- idealnie zbalansowany sandbox
- realizacja misji pobocznych i główna fabuła
- San Francisco to jedno z najlepszych miast w grach
- luzacki klimat i poczucie humoru
- naprawiono błędy poprzednika
- nowi bohaterowie to fajna paczka
- wygląd i projekt graficzny postaci
- niewymuszony i ciekawy multiplayer
- bezstresowy system jazdy pojazdami
- aliasing (problem znika na PS PRO)
Watch Dogs 2 jest definicją powiedzenia pierwsze koty za płoty. Jedynka była przehypowanym tytułem, który miał zmieść wszystko na premierę konsoli PS4. Jak zwykle w przypadku Ubisoftu nie tylko mieliśmy do czynienia z downgradem graficznym, ale i sztywnym głównym bohaterem i klimatem gry, który przytłaczał i męczył graczy przed ukończeniem przygody. Tym razem Ubi postawiło na bardziej luzackie podejście do tematu, wbijając nas w buty młodego hakera Marcusa dołączającego do grupy DedSec, walczącą z korporacjami hakerką i dobrą zabawą.
Marcus, czarnoskóry młody haker, nie jest naznaczony traumą z przeszłości i nie snuje się po ulicach kolorowego San Francisco w płaszczu z opuszczoną głową w wisielczym humorze. Marcus jako wybitnie uzdolniony komputerowy geniusz został uznany przez firmę Blume za wybitnie niebezpiecznego i w jego kartotece pojawiła się wzmianka o tym, że może stanowić zagrożenie, co mogło być podstawą do jego zatrzymania i skazania przy użyciu sfabrykowanych dowodów przed dokonaniem przestępstwa.
Młody haker postanawia coś z tym zrobić i wkrada się do siedziby firmy zmieniając swoje dane w kartotece i oczyszczając się z zarzutów. Całą akcję obserwuje grupa DedSec, która podziwiając zdolności Marcusa do działania w terenie i wykorzystywania swoich umiejętności postanawia go zwerbować. Tym sposobem po suto zakrapianej imprezie Marcus budzi się w samych gaciach na plaży, ale ze statusem agenta operacyjnego tajnej organizacji hakerskiej DedSec, która przeciwstawia się firmie Blume i jej klientom zajmującymi się gromadzeniem i handlem danymi osobowymi zwykłych obywateli, które wykorzystuje w niecnych praktykach.
Brzmi bardzo prestiżowo i przywodzi na myśl filmy z Jamesem Bondem. I prawie tak jest bo Marcus staje się prawdziwym szpiegiem dysponującym siecią wywiadowczą, gadżetami i szeregiem kryjówek organizacji dającej mu niemal nieskończone możliwości. Sama organizacja jednak nie wygląda zbyt poważnie. Ot grupka czworga przyjaciół skitrana pod knajpką z grami planszowymi, w wymalowanej graffiti piwnicy wyglądającej jak rupieciarnia, siedzi przed komputerami i obserwuje poczynania korporacji. Horatio pracujący w firmie Noodle (tak Google to dobre skojarzenia) zapewnia dostęp do sprzętu i serwerów, Josh geniusz z aspergerem zdolny złamać każdy kod, Śruba inżynier od gadżetów zaopatrzy nas w drony bojowe i broń, wszystko wydrukowane w drukarce 3D oraz Sitara (moja ulubiona dziewoja w grach 2016 roku) specjalistka od mediów społecznościowych pozyskująca followersów dzięki którym DedSec może prowadzić swoją działalność to cała ekipa, która zajmuje się dbaniem o społeczną sprawiedliwość w San Francisco. Sami widzicie, że Marcus idealnie uzupełnia drużynę i dzięki niemu organizacja szybko rozszerzy swoje szeregi o nowych członków i wpływy.
