Temat tzw. loot boksów, czyli skrzyń z losowym ekwipunkiem, które gracze mogą nabywać za prawdziwe pieniądze huczy od jakiegoś czasu świecie gier komputerowych i jest poruszany przez polityków poszczególnych państw oraz członków organizacji. Hawaje, najmłodszy ze stanów USA, udowodniły, że walkę z mikropłatnościami można prowadzić twardą ręką.
W jednym z naszych artykułów nakreśliliśmy problem loot boksów oraz przyczynę jego nagłośnienia. Przedstawiliśmy także pokrótce niezbyt stanowcze stanowisko Brytyjskiej Komisja ds. Hazardu. Jednak z szeregu dyskusji zdecydowanie wyłamał się ostatnio Stan Hawaje, który przedstawił projekty ustaw mające na celu ustanowienie zakazu sprzedaży gier zawierających elementy hazardu osobom poniżej 21. roku życia. Warto nawiązać tutaj do listopadowej wypowiedzi Chrisa Lee, członka Izby Reprezentantów Stanu Hawaje, w której stwierdza on, że skrzynie z ekwipunkiem w grze Star Wars Battlefront 2 stanowią pułapkę zmuszającą dzieci do wydawania pieniędzy.
Nie minęło wiele czasy, a do Parlamentu Stanu Hawaje trafiły cztery projekty ustaw. Akty House Bill 2686 i Senate Bill 3024 proponują zakaz sprzedaży osobom poniżej 21. roku życia gier, w których występuje możliwość zakupu nagród losowych. Natomiast House Bill 2727 oraz Senate Bill 3025 proponują nałożenie na wydawców obowiązku wyraźnego oznaczania na etykiecie, że gra zawiera skrzynki z ekwipunkiem nabywane za prawdziwe pieniądze. Wydawcy musieliby także określać prawdopodobieństwo zdobycia każdego z przedmiotów. Zgodnie z ustawodawstwem Stanu Hawaje projekty ustaw zostały przekazane komisji, która dokona odpowiednich poprawek. Poprawione wersje zostaną przegłosowane w parlamencie. Jeżeli projekty zostaną przyjęte i wdrożone, gry zawierające loot boksy będą mogły zakupić jedynie osoby z dowodem osobistym. Już teraz osoba poniżej 17. roku życia nie może nabyć gry, w której są treści dla dorosłych. Nowe restrykcje jeszcze bardziej zawężą grupę docelową takich gier.
Choć próby walki z obecną polityką deweloperów są jak najbardziej słuszne, budzić może pewne obawy fakt, że największym argumentem w tej dyskusji jest przedstawianie szkodliwego wpływu na dzieci. Taką piłeczkę łatwo będzie odbić deweloperom i wydawcom, gdyż (nie ma co się oszukiwać) to czy dziecko jest w stanie samodzielnie nabywać przedmioty za pośrednictwem internetowych form płatności wynika tak naprawdę z braku czujności (bądź często też przyzwolenia) samych rodziców.