- Jakość grafiki!!!
- Kapitan Price
- Klimat kampanii singleplayer
- punkty odrodzenia w meczach multi
- mimo wszystko trochę za krótki singleplayer
Wielu graczy ma już dość tego, że developerzy zalewają rynek remasterami znanych tytułów z poprzedniej generacji, zamiast skupić się na nowym IP lub dopieścić odpowiednio kontynuację swojego hitu. Dlatego też, gdy ogłoszono, że najnowszą odsłonę Call Of Duty – Infinite Warfare będzie można nabyć wraz z odnowioną wersją jednej z najlepiej przyjętych odsłon serii, czyli Modern Warfare, pojawiło się tyle samo głosów zachwytu co i sprzeciwu. Nic dziwnego, spodziewano się skoku na kasę i z doświadczenia jakie nabyli gracze, którzy ograli już wcześniej wydane remastery obawiali się o niszczącą wspomnienia produkcję, będącą odsmażanym kotletem. Na szczęście Activision nie poszło na łatwiznę i odpowiedzialne za remaster studio Raven stanęło na wysokości zadania pokazując przykład jak tworzyć remastery.
Trzeba zacząć od tego, że słowo remaster jest w przypadku odnowionego Modern Warfare bardzo krzywdzące. Fakt mechanika rozgrywki, misje kampanii wraz z fabułą i multiplayerem są żywcem przeniesione z oryginału, ale oprawa audiowizualna jest na poziomie aktualnej generacji konsol!
Zapomnijcie o kwadratowych, ciosanych tępą siekierą z dębowego pnia modelach postaci czy ubogich teksturach zaledwie sztucznie podciągniętych do wyższej rozdzielczości. Gdyby Infinite Warfare miał grafikę na tym samym poziomie co remaster MW, to nadal byłby bardzo ładną grą. Trzeba się mocno przyglądać, aby dostrzec słabsze elementy w oprawie mogące świadczyć o tym, że jest to odswieżana produkcja, a nie nowa gra. Jest nawet kilka tegorocznych premier, które wyglądają gorzej niż ten remaster.
Jak już wspominałem reszta jest taka sama jak w oryginale. W kampanii nie ma żadnych zmian w misjach ani w samej mechanice strzelania. Mimo wszystko zabawa jest zdecydowanie bardziej miodna niż w nowszych odsłonach. Każdą bronią strzela się tu inaczej, ciężkie karabiny mają ogromną siłę, ale też ogromny odrzut i przeładowują się całe wieki. Samopowtarzalna strzelba doskonale sprawdza się w zamkniętych pomieszczeniach, zdejmując każdego wroga jednym celnym strzałem, ale po wyjściu na otwarty teren lepiej przełączyć się na karabinek szturmowy strzelający szybkimi seriami na daleki zasięg.
Bogaty wybór środków wybuchowych w postaci min, materiałów C4 i granatów odłamkowych oraz błyskowych to może nie takie bajery jak wybuchy antygrawitacyjne czy śledzące wroga miny szperacze z najnowszej odsłony, ale zdecydowanie trafia do mnie taki arsenał. Mam tu swoich ulubieńców, których zabieram ze sobą, aby użyć w konkretnych fragmentach misji w przeciwieństwie do Infinite Warfare, gdzie tak na prawdę obojętne było mi to czy w ręce dzierżę nowoczesną strzelbę, karabin energetyczny czy innego grzmiącego kija. Robiło BUUM i zabijało? Było dobre. W Modern Warfare ściskałem pada wyobrażając sobie, że to trzymana przez mojego bohatera giwera.
Kapitan Price jest moim bohaterem. Skurczybyk zasługuje na własną grę będąca spin-offem serii CoD w TTP, bo to drań zjadający na śniadanie takich kozaków jak Arnie czy Rambo, a nawet samego Dicka Marcinko. Dlatego nic tak bardzo nie cieszyło jak jego zremasterowana morda wraz z poprawionym bujnym wąsem przechodzącym w nonszalanckie bokobrody, które tym razem nie wyglądają jak dziwne wrzodowate narośle na twarzy. Kto nie grał w Modern Warfare powinien być zachwycony kampanią. Fabuła jest przedstawiona w wyjątkowo efektowny sposób. Śmiało można powiedzieć, że jako dzielny wojak John „Soap” MacTavish bierzemy czynny udział w ratowaniu świata przed wojną nuklearną, którą próbują wywołać rosyjscy ultranacjonaliści. Od pierwszego zadania akcja pędzi niczym lokomotywa, której maszynista padł na zawał przyciskając ciałem wajchę gazu.