Fabuła gry jest świetnie napisana i choć na początku wydaje się być standardowym zapychaczem będącym pretekstem do wykonywania misji, dzięki jej realizacji oraz ciekawym zwrotom akcji naprawdę można się wciągnąć w grę. Każda misja główna czy poboczna w tej grze to małe mistrzostwo świata. Ubisoft nie miał jeszcze tak świetnie dopracowanego pod względem misji tytułu. Ani Far Cry ani Assassin’s mimo ciekawych postaci i fajnych osi fabularnych nie mają startu do Watch Dogs 2. Wszystko dzięki temu, że każda misja jest podzielona na kilka części i wykonanie jednej skutkuje przejściem do następnej sekwencji. Nie ma tu misji wykonywanych na jedno kopyto w jednej lokacji. Jeśli rozpoczniesz pojedynczą akcję to od celu do celu zwiedzisz całą mapę, a to tu wykradając dane, wgrywając wirusa, kradnąc fanty spod nosa gangsterom czy likwidując ich w bezpośredniej walce. Taka różnorodność zadań i przeplatanie wykonywania ich rozmowami między członkami DedSec pchającymi fabułę do przodu sprawiają, że misje są niesamowicie płynne i wszystko dzieje się jak w dobrym filmie akcji, nie dając chwili na znużenie czy wrażenia odwalania jakichś zbędnych pierdół, nie mających żadnego znaczenia dla gracza i świata gry.
Gra jest sandboxem, może to dla wielu graczy oznaczać wadę, bo jest to gatunek, który zdaje się już przejadać szerokiemu gronu odbiorców. Watch Dogs 2 jest jednak grą, która idealnie radzi sobie z sandboxowym światem. O misjach już mówiłem, każda czy to główna czy poboczna, jest świetnie skonstruowana i trzyma w napięciu do samego końca, ale Watch Dogs nie byłby tak świetną grą gdyby nie przepiękne San Francisco, które jest najlepszym miastem w grach z otwartym światem z jakim miałem przyjemność. Wsiąść w samochód i przejechać się po mapie świata przez San Francisco, wyjechać mostem Golden Gate i zwiedzić Oakland, dolinę krzemową, mijając tereny przemysłowe, wysokie drapacze chmur w centrum czy przejeżdżać przez kolorowe osiedla z bliźniakami po ulicach prowadzonych pod kątem 45 stopni, tak doskonale znanych z filmów z pościgami samochodowymi (choćby Zabójczej Broni) sprawia wiele frajdy. Teren działań naszych hakerów jest rewelacyjny i robi wrażenie prawdziwego miasta przełożonego na świat gry. Nie szarego i wypranego z emocji, jak miało to miejsce w przypadku Chicago w części pierwszej. Tutaj nie tylko budynki i parki czy alejki są piękne i wydają się żyć, ale także obywatele miasta nie są masą zombie poruszającą się po wyznaczonych przez developerów ścieżkach.
To znaczy są, bo jeśli pośledzimy randomowego przechodnia to dopatrzymy się tego, że trasa jego podróży jest zapętlona i pojawia się on tam o stałych porach, ale to ile akcji i różnorodnych zdarzeń z szarymi obywatelami w tle przygotowało nam Ubi w tym tytule może przyprawić o zawrót głowy. Śledziłem kiedyś pijaka przez kilka minut, chciałem sfotografować go w trakcie wymiotowania co jest wymogiem do jednego z trofek w grze. Nie zwymiotował, zataczał się i bekał przez dobre dwie minuty, aby w końcu podejść od tyłu do rozmawiającej przez telefon elegancko ubranej kobiety i…. odpalił pod jej nogami wiązkę petard śmiejąc się w głos, kiedy ta zaczęła podskakiwać i krzyczeć. Takich akcji jest masa. Kobieta niszcząca samochód niewiernego męża, kłócący się z matką młodzieniec, mężczyzna próbujący doprowadzić do domu swoją nietrzeźwą koleżankę (if you know what i mean) i tego typu akcje nie dają zapomnieć, że miasto żyje, a my jesteśmy jego częścią, a nie jedynym osobnikiem, który wykazuje sobą jakąkolwiek indywidualność.
W mieście znajduje się też masa aktywności pobocznych typu wyścigi dronów, ekartów (komputerowo poprawione gokarty), czy motocyklowe zmagania. Możemy pobawić się w kierowcę podwożąc mieszkańców czy klientów Vip w wyznaczonym czasie do punktu przeznaczenia (dzięki tutejszemu Uberowi), wziąć udział w regatach morskich lub postrzelać sobie samojebki z ważnymi elementami w otoczeniu takimi jak pomniki, obiekty kultury czy facet przebrany za pączka. Wszystko służy pozyskiwaniu followersów dla DedSec i żadna z aktywności nie jest wymuszona, ot tak w przerwie od hakerki możemy oderwać się od niebezpieczeństwa i zająć czymś bardziej przyziemnym.
