Zakończony parę minut temu, oficjalny stream ujawniający najnowszą odsłonę Battlefielda powiedział prawie wszystko, a nawet więcej. Przemiły prezenter oraz kilku czołowych twórców, ochoczo i wreszcie pewnie, zaprosili nas ponownie na front, jak można było się domyślać, Drugiej Wojny Światowej.
Prezentacja rozpoczęła się od potwierdzenia wielce oczekiwanego settingu kolejnej części. Odbyło się bez szumów, gdyż dalece posunięte domysły przed premierą jedynie potwierdziły się – ponownie od 9 lat (konsolowy Battlefield 1943) ujrzymy wydarzenia, potyczki i arsenał Drugiej Wojny, zatem nie było to wielkie zaskoczenie. Przetartym śladem okazała się również kampania dla pojedynczego gracza – rozegramy kolejne rozdziały wojennych opowieści, które tym razem zabiorą nas do samego początku wielkiej bitwy, a dokładniej najazdu Niemiec na Francję w 1940 roku. Na szczęście więcej dużo lepszych niespodzianek czekało odbiorców kilka minut dalej.
Pierwszą z zaprezentowanych nowości w BF V był pełnoprawny co-op – maksymalnie 4 osoby powalczą ramię w ramię z SI, jednocześnie próbując zrealizować cel misji. Nowy tryb został nazwany Combined Arms i więcej na jego temat dowiemy się już wkrótce. Występy zaliczą również sposoby rozgrywki znane z poprzednich części – znów pobiegamy zatem w tłumie 64 graczy, w wiodącym battlefieldowy prym Podboju oraz ponownie wskoczymy w spodnie żołnierzy dwóch stron konfliktu podczas Operacji – nazwanych szumnie Grand Operations. Twórcy zapowiadają, że te długie szturmy odbędą się na jeszcze większą skalę, niż miało to miejsce w pierwszowojennym BF1 – prawdziwą rewolucją będą działania na bieżących mapach GO, które będą miały skutki przy rotacji planszy: pozostawienie nienaruszonej infrastruktury obronnej u wroga poskutkuje brakiem wsparcia dla naszej strony, przy kolejnej potyczce. Remisowe sytuacje rozwiąże doskonale znane ostatnimi czasu last man standing – każdy rozpocznie tie-break’a z paroma nabojami i tylko jednym życiem. Sounds fair to me.
Kolejną istotną zmianą względem poprzedniczek jest pełna customizacja naszego żołnierza – przyodziejemy go (lub ją) w wybrane fatałaszki i ozdobniki (tatuaże etc.) oraz pochwalimy się dobranymi emotkami na polu bitwy. Mam szczerą nadzieję, że zostanie to wszystko zrobione ze smakiem i nie zachwieje to osobliwego klimatu WW2. (W tym momencie próbuję wyrzucić z głowy widok emotek z Fortnite’a zmieszanych z poważnym settingiem wojennym. Ugh.)
Zanim jednak udało mi się rozplątać myśli, przemawiający prawie zachłysnęli się z zachwytu nad nowym elementem rozgrywki – mianowicie budowaniem f-o-r-t-ó-w na mapach, które pomogą dłużej utrzymać punkt lub ostrzelać wroga z bezpiecznej pozycji. Uspokoiłem się trochę, gdy okazało się że będą to niskie fortyfikacje z worków z piaskiem i innych znalezionych w pośpiechu materiałów, a nie drewniane czy murowane schody do nieba, które trzymają pion lub stałe nachylenie bez żadnych podpór konstrukcyjnych. Na fortyfikacjach umieścimy również przenośne działa, które przetransportujemy specjalnymi maszynami.
Pożartowaliśmy, a teraz znów na poważnie – parę słów o pojazdach. Ponownie odegrają one ważną rolę na polu bitwy, nic się jednak w ich formule nie zmieni – pokierujemy wehikułami lądowymi, wodnymi i powietrznymi, powrócą również specjalnie aktywowane, powiązane z mapami machiny wojenne. Tym razem zmodyfikujemy nie tylko wygląd mniejszych maszynek, ale również funkcjonalne elementy, jak pancerz w czołgu czy karabin w samolocie, co następnie przełoży się na realny wynik w rozgrywkach.
Podczas streama mnóstwo mówiło się o niespotykanej nigdy wcześniej immersji. Twórcy pochwalili się nowo opracowaną fizyką elementów rozgrywki, dzięki którym, jak nigdy dotąd, poczujemy fizyczność między innymi naszej postaci. Na czym miałoby to polegać? Przede wszystkim upłynniono ruchy kierowanego przez nas żołnierza, którego każdy krok będzie można odczuć teraz dużo naturalniej – poczujemy ciężar ekwipunku podczas skoków i wyskoków z okien, we znaki da się sprawność wojaka gdy zmienia pozycję z leżącej na stojącą, lub gdy bohater spróbuje reanimować rannego kompana – koniec z doktorem Frankensteinem ze strzykawką w dłoni, który przywraca życie jak z karabinu.
Jeżeli już o leczeniu mowa, mała rewolucja dotknęła również tego aspektu – w piątej odsłonie każda z klas będzie mogła reanimować kumpli. Zachwieje to nieco podział ról w drużynie, ale zwiększy też realizm potyczek – każdy żołnierz bowiem, winien znać pierwszą pomoc. Oczywiście klasyczny podział pozostaje bez zmian i naszą przynależność wybierzemy znów w dowolny sposób.
Nad progresem potyczek jedno i wieloosobowych czuwać będzie system Tides of War, monitorujący postępy, przydzielający wyzwania oraz nagrody dla najbardziej zaangażowanych graczy. Pojawią się w nim informacje o czasowych wydarzeniach i nadchodzącej do gry zawartości.
Przyszła pora na prawdziwą bombę, która jednak oszczędzi Wasze portfele – najnowszy Battlefield nie będzie posiadał usługi Premium oraz dodatkowo płatnych DLC. Czyżby EA ruszyło sumienie? Być może, ale my twierdzimy, że decydują się iść z duchem czasu – znane, odpłatne funkcje zostają bowiem zastąpione popularnym systemem sezonów, zmieniających się wraz z upływem czasu. Każdy sezon zaoferuje inną zawartość, co najważniejsze, wszystkim graczom równocześnie. Mogę to powiedzieć? Brawo Elektronicy!
Z pewnością nie jest to wszystko, co pojawi się w najnowszej produkcji DICE – ale zdecydowana większość. Na resztę poczekamy prawdopodobnie do nadchodzącego E3, które nawiedzi branżę pociskiem informacji już za niecałe 3 tygodnie. Na koniec przedstawiamy zaprezentowany podczas widowiska, dynamiczny trailer produkcji, z rozszerzonym, acz znajomym, ujęciem:
Battlefield V pojawi się w oficjalnej dystrybucji 19 października bieżącego roku, 3 dni wcześniej zagrają posiadacze edycji Deluxe. Platformy docelowe to klasycznie PC, PS4 i Xbox One, przy czym ten ostatni otrzymał patronat i może czasowo odstawać otrzymywaną zawartością od reszty. Nie ma jednak tego złego – ilość dobrych wieści jest przeważająca, więc nieposkromione oklaski dla deweloperów powinny być formalnością. Łza się w oku kręci, jak nam się to EA pięknie rozwija.