- dopracowana grafika retro
- rozbudowane dialogi, świetny dubbing
- wciągająca historia
- ciekawe połączenie przygodówki z elementami RPG
- mnogość lokacji i drugoplanowych postaci
- paranormalny klimat :)
- mało zagadek...
- a jeśli już są, to dość proste
- brak głosu głównego bohatera!
- drobne niespójności fabularne
Unavowed to słowo nie występujące raczej w słownikach języka angielskiego. Najbliższe jest mu wyrażenie “not avowed”, które dobitnie można przetłumaczyć jako “nie zdeklarowany” lub “nie wyjawiony”. Tytuł dobrze oddaje klimat całej gry zapowiadając świat, w którym zmierzymy się z przedmiotem nie wyznanej prawdy (takiej, o której być może wiemy, lecz rzadko o niej mówimy). Unavowed, to także nazwa grupy badaczy zjawisk paranormalnych w nowej przygodzie Dave’a Gilberta, znanego już w środowisku z takich sukcesów jak Gemini Rue i Resonance. Tym razem Gilbert postanowił podnieść poprzeczkę, oddając w nasze ręce przygodówkę o wyższej rozdzielczości i wprowadzającą elementy RPG.
Witajcie w Nowym Jorku skąpanym deszczem.
Niezależnie od wyboru profesji głównego bohatera, początek historii jest taki sam: staliśmy się ofiarą przebiegłego demona i od roku sialiśmy terror w “Wielkim Jabłku”. Po improwizowanym egzorcyzmie znów jesteśmy w stanie kontrolować naszą śmiertelną powłokę i poznajemy członków Unavowed: Eli i Mandanę. Przechodzimy błyskawiczną rekrutację i zostajemy częścią prastarej organizacji (ewidentnie grupy zajmujące się badaniem zjawisk paranormalnych borykają się z problemami kadrowymi). Od tego momentu rozpoczyna się długie śledztwo i szukanie tropów demona odpowiedzialnego za niegodziwe zachowanie naszej postaci. Musimy szybko przyzwyczaić się, że naszą nową codziennością są chociażby udręczone, zbłąkane dusze na ulicach Nowego Jorku czy mag ognia, trenujący rzucanie płonących kul w piwnicy. W plątaninie nadprzyrodzonych postaci znajdą się także dżiny, demony, muzy, a nawet i smoki.
Rozgrywka opiera się na odwiedzaniu kolejnych lokacji, szukaniu wskazówek, rozwiązywaniu prostych zagadek i przede wszystkim – dialogach. Choć zakotwiczona w klasycznej mechanice typu point&click, jest ciekawą hybrydą pomiędzy przygodówką a grą RPG. Mamy zatem wybór postaci, mnogość opcji dialogowych a także “drużynę”, która towarzyszy nam w przygodzie. Na swojej drodze spotykamy kolejnych członków grupy, a każdy z nich ma specjalne umiejętności, np: Mandana charakteryzuje się niezwykłą zwinnością i talentem do szermierki, podczas gdy Eli jest potężnym magiem ognia. Cytując klasyka, przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę i tak jest też w przypadku Unavowed. Idąc na misję, zawsze wybieramy z kim akurat chcemy spędzić więcej czasu; odrzucenie danego współpracownika zablokuje pewne rozwiązania i zmusi nas do innego podejścia do zagadek oraz wykorzystania umiejętności pozostałych towarzyszy. Wybór naszej postaci na początku gry ogranicza się do wybrania płci, zawodu oraz nadania nam imienia. Możemy wcielić się w barmana, aktora lub policjanta, co otworzy drogę do specjalnych interakcji dialogowych. Grając barmanem, mogłam wykorzystać niezwykłą empatię głównego bohatera i namówić postaci drugoplanowe do zwierzeń. Wniosek nasuwa się sam: ludzie chętnie dzielą się swoimi sekretami z osobą, która profesjonalnie polewa alkohol 🙂
Interakcje, zaraz obok grafiki, stanowią najsilniejszą stronę produkcji. Ciężko zgadywać ile może wynosić lista dialogowa w Unavowed, jednak twórcy nie poszli na łatwiznę i czuć, że spędzili długie godziny nad treścią. To jedna z tych gier, o których niezadowoleni powiedzą “przegadana”. Rozmowy są wspomagane doskonałym dubbingiem: aktorzy brzmią profesjonalnie (zwróćcie uwagę na niesamowity, nowojorski akcent Vicky), mają przyjemne dla ucha głosy (chociażby Mandana) a co najważniejsze, w ich grze słychać całą paletę emocji. Tym bardziej boli największy minus Unavowed: brak aktora głosowego dla głównego bohatera. Nasza postać jest niema, wypowiadamy się tylko za pomocą kliknięcia w konkretną odpowiedź, przez co główny bohater przechodzi przez grę niezauważony, a my skupiamy się na osobowości swoich towarzyszy. Ze swojej strony polecam zatrzymać się, gdy postaci nawiążą samoistną rozmowę i delektować się ich przypadkowymi pogaduszkami.