Kiedy jednak przejdzie wyruszyć na akcję, Marcus zabiera w plecak swoje drony, jeżdżącego skoczka oraz latający quadkopter, które pomogą mu w rozwiązaniu problemów z dostaniem się w mniej przyjazne miejsca. Ponieważ w grze każdą misję można rozwiązać na kilka sposobów gadżety, w które wyposaża nas Śruba są bardzo pomocne. Jeśli postanowimy się przekraść na teren wroga i po cichu od osłony do osłony, eliminując po drodze kłopotliwych strażników może nam przydać się nie tylko jojo (którym Marcus wyeliminuje każdego, od chłystka z gangu po opancerzonego komandosa) ale i bomby porażające prądem i usypiające cel na pewien czas lub mordercze materiały wybuchowe. Można też hakować otoczenie i tu mamy kilka możliwości. Kiedy na drodze strażnika znajduje się taki hakerowalny sprzęt możemy np od razu go wysadzić, wyłączyć całkowicie, wywołać przepięcie co odwróci uwagę strażnika lub ustawić opcję, że obiekt wybuchnie w chwili gdy strażnik zbliży się do niego.
Można również zrobić dokładnie to samo bez wchodzenia na teren grożący nam wykryciem. Ot, uruchamiamy wtedy drony. Najpierw quadkopter celem oznaczenia wrogów i sprawdzenia ewentualnych dróg do celu, a potem skoczka. który dzięki niewielkim rozmiarom i wbudowanym gadżetom może otwierać przejścia, a nawet hakować fizycznie otoczenie oraz cele misji. To sprawia, że bohaterów skradanek takich jak Solid Snake czy Adam Jensen nie wspominam już tak czule, gdyż wachlarz możliwości i sposób w jaki po cichu załatwia swoje sprawy Marcus jest dla mnie najmiodniejszym i najciekawszym sposobem na skradankowe misje w grach.
Tak, da się oczywiście załatwić wszystko na Rambo, wykupić w miarę szybko i wydrukować w drukarce 3D granatnik siejąc spustoszenie i wybijając każdego wroga zanim wezwie wsparcie, aby na samym końcu bezstresowo pobrać dane komputera, które są nam potrzebne. Ale traci się przez to masę frajdy, nawet mimo to iż strzelanie jest tu bardzo wygodne i sprawia radochę, to osobiście wolałem powtórzyć misję od punktu kontrolnego, gdy ja lub mój dron zostaliśmy wykryci niż sięgać po broń.
Nie bez znaczenia jest też tu fakt, że opuścić teren działań po zakończeniu misji niewykrytym jest zdecydowanie łatwiej, niż w przypadku walki. SI to idioci, przeciwnicy pchają się przed lufę i wybija się ich jak przysłowiowe kaczki, ale wroga potrafi być masa zwłaszcza jeśli dołączą posiłki, a Marcus nie posiada t-shirta z keflaru. Dodatkowo ucieczka przed policją lub goniącym nas gangiem może być kłopotliwa. Jeśli ściga nas helikopter to bez wykupionego perka zmuszającego maszynę do odlotu wydaje się być wręcz niemożliwa. Nawet jeśli na chwilę zgubimy pościg, to nagle z każdej strony może pojawić się nowy radiowóz aby nas wyhaczyć. Sprawia to wrażenie jak by Ubi specjalnie zaprogramowało prześladowców tak, aby wiedzieli gdzie nas znaleźć uniemożliwiając natychmiastowe kończenie pościgów piątego poziomu zaalarmowania władz. No i można zapomnieć o wskakiwaniu do wody, tak jak to było w Watch Dogs 1. Policja San Francisco dysponuje doskonałymi jednostkami do ścigania takich wodników.