Nic dziwnego, że takie misje jak ta w Prypeci zapadły w pamięć graczom z całego świata. Poza świetnymi postaciami takimi jak wspominany Kapitan Price misje są świetnie napisane i fakt, może są przepełnione skryptami, które nie pozwalają nam na zbyt wiele swobody w eksploracji mapy czy swawolne działania, bo możemy nagle znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze i szybko zakończymy misję porażką, ale przez całą kampanię mamy na karku dreszcze dzięki zalewowi emocji z ekranu. Tu ciągle coś buduje napięcie, a sytuacje w których stawia nas gra powodują, że sama eliminacja przeciwników, która przynosi wiele radochy nie jest tu wcale jedyną czy nawet główną atrakcją. Kampania Modern Warfare jest genialnym scenariuszem filmu wojennego i to że można w nim wziąć udział sprawia, że to najlepsza przygoda w konsolowym FPS jaką przeżyłem zostawiając w tyle nawet nastawionego przecież na zabawę wyłącznie w singlu Wolfenstaina.
To, że akcja gry rozgrywa się w 2011 roku dodatkowo podnosi wartość zestawu z remasterem. Nie ma tu żadnych futurystycznych zabawek, biegania po ścianach czy superdługich wślizgów z podwójnymi skokami na czele. Dla osób głodnych takich klimatów mających dość futury doskonały wybór, bo mimo iż nie są to realia tak odległe jak pierwsza wojna światowa to i tak walka jest tu oparta na umiejętnościach operatora karabinu, a nie posługiwania się kosmicznymi gadżetami.
To samo tyczy się multiplayera. Jest tu zdecydowanie mniej chaosu i bieganiny na dziko jak w Infinite Warfare. Nadal rozgrywka jest bardzo dynamiczna i szybka, ginie się często i gęsto, ale ewidentnie czuć, że z pojedynków obronną ręką wychodzą doświadczeni gracze o wysokim skillu, a nie przypadkowi bohaterowie, którzy szybciej nacisnęli spust w ułamku sekundy od nastania napadu paniki po dostrzeżeniu wroga. Minusem multi są kamperzy, których tu wyjątkowo sporo, ale i beznadziejny system odradzania się po śmierci. Zbyt często zdarzyło mi się zginąć od razu po odrodzeniu, gdyż nie tylko odrodziłem się na terenie opanowanym przez wroga, ale wręcz w miejscu otoczonym przez nieprzyjaciół. Oczywiście sam tryb multi i jego lobby nie jest aż tak rozbudowany jak przypominający osobną grę wraz ze swoimi wieloma opcjami kustomizacji i personalizacji oraz systemem rozwoju postaci w Infinite Warfare. W 2007 nie było jeszcze takich fajerwerków jak setki skrzynek z drobnymi bajerami, zawieszkami czy nowymi kolorami broni. Tu więcej czasu spędza się w meczu zliczając fragi niż w lobby ubierając naszego milusińskiego.
Przyznaję, że mimo takiej oldskullowości trybu multi i jego ograniczeń zdecydowanie bardziej podoba mi się on w remasterze niż dzika i chaotyczna nawalanka w Infinite Warfare. Cieszy więc też, że chętnych do zagrania nie brakuje i czas oczekiwania na skompletowanie drużyn to zaledwie chwila, w której nie zdążymy nawet pociągnąć większego łyka piwa przed rozpoczęciem rozgrywki.
Jak ocenić remaster dziewięcioletniego tytułu, który większość graczy zna jak własne gacie? A no wysoko. Grając w Modern Warfare Remaster miałem uczucie deja-vu, a nie to które zwykle towarzyszy mi przy ogrywaniu remasterów, czyli paskudne uczucie grania w tę samą grę z podciągniętą grafą, która jednak rani oczy kanciastością i trąci myszką. Modern Warfare 2016 nie jest remasterem czy remakiem starszego tytułu. To pełnoprawna wersja hitu Activision na konsole nowej generacji i sprzedawana nawet w pełnej cenie byłaby zakupem godnym polecenia.
Ocenę końcową należy traktować z dystansem. Dotyczy ona oczywiście Modern Warfare, ale jako że gra jest dostępna (przynajmniej na razie) tylko w pakiecie Call of Duty Infinite Warfare Legacy Edition nie bardzo można traktować go jako osobny produkt. Gdybym miał oceniać pakiet Infinite Warfare wraz Modern Warfare to wystawiam mu śmiało ocenę 9,5, a dla osób którym model multiplayer CoDów pasuje mogą swobodnie dodać jeszcze te pół oczka bo wtedy dostaną idealną pozycję. Dwie zupełnie różne gry zarówno w kampanii jak i w multi, z którymi będziecie mogli spędzić niezliczoną ilość godzin i przeżyjecie jedne z najwspanialszych kampanii singleplayer w historii gier. Za niewielką dopłatą do nowej odsłony, Legacy Edition to jedyny słuszny wybór i doskonały prezent ze strony wydawcy dla fanów CoD. Mam nadzieję, że kolejne dwie odsłony Modern Warfare pojawią się choćby w takim samym pakiecie z nowymi odsłonami CoD w latach 2017-18 tak samo rewelacyjnie odświeżone jak część pierwsza. Activision, dziękujemy.