Mieszane uczucia wielu graczy towarzyszące zapowiedzi i oczekiwaniu na Wolfenstein: Youngblood, zostały nieco wyklarowane, a to za sprawą porównania nadchodzącej części serii do Dishonored. O co chodzi, czego możemy się spodziewać?
Seria Wolfenstein, która swoimi korzeniami sięga lat ’80, przeszła ostatnimi laty wiele zmian, lecz całość spinała postać głównego bohatera – BJa Blazkowicza. Wielkim zaskoczeniem zatem była zeszłoroczna informacja o zmianie głównego bohatera – tym razem naziści będą gnębieni przez córki BJ-a. Chłop musi w końcu przejść na emeryturę, w końcu ile lat można strzelać do podwładnych akwarelisty z Austrii.
Nie mogę nie wspomnieć, że poczułam się osobiście dotknięta tą zmianą, gdyż serię kocham (nawet tego bękarta z 2009 roku) i nie wyobrażam sobie zamienienia góry mięśni na kobiece kształty, jednak po 10 miesiącach oswoiłam się z myślą, że czasem trzeba wprowadzić jakieś zmiany i być może będzie to coś dobrego, nie omieszkam sprawdzić. Kilka dni temu dostaliśmy jednak newsa, który przywrócił mi szpilki, na których mogę usiąść w oczekiwaniu na premierę.
Wolfenstein: Youngblood powstaje przy współpracy ze studiem Arkane, które znane jest z serii Dishonored, co daje nam nadzieję, na większe pole eksploracji czy możliwości przejścia danego etapu. A Wolfy, jakby nie patrzeć, były przecież dotychczas grami raczej liniowymi, ze szczątkową możliwością wyboru ścieżki czy podejmowaniem drobnych decyzji (i to w nowszych odsłonach).
Otwarta struktura poziomów i tryb kooperacji sprawiły nam trochę problemów w kwestii narracji. Owszem, mamy mocno zarysowaną fabułę, ale ma ona trochę inny kształt niż w poprzednich grach. Jest trochę lżejsza, nie tylko pod względem tonu, ale też w kwestii dostępnej zawartości i pod tym względem Youngblood najbardziej różni się od poprzednich Wolfensteinów – fabuła w kampanii jest krótsza, ale rozgrywki jest zdecydowanie więcej.
Mówi jeden z producentów Youngblood. Krótsza kampania z możliwością rozegrania misji pobocznych nie brzmi źle, a o ile prześmiewczy klimat Wolfa pozostanie nietknięty, nie pisnę ani słówka o braku grywalnego Blazko.
Gra zadebiutuje już 26 lipca na PC, PS4, XOne i Switchu, a co najciekawsze – cena preorderu nie przekracza 150zł w pudełkowej podstawowej wersji na każdy sprzęt. Tak się sprzedaje gry, drogie studia, uczcie się! Czekamy na siostry Blazkowicz z wielką niecierpliwością.