Graficznie, Unavowed karmi nas kolorowymi pikselami, nawiązując do klasycznej grafiki retro. Dopracowane tła zawierają dużo szczegółów, o których możemy dowiedzieć się więcej poprzez najechanie kursorem. Mnogość lokacji w pikselowej metropolii dostarcza rozmaitych scenerii (ulice, bary, mieszkania czy siedziba korporacji). Kolejnym strzałem w dziesiątkę są portrety postaci: gdy mówią, zmieniają wyraz twarzy w zależności od aktualnego stanu emocjonalnego. Niezależnie od tego, czy wolicie nową, hiperrealistyczną grafikę warto powiedzieć jedno: Unavowed jest kolejnym dowodem na to, że gracze nie muszą inwestować w najdroższe karty graficzne, aby przeżyć wciągającą przygodę w klimatycznej odsłonie. Dodajmy do tego budującą napięcie ścieżkę dźwiękową (oraz przebijający się przez utwory jazzowe wieczny deszcz) i immersja gwarantowana.
Każda misja zaczyna i kończy się w kwaterze Unavowed: miejscu, w którym możemy złapać oddech, pogłębić wiedzę o burzliwej przeszłości członków zespołu, zwołać zebranie i przedyskutować nasze wybory. No właśnie, skoro życie to sztuka wyboru, Unavowed wręcz hołduje temu przesłaniu. Podejmowanie decyzji spowoduje u zaangażowanych graczy stres, zgrzytanie zębów i wyrywanie włosów, a niejednej osobie ręka zadrży przed kliknięciem danej opcji. Nie należą one bowiem do najłatwiejszych, często bierzemy odpowiedzialność za życie innych istot i stajemy między młotem, a kowadłem. Każdy wybór wydaje się być jednocześnie dobry lub zły – bez znaczenia jak zdecydujemy, ryzykujemy bezsenną noc pełną wyrzutów sumienia.
Fabuła gry jest prowadzona dynamicznie i trzyma w napięciu do samego końca, podczas gdy akcja oscyluje z łatwością pomiędzy dramatem, a komedią. Gra nie jest krótka – studio postarało sie o to, abyśmy spędzili długie godziny w towarzystwie dziwnych stworzeń i wciągających rozmów. Warto nadmienić (bez spoilerów), że autorzy gwarantują zwrot akcji, którego nie dało się przewidzieć. Zgodnie z konwencją RPG zamknięcie historii oferuje alternatywne zakończenia (niestety, za pierwszym razem podjęłam najgorszą z możliwych decyzji – gra nie miała litości dla mojej psychiki).
Siłą produkcji jest osobowość postaci, oczywiście z ekipą Unavowed na czele. Obrońcy “ziemskich spraw” są tak potężni, jak śmiertelni, a ich człowieczeństwo można łatwo zobaczyć grzebiąc w zdjęciach i notatkach w centrali lub ciągnąc ich za język. Nie są herosami: nie mają batmobilu (poruszają się … metrem), kolorowych kostiumów ani specjalnej technologii (prawdę mówiąc nie mają nawet parasola). Drżą w obliczu możliwych konsekwencji każdego wyboru i nie są wszechwiedzący. Sceptycy mogą zarzucić historii naginanie zasad i wymyślanie własnych reguł. Bohaterowie tłumaczą nadprzyrodzone wydarzenia z przymrużeniem oka, jakby pojawienie się ducha na amerykańskiej ulicy było tak naturalne, jak poranne mycie zębów. W świecie Unavowed nie zadzwonimy po pomoc, gdyż “duchowa energia psuje zasięg” i ja taką argumentację przyjmuję.
Produkcja nie rozpieszcza niestety weteranów przygodówek. Skąpi zagadek i nie narzuca na graczy większych intelektualnych wyzwań. Choć przemyślane, łamigłówki ograniczają się do znalezienia odpowiednich elementów i połączenia kilku faktów. Zdarzyło mi się spędzić nad niektórymi z nich więcej czasu, jednak Unavowed nie oferuje takiego poziomu zaawansowania, jak chociażby pierwsze odsłony Broken Sword.
W ekwipunku zazwyczaj znajdziemy parę przedmiotów, w tym dowody w danej sprawie. Rozgrywka opiera się zatem na wspomnianych już interakcjach, niektóre postaci drugoplanowe należy zaczepić nawet kilka razy w celu uzyskanie potrzebnych informacji. Sterowanie jest intuicyjne i dziecinnie proste, nasz dobytek jest łatwo dostępny a w razie “utknięcia” z pomocą przybywają towarzysze niedoli.
Choć mogło się to wydawać ryzykowne, połączenie dynamiki typowej przygodówki z drobnymi elementami świata RPG okazało się, przynajmniej w tym przypadku, zdecydowanie udane. Tak skonstruowany system gwarantuje możliwość podejścia do gry więcej niż jeden raz i alternatywne ścieżki historii. Otrzymujemy zatem wartość, która nie jest powszechna wśród przygodówek typu “point&click”.
Unavowed urzekło mnie przede wszystkim retro grafiką i wciągającą, klimatyczną historią (od zawsze miałam sentyment do pikselowych scenerii). Paranormalne zdarzenia idealnie komponują się z humorem bohaterów, do których łatwo jest się przywiązać. To jedna z tych produkcji, które pozostaną z Wami na długo, choćby poprzez refleksje nad wyborami. Jeśli lubicie przygodówki, nieszablonowe fabuły i nie boicie się rozmawiać z duchami – dołączcie do Unavowed!