Tak więc aby skutecznie grać jako agresor i wdawać się w walki i pościgi niezbędne okazuje się wykupowanie perków odblokowujących się dzięki punktom badań, zdobywanych po przekroczeniu odpowiedniego progu followersów, podczas wykonywania misji lub zbierając je hakując rozsiane po mapie routery i anteny serwerów. Rozwój postaci w grze to bardzo bogate drzewko i to w jakie perki zainwestujemy może sprawić, że rozgrywka będzie wyglądała zupełnie inaczej. Jeśli ktoś stawia na ciche załatwianie misji to zapewne zainwestuje w drzewko z umiejętnościami dla dronów (zwłaszcza wyższy skok dla skoczka jest ważny), ale wtedy zaniedba gałąź strzelectwa i Marcusowi ciężko będzie wyjść cało z nawet niewielkiej strzelaniny. Smaczku rozwojowi postaci dodaje to, że praktycznie jedyne zbieractwo w grze również ma swój wkład w umiejętności Marcusa. Aby odblokować perki nie tylko potrzebujemy odpowiedniej ilości punktów badań, ale i danych wywiadowczych, które będzie trzeba wykraść z bazy wroga lub dostać się do nich w inny sposób hakując bramki i otwierając nowe rejony w budynkach, do których mamy ograniczony dostęp. I to jedyne elementy do zbierania w grze. Czy to nie piękne, że Ubi olało ten element, w którym większość developerów każe nam zbierać nic nie znaczące śmieci w hurtowych ilościach? Tutaj znajdziek jest niewiele i zebranie wszystkiego zajmuje może z trzy godziny, a do tego zebranie każdej znajdźki daje nam wymierne korzyści. Brawo Ubi!
W grze znajduje się też multiplayer. W każdym momencie możemy zostać zaatakowani przez innego hakera próbującego wykraść nasze dane lub sami możemy taką kradzież zainicjować. Pojawiły się też misje łowców nagród, w których możemy się wcielić zarówno w łowcę jak i zbiega. Grając jako uciekinier na karku mamy nie tylko ścigającego nas gracza, ale i policję co utrudnia sprawę choć nabranie wprawy pozwoli nam na coraz bardziej spektakularne ucieczki i eliminacje, zwłaszcza jeśli towarzyszyć będzie nam znajomy wcielając się w naszego ochroniarza. Trzecią opcją jest co-op polegający na wspólnym wykonywaniu specjalnych misji. Nie różnią się one wiele od tych z fabuły, ale wykonywanie ich we dwójkę dodaje smaczku. Wykradanie bazy danych z komputera mafiozów czy podpalenie upraw marychy smakuje lepiej kiedy jeden z graczy zdalnie eliminuje zagrożenia i zdobywa hasła dostępu, a drugi przykłada się do celu misji. Ewentualnie jeden wdaje się w strzelaninę, a drugi załatwia sprawy hakerskie lub obaj walicie w drużynę niczym Arnie i Sylwester siejąc śmierć i zniszczenie. Dodatkowo każda misja zawiera poboczne cele typu wykonanie misji bez wszczęcia alarmu lub zrobienie sobie fotki w określonym miejscu. O ile ataki hakerskie większość graczy olewa nie szukając nawet przeciwnika i pozwalając mu na pobranie danych. To misje co-op i zabawa w policjantów i złodziei to istna kopalnia miodu.
Najczęściej wytykaną wadą w recenzjach Watch Dogs 2 jest model jazdy pojazdami. Osobiście nie posiadam prawa jazdy i nigdy nie prowadziłem samochodu, a na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Dlatego nie wiem jak auta powinny się zachowywać, a model jazdy Watch Dogs 2 uważam za bezstresowy i idealny dla takich osób jak ja. Pojazdy prowadzi się płynnie i nie mają one tendencji uciekania poza trasę czy dachowania. To dla mnie ogromny plus, gdyż w grze stawiającej na zabawy z hakowaniem i dronami nie mam ochoty na walkę z prowadzeniem pojazdu. Nie gram w symulatory wyścigowe i bardzo łatwo prowadzące się samochody w Watch Dogs wchodzące płynnie w zakręt przy najwyższej prędkości trafiają w moje gusta. Jeśli oczekujesz wymagającego i naturalnego trybu jazdy to czekaj na Gran Turismo, a nie szukaj go w grze o młodych hakerach.
Jedyną większą wadą jaką zauważyłem w Watch Dogs 2, która doskwierała mi przez całą grę to okropny aliasing. Krawędzie posiadają takie ząbki, że można by nimi ścinać stuletnie dęby. Na szczęście problem jest zminimalizowany jeśli gracie na PS4 pro i tę wersję WD2 polecam gorąco.
Watch Dogs 2 to dla mnie największe zaskoczenie tego roku. Kandydat na grę roku, a na pewno nr jeden wśród tegorocznych sandboxow. Ubi powtórzyło historię Altaira i Ezio w przypadku WD. Sequel jest tak dobry i o tyle lepszy od jedynki, że praktycznie zapomniałem o przewinach przygód mrukowatego mściciela z Chicago. Teraz czekam na fabularne DLC i zapowiedź części trzeciej, a dwójce życzę sukcesu na jaki ta gra zasługuje.