? Albo wprost przeciwnie: Które nie przypadły wam do gustu? Zachęcam do podzielenia się opiniami w sekcji komentarzy.